Trzeci sezon ekranizacji powieści George’a R.R. Martina początkowo niespecjalnie przypadł mi do gustu. Jego słynny już finał moją opinię częściowo zmienił, ale, no właśnie – częściowo.
Gra o Tron dość szybko awansowała do rangi jednego z moich ulubionych seriali, a że póki co udaje mi się wygrywać z pokusą i kolejne tomy książek czytać dopiero po skończeniu poszczególnych sezonów, losy mieszkańców Siedmiu Królestw i otaczających je krain nadal mnie zaskakują. Problem w tym, że w trzecim sezonie tych zaskoczeń aż tak wiele nie było. Nagromadzenie postaci i wątków niestety w końcu odbiło się na tempie wydarzeń i pojawiło się sporo momentów zwyczajnie nudnych. Niektóre postacie, jak Tyrion, potrafiły znikać na całe odcinki, inne, jak Daenerys, radziły sobie definitywnie za łatwo. Tu jednym kiwnięciem palca zdobywa armię, tam wrogowie pokonują się sami i do niej dobrowolnie dołączają. Pojawiły się sceny absolutnie kiczowate i niepasujące do klimatu serii jak romantyczny pocałunek na szczycie Muru. Oczywiście z majestatycznym widokiem i podniosłą muzyką w tle. Wątki Sansy, Theona, Aryi, Sama i paru innych postaci nawet jeśli całościowo dawały radę, to stawały się zbyt rozwleczone. A ze Stannisa dalej robi się bezwolną marionetkę, której nie da się lubić, mimo że jego książkowy odpowiednik to postać znacznie ciekawsza.
Na szczęście to, co przynudzało albo raziło, rekompensowały motywy dużo ciekawsze. Los Jona Snow i Straży Nocnej zaskakiwał i wciągał, postać Margaery oraz jej babci momentalnie trafiły do panteonu najbardziej lubianych przeze mnie postaci. Fascynującą przemianę przebył Jaime, a u jego boku zabłyszczała także Brienne. Tywin Lannister jak zawsze kradł sceny ze swoim udziałem, a jego rozmowy z dziećmi mogłyby samodzielnie udźwignąć cały serial. Na koniec zostawiłem oczywiście najważniejszą scenę sezonu, która wywołała prawdziwą burzę w Internecie. Prawdopodobnie każdy już ją widział bądź nie uniknął spoilera, ale jeśli komuś udało się tego uniknąć, to mu niespodzianki nie zepsuję i powiem tylko, że jeśli ja po obejrzeniu odcinka przez kilka minut wpatrywałem się w ekran i nie dowierzałem temu, co się stało, to znaczy, że mimo rozwleczenia ten sezon zły z pewnością nie jest. W sumie we wszystkich odcinkach naliczyłem cztery sceny naprawdę imponujące, nie jest to wynik tak dobry jak w poprzednich, ale nadal niezły.
Problemem serialu jest pewnego rodzaju schematyczność – pierwszy odcinek to przypominanie nam, gdzie zostawiliśmy dane postacie, następnie mamy powoli toczące się wydarzenia poprzetykane mocniejszymi akcjami, w przedostatnim odcinku otrzymujemy właściwy finał sezonu i jakieś Wielkie Zmieniające Wszystko Wydarzenie, a ostatni to rozstawianie pionków przed kolejnym. Przydałoby się jakoś zaburzyć tę konwencję, bo jeśli wiemy, w którym momencie spodziewać się zaskoczenia, to staje się ono mniejsze.
Aktorstwo nadal trzyma świetny poziom, chociaż znowu wadą staje się rozmiar obsady, bo wiele postaci nie ma okazji zabłysnąć. Wydaje mi się też, że w tym sezonie rzadziej mieliśmy okazję nacieszyć oczy nagością aktorek, co jako przedstawiciel samców poczytuję jako wadę. Efekty specjalne trzymały świetny jak na seriale poziom, choć, co do czego już zostaliśmy przyzwyczajeni, o co bardziej kosztownych w realizacji motywach mogliśmy jedynie usłyszeć. Na szczęście to, co zobaczyliśmy – czyli przede wszystkim popisy smoków – trzymały wysoki poziom. W miarę rozwoju wydarzeń coraz większe znaczenie zaczynają mieć też motywy nadprzyrodzone, ale nadal są one w cieniu spisków i intryg, więc nie psuje to klimatu opowieści. Oprawa dźwiękowa nadal zachwyca, a wplecenie Deszczy Castamere w scenę wesela było świetnym, wzbudzającym dreszcze na plecach pomysłem.
Gra o Tron to nadal jeden z najlepszych oglądanych przeze mnie seriali, choć nie da się ukryć, że trzeci sezon jest słabszy od dwóch poprzednich. Nadal bardzo dobry, ale rozwleczenie wątków zaczyna coraz bardziej dawać się we znaki. No i Zima mogłaby w końcu nadejść.
Jeśli spodobał Ci się mój wpis, byłoby miło, gdybyś zalajkował/a moją stronę na FaceBooku. Pojawiają się tam informacje o moich tekstach nie tylko z GP, ale także prywatnego bloga oraz z GOLa. Za korektę odpowiada Polski Geek, zachęcam też do odwiedzenia jego serwisu.