Gender to temat ostatnio praktycznie nieschodzący z ust każdego Polaka. Serwisy informacyjne huczą o tym, a sama ideologia i idąca za nią kontrowersja, przyćmiewa nawet wydarzenia dziejące się na Ukrainie. Ale ja nie o tym. Mówieniem o polityce się brzydzę, choć w każdym z nas po kilku głębszych budzi się wewnętrzny premier. Popłynę tylko na fali popularności mówienia o płciach. A dokładniej postaram się zająć się tą jedną, tą piękniejszą. Nie będzie żadnego wyżalania się o ex, ani gadania o tym, gdzie jest miejsce kobiety w dzisiejszych czasach. Za to z chęcią podzielę się tym, jak przedstawiane są one w grach komputerowych i jakie odczucia towarzyszą mi, kiedy widzę jak metalowy kolec penetruje zgrabne ciało panny Lary Croft. Będzie krew, będą piersi, czyli to, co wszyscy kochamy.
Ten tekst jest częścią Karnawału Graczy Blogerów #6 - Płcie i gry
Nigdy jakoś nie ogarnęła mnie wojna płci. Nie jestem szowinistą, choć lubię często rzucić niesmaczne żarty, mówiące o tym jak to kobieta nadaje się jedynie w kuchni. Taki mój męski styl bycia. Styl naśmiewający się ze stereotypów, których społeczeństwo używa częściej niż zdrowego rozsądku. Moje poglądy mają odzwierciedlenie w grach wideo. Jest mi to obojętne, czy gram mężczyzną czy kobietą. Najważniejsze jest to, żeby sama postać mnie w jakiś sposób zaintrygowała. Charakterem, stylem bycia, celami do osiągnięcia, swoją historią. Płeć jest mi w tym momencie obojętna. Ale to tak tylko słowem wstępu, bo sam artykuł może na początku zaśmierdzieć nieco bronieniem bab.
Ciężko nie ustrzec się stwierdzenia, że gry to branża błyszcząca wśród innych, przelewającym się w niej seksizmem. Spójrzcie tylko na okładki gier lub materiały promocyjne produkcji, w których bohaterkami są kobiety. Nie muszą być to role główne. Ba! W ogóle nawet nie muszą pełnić szczególnej roli w rozgrywce. Większość z nich błyszczy golizną, odsłoniętym nieco kawałkiem cyca, wyłącznie w celach marketingowych. Nie ma co się oszukiwać. Ładnie, skąpo ubrane panie świetnie reklamują praktycznie każdy tytuł, a przy tym znacząco wpływają na jego sprzedaż. Przedmiotowo ukazanych kobiet można wymieniać mnóstwo. Starsze Tomb Raidery, nowe Mortal Kombat, Soul Calibury kipiały nimi w szczególności mocno. A taki Lollipop Chainsaw przywodzi prędko na myśl, bogato obdarzoną cheerleaderkę, a dopiero potem masę zombie i samą piłę mechanicznę dzierżoną w dłoni protagonistki. To tylko udowadnia kto jest głównie odpowiedzialny za produkcję oraz jednocześnie odbiór gier - chłop. Dżizaz, faktycznie brzmię jak femistka, snująca teorie spiskowe.
Żeby płci pięknej nie było smutno, stworzono też inne archetypy. Kobiety waleczne, damy w opresji, femme fatale czy po prostu do szpiku złe baby. Ich osobowości są często fajnie napisane i w mężczyznach potrafią wzbudzić szacunek, strach, współczucie albo politowanie. Niestety, obcowanie z nimi przez dłuższy czas wywołuje odruchy wymiotne. Takie postacie są zwykle strasznie przejaskrawione, dlatego ich działania, pobudki oraz zachowania nie robią na nas większego wrażenia. Zaczyna się robić przez nie sztampowo, przewidywalnie, a w końcu nieznośnie.
Warto dodać, że medal za najgorsze role kobiece w grach dostają Japończycy. Chociaż i oni potrafią zabłyszczeć. Ich visual novele, albo choćby główne odsłony Persony kojarzą mi się z chyba najbardziej wiarygodnymi osobowościami, w szczególności tymi płci przeciwnej. Jednak produkcje z kraju kwitnącej wiśni to zwykle piszczące, niezaradne babki z gigantycznymi piersiami, będącymi zapewne powodem licznych wad kręgosłupa. Frustrują niemiłosiernie i swoim zachowaniem tylko prowokują do tego, żeby je udusić. Dziwnym trafem są to oczywiście najlepsze przyjaciółki głównego bohatera, co tylko utrudnia sprawę. Nie, tak się tego nie robi panowie Japończycy!
Czego zatem brakuje? Cholera, brakuje naturalności. Nie miałem jeszcze okazji grać w coś, gdzie postać kobieca by mnie nie denerwowała, a sprawiała wrażenie uprzyjemniającej podróż. Nie świeciła szczególnie cycem, pomagała, nie tak często wpadała w tarapaty, potrafiła być samowystarczalna, a przy tym była dowcipna, lekko tajemnicza i początkowo trudna do zrozumienia. Po prostu taka, żeby faktycznie dało się ją polubić i zaciekawiała gracza charakterem, a dopiero później zgrabnym ciałem.
Trzeba jednak troszkę pogratulować obecnemu game devowi i kierunkowi jaki sobie obrał. Twórcy wreszcie poszli po rozum do głowy i zaczęli lepiej projektować postacie żeńskie. Ostatnie półtora roku udowodniło, że stać ich na stworzenie bardziej wiarygodnych babek, którym faktycznie można kibicować, pomagać oraz czerpać przyjemność z uczestniczenia w ich podróży. Clementine, Elizabeth, nowa Lara Croft, a przy okazji wspomnę też o Elice z Prince of Persii z 2008 roku. Fajnie oglądało się je w akcji, dobrze walczyło się z nimi u boku, a przede wszystkim wsiąkało się w ich przygody, rozumiejąc uczucia im towarzyszące. Nadal brakuje im do mojego ideału, podanego wyżej, ale nie zmienia to faktu, iż powolutku robiony jest jakiś postęp. I chwała za to!
Czy doczekam się kiedyś idealnej postaci kobiecej? Na pewno tak, bo już teraz niektóre potrafią mnie oczarować, a możliwości jakie otwiera ze sobą technologia next-genów, zaostrza apetyt. Nadal jestem przekonania, że płeć piękna w grach, to głównie panie potrafiące zaciekawić wyłącznie walorami ciała. Jednakże powoli z czasem zmieniam swoje zdanie.
A jakie są Wasze ulubione postacie kobiet w grach? A może chcecie wjechać na to jak zostają ukazani mężczyźni? Nie ma sprawy! Dzielcie się swoimi opiniami w komentarzach! Zapraszam do dyskusji!
Zapraszam również do przeczytania tekstu dzikiego o zbliżonej tematyce do tego wpisu.
Zachęcam do odwiedzania mojego fanpage na facebooku oraz ćwierkacza. Znajdziecie tam sporo różnych przemyśleń, głupot i dowiecie się co słychać u Rasgula. Pozdrawiam!