Byłem niedawno w kinie na Kapitanie Ameryce: Zimowym Żołnierzu. Film bardzo dobry, łapiący się do ścisłej czołówki adaptacji marvelowych komiksów. A mimo to z kina wyszedłem zniesmaczony. Bo film może i dobry, ale nie lubię, kiedy dystrybutor jawnie daje mi do zrozumienia, że ma mnie w poważaniu. Bardzo głębokim.
Znacie kogoś, kto lubi filmy w 3D? Bo ja, przyznam się szczerze, nie. Każdy znajomy, który kino odwiedza częściej niż raz na pięć lat, uważa, że jest to bajer zbędny, zazwyczaj przereklamowany i służący przede wszystkim wyciągnięciu od widzów większej kasy za bilet. Stąd, mając wybór między 2D a 3D, wybiera się to pierwsze. Nie mając tego wyboru, najczęściej nie idzie się do kina wcale, chyba że na obejrzeniu danego filmu zależy nam wyjątkowo bardzo. Czego dystrybutorzy zazwyczaj zrozumieć nie mogą, dla nich większa opłata za bilet z automatu oznacza większy zysk – no bo przecież jak ktoś chce film obejrzeć, to obejrzy.
No i filmy Marvela, gdy zaczął się szał na trójwymiar, oczywiście na tridi przeskoczyły. Od 2010 roku fani wyboru nie mieli i musieli oglądać superherosów w jedynej słusznej wersji. Albo nie oglądać wcale, co dla wielu, w tym dla mnie, okazało się rozwiązaniem preferowanym. Tym niemniej, gdy zbliżała się premiera drugiego Thorza, fani się zebrali i zorganizowali latem ubiegłego roku akcję, za pomocą której zdołali przekonać dystrybutora do wprowadzenia wersji 2D. Pełen sukces! Yeah, right… dopóki nie okazało się, że 2D owszem, będzie… ale tylko z dubbingiem. Co fani myślą o jakości dubbingu Avengers i spółki oraz samej idei podkładania głosów do takich filmów, raczej nie muszę wspominać. Tym sposobem Disney zakpił sobie jawnie z fanów, bo nie wierzę, absolutnie nie wierzę, by nie byli świadomi tego, że ci, którzy prosili o wersję 2D, mieli na myśli wersję z napisami. A nie wspominali o tym tylko dlatego, że było dla nich oczywiste, że jak 2D będzie, to w obu wariantach językowych.
W tym roku zabawa zaczyna się ponownie – zorganizowana została kolejną petycja, w której, tym razem czarno na białym i łopatologicznym językiem wytłumaczone jest, jakiej konkretnie wersji chcemy. Zachęcam do dopisania się – może pomoże, a na pewno nie zaszkodzi.
Wracając jednak do Kapitana Ameryki – z wyżej wymienionych powodów początkowo nie chciałem filmu oglądać wcale, ale zachęcony świetnymi recenzjami przemogłem się i wybrałem wersję z napisami i 3D. I poczułem się, jakby ktoś mnie opluł. Nigdy, przenigdy nie widziałem w kinie tak niechlujnego i zrobionego na totalny odwal się tłumaczenia. Nie chodzi mi tutaj o tłumaczenie nazw własnych, bo z tym bywa raz lepiej, raz gorzej, nauczyłem się zaciskać zęby i przyjmować to na klatę. Nie, chodzi mi o całe zdania tłumaczone mechanicznie, bez jakiejkolwiek poprawki na to, że po polsku brzmią nienaturalnie. Chodzi mi też o literówki. W ciągu pierwszych dziesięciu minut było ich ze dwadzieścia. Zgubione literki, ą zamiast ę, ucięte słowo – cała gama błędów. Później było ich chyba mniej. Chyba, bo miałem już dość i rozmyślnie unikałem czytania, skupiając się na tym, co postacie mówiły.
To jest parodia. Nie dość, że zmusza się widza do zakupu droższego biletu, udaje dobrego, odpowiadając na prośby fanów, po to, by potem okazało się, że zrobiono ich w konia, to jeszcze przygotowuje tłumaczenie, którego nikt nawet raz nie przeczytał, zanim udostępniono je tysiącom widzów. Już więcej profesjonalizmu mają gimnazjaliści amatorsko tłumaczący pirackie filmy. Oni przynajmniej przed puszczeniem czegoś w sieć zazwyczaj robią jakąś korektę.
I tak Disney sobie kpi z takich jak ja. Z fanów, którzy nie tylko film z chęcią w kinie obejrzą, czasem nawet kilkukrotnie, ale są też przede wszystkim doskonałym źródłem reklamy. Bo dla nas to nie jest kolejny film jakich wiele, a ekranizacja czegoś, co lubimy, czym się pasjonujemy. Film, o którym chętnie mówimy na prawo i lewo, do którego obejrzenia zachęcamy. O ile nie traktuje się nas jak kupę na bucie. Wtedy zamiast o filmie, mówimy o tym, jak spartaczono jego polskie wydanie.
Jeśli spodobał Ci się mój wpis, byłoby miło, gdybyś zalajkował/a moją stronę na FaceBooku. Pojawia się tam sporo zawartości, która Jaskinię omija. Za korektę odpowiada Polski Geek, zachęcam też do odwiedzenia jego serwisu.