Triggerfinger. Godny polecenia stoner rock z Belgii. - fsm - 16 stycznia 2014

Triggerfinger. Godny polecenia stoner rock z Belgii.

Oto tekst dla tych, którzy lubią poznawać nowe zespoły. I na początek pytanie: ile znacie rockowych składów pochodzących z Belgii? Bez zastanowienia wymienię jeden - dEUS. Po krótkich wykopkach znajduję drugi - Soulwax. Tymczasem jest sobie trzecia grupa, tak czadowa i rajcująca, że aż się dziwię tak późnemu zapoznaniu sie z ich twórczością. Nazywają się Triggerfinger, a na ich trop naprowadził mnie kolega, któremu będę za to wdzięczny co najmniej do następnego wtorku. Pustynne, gitarowe łojenie rodem z USA ale "made in Belgium"? A jakże!

Chłopaki z Triggerfinger to trzej dojrzali rockowcy (średnia wieku to ponad 45 lat), którzy zaczęli razem grać w 1998 roku jako cover band (choć mieli też swoje kompozycje). Zwojowali tyle, ile się dało, a porządny płytowy debiut miał miejsce dopiero w 2004 roku przy okazji wydania płyty zatytułowanej po prostu Triggerfinger. Następny w kolejce był pierwszy album koncertowy Faders Up i nieco pominięty przez publikę album numer dwa - What Grabs Ya? (wydany później w reedycji z bonusami). Trzecia duża płyta (do kupienia bez problemów również w Polsce) to wydawnictwo All This Dancin' Around z 2010 roku, które teraz dostępne jest tylko w wersji "turbo" z czterema dodatkowymi utworami. Dyskografię zamyka Faders Up 2 - naprawdę zacny koncertowy album z 2012 roku, a teraz wszyscy zaznajomieni z twórczością Triggerfinger czekają na nowy materiał, który ma pojawić się wiosną.

Tyle w kwestii historii, bo przecież najważniejsze jest samo mięcho - fantastyczny śpiew i "wiosłowanie" w wykonaniu Rubena Blocka, mięsisty bas od pana Paula o trudnym nazwisku i perkusyjny kręgosłup zapewniany przez Mario Goossensa. Panowie grają solidnego rocka z włochami na klacie - hard rock, blues rock, stoner rock... Wszystko to pasuje do Triggerfinger, podobnie jak dobrze brzmiące określenie, że grają trochę tak, jakby Queens of the Stone Age spotkali się z Led Zeppelin i razem spłodzili muzyczne dziecko (które potem wygonili na amerykańską pustynię, żeby się zahartowało i pogadało z Dave'em Grohlem). Mam wrażenie, że szczególnie słychać to na trzecim, najlepszym albumie - ale nic dziwnego, skoro panowie nagrali go w słynnym studio Sound City w Los Angeles. I choć to wszystko jest naprawdę zacne i czadowe, to wielu twierdzi, że prawdziwą magię Triggerfinger pokazuje podczas koncertów. Namiastkę można znaleźć na YT, lub na wspomnianej powyżej koncertówce.

No i teraz najlepsze: Triggerfinger udostępnia swoje dotychczasowe nagrania za zupełną darmoszkę, do odsłuchu w serwisie Soundcloud. Wszyscy mogą więc na-ten-tychmiast się przekonać, jak bardzo naściemniałem powyżej. Na wszelki wypadek (dla leniwych) pozwolę sobie również zaproponować najlepsze kawałki z wszystkich trzech studyjnych albumów chłopaków:

Triggerfinger: Commotion, Back On Track, Camaro
What Grabs Ya: First Taste, Scream, What Grabs Ya
All That Dancin' Around: Feed Me, My Baby's Got A Gun, Tuxedo

A na koniec garść naprawdę udanych coverów w wykonaniu chłopaków (na start świetna, zeppelinowska wersja utworu Rihanny) oraz przypomnienie, że niebawem pojawi się nowa (też nagrywana w USA) płyta z logo Triggerfinger. Może nawet zahaczą o Polskę w ramach nowej trasy koncertowej? Miłego odsłuchu!

A prócz tego: Lykke Li - I Follow RiversDuffy - Mercy, MajorLazer - Get Free.

fsm
16 stycznia 2014 - 19:16