Batman: Arkham Origins wydaje się być dokładnie taki, jak można się było spodziewać – nowe studio zrobiło więcej tego samego, bojąc się linczu ze strony ortodoksyjnych fanów za wprowadzanie rewolucyjnych zmian. Tych pewnie doczekamy się w nextgenowej odsłonie, przy której po cichu i na spokojnie dłubie sobie Rocksteady. Sypią się siódemki i ósemki, co niektórzy spragnieni większej liczby nowości dają ciut niższe oceny. Parę osób też pojechało po pecetowej wersji za optymalizację i błędy…
…bank rozbiła jednak swoją recenzją Gamezilla. Porządny, konkretny tekścik punktujący wtórność oraz wady nowego Batmana. W podsumowaniu czytamy: „O ile po pierwszym wieczorze rozważałem jeszcze wystawienie 8+, tak z czasem zjeżdżałem z werdyktem. Zbyt wiele rzeczy zaczynało mi w nim nie grać, przynudzać, popadać w schematy albo gubić logikę. Okazjonalne bugi i ten nieszczęsny, końcowy uberbug również nie poprawiły sytuacji. Nie oznacza to, że ta gra jest crapem - to całkiem poprawny kawałek kodu, który wciąż zjadana na śniadanie The Amazing Spider-Mana. Tylko że nie tak odkrywczy (czego raczej się spodziewaliśmy) i nie tak dopracowany (tego już akurat mniej).”
Brzmi jak gierka na 5-6? Mi tak brzmi. Zamiast tego finalną oceną jest… jedynka. Najniższa możliwa ocena. Dlaczego? Bo recenzentowi przydarzył się bug uniemożliwiający ukończenie. Uznał to za wystarczający powód, by stosunkowo dobrą produkcję zrównać z poziomem absolutnego zła, dać jej ocenę, której nie daje się prawie nigdy.
Uważam, że to zagrywka godna tabloidowego bloggera chcącego wywołać konkretny szum. Ewentualnie głupich dzieciaków (nie użyję tego przeklętego słowa na gie, które wzięło się od nazwy placówek edukacyjnych, nie ma mowy), sprawiających, że średnia ocen wystawianych przez graczy jest całkowicie bezwartościowa, bo znają oni tylko jedynki i dziesiątki.
Recenzenci gier, przynajmniej ci chcący uchodzić za profesjonalistów, mają cholerny obowiązek oceniać produkcję jako całość – brać pod uwagę grafikę, fabułę, rozgrywkę, odnosić się do innych produkcji z danego gatunku i tak dalej. Optymalizacja oraz bugi oczywiście również są istotnym elementem oceny, ale – no właśnie – elementem. Recenzent Gamezilli przegrał przy Batmanie szesnaście godzin zanim ten mu się zablokował. W recenzji wymieniał sporo zalet oraz wad gry, ale wniosek był oczywisty – to nie jest zła produkcja.
To, że zdarzył mu się błąd uniemożliwiający ukończenie gry jest karygodne i nie powinno się wydarzyć w tytule premierowym. Jest to powód, by obniżyć ocenę, ale na pewno nie do najniższej. Sam jestem w stanie wymienić całą gamę tytułów, w których miewałem podobne sytuacje – zarówno pomniejszych produkcji indie jak Dear Esther, czy produkcji AAA pokroju Crysisa (żeby było zabawniej – zarówno podstawkę jak i dodatek Warhead. Oba psuły się przy końcu gry, każdy w inny sposób). Irytujące, psujące niejako zabawę, ale wystawienie z tego powodu tym tytułom jedynki byłoby wobec nich najzwyczajniej w świecie krzywdzące. To byłoby splucie na ambitność Dear Esther i w tamtych czasach olśniewającą oprawę Crysisa. Zwłaszcza, że bugi mają to do siebie, że nie zdarzają się u każdego i większość graczy może spokojnie ukończyć całość. I że zapewne sprawę szybko rozwiąże patch.
Teraz wyobraźmy sobie, że taka sytuacja to norma. Gra się zacina – 1/10. Nie możemy uruchomić gry – 1/10. Albo pójdźmy trochę dalej. Gra ma kontrowersyjne treści, które mnie brzydzą – jedynka (nie, żeby takie coś się nie zdarzało…). Jest za trudna – jedynka. Tnie się na moim sprzęcie – jedynka. Serio chcemy, żeby tak wyglądało profesjonalne dziennikarstwo growe? Jak ktoś chce oceniać gry zerojedynkowo, to niech korzysta ze skali zerojedynkowej. Dziesięć stopni jest po to, żeby wykorzystywać je wszystkie.
Zdaniem Misiaela, autora bloga Mistycyzm Popkulturowy: W tej konkretnej sytuacji (bo każdą tego typu sprawę powinno się rozważać oddzielnie, w zależności od kontekstu) stoję po stronie recenzenta Gamezilli. Jeśli dystrybutor dostarcza do oceny grę, która wskutek błędu jest niemożliwa do ukończenia, recenzent nie bardzo ma jak odnieść się do niej jako do całości. I jak wtedy rzetelnie ocenić grę? Uczciwy recenzent w takim momencie powinien odmówić napisania tekstu do czasu, aż dystrybutor dostarczy mu działającą wersję gry. Jeśli zaś tego nie zrobi – albo redakcja bardzo naciska – rzetelność dziennikarska wymaga uczciwego postawienia sprawy. I tak też postąpił Paweł Olszewski – w recenzji opisał wady i zalety tej części rozgrywki, do której miał dostęp, zaś ocenę końcową wystawił taką, na jaką zasługuje gra, której ze względu na błędy deweloperów nie da się ukończyć. |
AKTUALIZACJA: Redakcja Gamezilli ustosunkowała się do flamewara, który sama wywołała. Zachęcam do przeczytania.
Jeśli spodobał Ci się mój wpis, byłoby miło, gdybyś zalajkował/a moją stronę na FaceBooku. Pojawiają się tam informacje o moich tekstach nie tylko z GP, ale także prywatnego bloga oraz z GOLa