7 Days to Die – Minecraft i zombie nigdy za dużo? - Qualltin - 24 sierpnia 2013

7 Days to Die – Minecraft i zombie nigdy za dużo?

Można by jednym słowem rzec – sztampa. Można by nawet zarzucić totalny brak kreatywności czy oryginalności. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że to tylko skok na kasę wykorzystujący falę zainteresowania tematem. Można, ale zawsze jest też druga strona medalu. Tym wpisem po krótce chciałbym przedstawić produkcję dumnie poszerzającą swe grono graczy pod tajemniczą nazwą 7 Days to Die.

Ów tytuł to nic innego jak mało subtelne zebranie dorobku dwóch dzieł, mało oryginalnie zapakowane i przedstawione opinii publicznej jako coś zupełnie nowego. Rzekome nowe spojrzenie na wyeksploatowany temat to nic innego jak mieszanka Minecrafta z grą DayZ. Główne ideologie obu gier są zachowane. Czerpiąc pełną garścią z pierwszego źródła twórcy umożliwiają graczom kreować, niszczyć i wchodzić w interakcję z praktycznie całym światem gry. Na chwilę obecną jest to średniej wielkości mapa nosząca nazwę Navezgane. Podzielona na parę różnych biomów okolica wypełniona jest voxelami, które nierozłącznie kojarzą nam się z kwadratowym światem wykreowanym przez Mojang. Nawiązania do drugiego źródła same rzucają nam się w oczy. O ile nie można powiedzieć, że ze 100% pewnością nawiązywano właśnie do DayZ, to jednak mi, jako osobie, która we wspomnianego moda przegrała wiele godzin, nieodłącznie taki świat kojarzy się właśnie z dziełem Rocketa. Wszędobylskie zombie tylko czekają na nasz błąd, gdy podczas przeszukiwania ruin domu damy się zajść od pleców.

Ten kilof jakoś tak znajomo wygląda...

W praktyce wszystko przedstawia się prosto. Do stworzonej przez autorów mapy trafiamy z pustym ekwipunkiem. Rzuceni w dzicz musimy zacząć sami sobie radzić. Już na samym spawn poincie spotkać możemy wypalone, chodzące trupy, których jedynym celem będzie posmakowanie naszego mięsa. Nasza w tym głowa, aby jak najdłużej odwlekać tego nieuniknionego (bowiem prędzej czy później ginie każdy). O ile za dnia sprawa wydaje się raczej błaha, o tyle w nocy pełnię swoich możliwości pokazują hordy mutantów. Bez schronienia nie ma o czym mówić. Wkopać się pod ziemię? Nie ma szansy. W jakiś znany tylko im samym sposób są w stanie „wyniuchać” nas z dużej odległości i żadna warstwa ziemi, drewna czy skał nie jest w stanie nas przed nimi ochronić. Schować się w opuszczonym domu? Także odpada. Są w stanie przebić się przez ściany bądź doprowadzić do zawalenia się konstrukcji. Swoją drogą warto wspomnieć o tym, że już teraz zaimplementowano fizykę, która zdaje się wykonywać swoją pracę całkiem poprawnie. I tak jeśli tylko wejdziemy na przęsło mostu i spróbujemy grzecznie przeczekać noc, zombie doprowadzą do jego zawalenia (w miarę swych możliwości) przebijając się przez wszystkie możliwe podpory. Poza tym nigdy do końca nie wiemy w jakim stanie jest konstrukcja każdego z budynków czy mostów, bowiem potrafią one się zawalić chwilę po tym, jak na nie wejdziemy. Nigdzie nie jest więc bezpiecznie.

Pójdą nawet pod ziemię za Tobą...

Jak widać jest to tylko kolejna gra, przy której można się nieźle pobawić i stracić parę godzin. Co takiego jest więc w 7 Days to Die, czego nie ma w innych grach tego typu? W sumie, to nic. Ktoś kiedyś usiadł, przeliczył w głowie, że połączenie dwóch mających się dobrze pod względem popularnościowym gier może przynieść nie lada zyski. I skoro o profitach mowa, należy zaznaczyć, że za dostęp do fazy pre-alpha twórcy życzą sobie 35 zielonych, amerykańskich dolarów. Daje nam to ponad 110 złotych za grę, której pierwowzory kosztują kolejno około 80 złotych i 0 złotych. Skąd więc taka cenowa przebitka? Autorzy zapewne świadomi są faktu, iż ich dzieło ma szanse stać się hitem na miarę Minecrafta – o ile oczywiście rozważą wprowadzenie podwyższających wartość merytoryczną funkcjonalności. Bowiem jeśli nie zostanie wprowadzony m.in. mechanizm losowego generowania świata, gra bardzo szybko się znudzi. Jest też dosyć prosta jeśli chodzi o wyposażenie. W 5 minut jesteśmy w stanie uzbroić się po zęby do takiego stopnia, że przez świat, przynajmniej za dnia, możemy wędrować bez obaw. No i bez wątpienia – niezbędny będzie tryb multiplayer do pełnego wykorzystania drzemiącego w 7 Days to Die potencjału. Gra aż się prosi o rozbudowane kooperacje i potyczki próbujących przetrwać w wyniszczonej krainie grup. Wszystko przed nami. Jedyną obawą jest ta dotycząca ceny tej gry. Zdecydowanie jest za wysoka.

Leniwych odsyłać do TEGO filmiku, w którym przedstawiam całą mechanikę gry.

Nawiązać ze mną kontakt poprzez mój fejsbuk oraz konto jutjub.

Qualltin
24 sierpnia 2013 - 18:49