„Axiom” w języku angielskim oznacza „aksjomat” lub też „pewnik”. Dla mnie takim „pewnikiem” była wysoka forma brytyjskiego zespołu Archive. Przynajmniej do 2013 roku, gdy miałem okazję ujrzeć ich na żywo. Występ ten zawiódł mnie na całej linii i nie nastrajał optymistycznie przed odsłuchaniem najnowszego albumu, którego premiera zbliżała się wielkimi krokami. Niepokoju dodawał fakt, że Archive zaplanował sobie przedsięwzięcie nietypowe i ryzykowne – ich dzieło miało tak naprawdę obrazować krótkometrażowy (ok. 40 minut) film ich własnego autorstwa. Czy te ambitne plany udało się zrealizować? Czy obietnice o wysokiej jakości muzyki zostały dotrzymane?
Chociaż oczekiwałem w wielkim napięciu na ten krążek martwiąc się bardzo o jego jakość, nie mogłem też zapomnieć o świetnych dokonaniach Londyńczyków, na czele z świetnym Noise (starszy Archive) oraz znakomitym Controlling Crowds (nowsze oblicze zespołu z 2009 roku, to z tego krążka pochodzi piosenka Bullets, która w tak mistrzowski sposób została wykorzystana w trailerze gry Cyberpunk 2077). Osobiście jestem wielki fanem tej drugiej płyty i miałem nadzieję, że zespół podąży tą ścieżką, poprawiając jakieś drobnostki, które nadawały się do poprawy i rozwijając jeszcze bardziej to, co było bardzo dobre. Niestety – tak się nie stało. Zamiast ciekawego i bardzo udanego mariażu prog-rocka z (industrialną) elektroniką polaną w sosie trip hopowym otrzymaliśmy dziwne, szalenie eklektyczne (ale nie w dobrym sensie) dzieło, które ciężko jest do czegokolwiek przyporządkować. Na płycie, trwającej tyle co film, czyli ok. 40 minut, znalazło się miejsce na siedem kompozycji. Część z nich jest bardziej akustycznych, część bardziej trip hopowych, część zaś można z powodzeniem przypisać do nurtu muzyki filmowej. Kolejne piosenki różnią się od siebie bardzo, ale prawie żadna z nich nie jest w stanie bardzo zachwycić słuchacza czy przykuć jego uwagę. Axiom zaczyna się jednak bardzo obiecująco – od promującej całe wydawnictwo 3-minutowej kompozycji Distorted Angels, która bardzo zachęca do odsłuchu dalszych utworów i od razu pozwala się zorientować z jakim zespołem się mierzymy. Niestety kolejne kawałki… nudzą. Niezależnie czy są bardziej elektroniczne, czy mają więcej gitar, czy na pierwszy plan wysuwają wokal i promują granie akustyczne nie są w stanie zachwycić słuchacza niczym szczególnym.
Wydaje mi się, że to, co kładzie ten album znajduje się w samej podstawie jego założeń – czyli byciu muzyką „tylko” wspierającą jakiś obraz. Szczególnie, że nie mogę pozbyć się wrażenia, iż ci londyńscy artyści zaczęli w trakcie nagrywania tego krążka cierpieć na schizofrenię i nie wiedzieli do końca co ze swoim dzieckiem począć i jakiego życia dla niego oczekują. Z jednej strony ma to być część większej całości. I ok – ja to rozumiem i szanuję taki wybór (chociaż wcale mnie on nie cieszy). Dobrze by jednak było, gdyby ludzie z Archive trzymali się tego postanowienia. Tymczasem, jak już napisałem, mam dziwne wrażenie, że w swoim niezdecydowaniu w pewnym momencie zapragnęli, by Axiom było też dziełem w pełni autonomicznym, żeby ta płyta sama w sobie stanowiła większą zamkniętą całość. Przez ten brak zdecydowania i podjęcia szybkiej, jednoznacznej decyzji z jednej strony kolejne utwory zbudowane są tak, by być tylko tłem do jakiejś akcji, a z drugiej aspirują do bycia tą akcją samą w sobie. Sytuacja ta jest dosyć dziwna i nie pozwala naprawdę dobrze odbierać tego albumu – ni to soundtracka, ni to prog rockowego grania, ni to dzieła trip hopowego.
Trzeba jednak przyznać, że muzycy z Archive to prawdziwi fachowcy – i to na kilku płaszczyznach. Po pierwsze Axiom, co by o tym dziele nie mówić, jest rzeczą bardzo klimatyczną. I dosyć mroczną. W epoce kolejnych słodkawych zespolików mroku i płaczu nigdy za wiele – i to Archive wciąż, po tylu latach!, nam to oferuje. Po drugie artyści odpowiedzialni za tą płytę są bardzo dobrymi instrumentalistami, o niebanalnych pomysłach i dużej umiejętności, by je realizować. Nie zawsze są to pomysły trafione, ale Axiom na pewno jest dziełem podobnym do swoich rockowych czy elektronicznych „kolegów”. Warto także napisać parę słów o jakości nagrania. Ta w tego typu muzyce (czyli nie w jazzie czy klasyce) zwykle pozostawia wiele do życzenia (dobrym przykładem jest ostatnia płyta, którą recenzowałem na łamach Gameplay’a, czyli Music Inspired by the Life and Times of Scrooge) - tutaj zaś jest inaczej. Nagranie jest nieźle zrealizowane, brzmienie nasycone i dynamiczne tam gdzie trzeba, bardzo ładnie wypada wokal, który tu i ówdzie został przepuszczony przez różne ciekawe efekty. Godny pochwały jest także sposób wydania albumu – można go nabyć w digipacku z dwiema płytami (album na CD plus DVD z filmem), ale warto poszukać i nabyć wersję na LP, gdzie za relatywnie śmieszną cenę (ok. 70 zł) dostajemy album na winylu oraz wyżej wspomniane krążki CD i DVD. I rzecz ostatnia, chociaż zdecydowanie najważniejsza spośród wszystkich zalet tego albumu- chociaż w większości czasu wieje od Axiom nudą (szczególnie w wypadku tych bardziej soundtrackowych wstawek), to nie wszystkie kawałki są bardzo złe. Chwaliłem już otwierający utwór, bardzo fajnie wypadają też fragmenty „śpiewane” w kompozycji Shiver, melancholijna wokalna wstawka z The Noise of Flames Crashing , która miejscami brzmi jak fenomenalne Day That You Go z Controlling Crowds czy ostrzejsze gitarowe granie, które znajdziemy np. w Baptism.
Nie oglądnąłem filmu, który został przygotowany przez członków Archive. Uznałem, że skoro zdecydowali się wypuścić ten album na CD, to chcą, by ich muzyka była traktowana jako dzieło w pełni żyjące własnym życiem. Tak na nie spojrzałem – i pod tym kątem zawodzi. Miota się między byciem „tylko” tłem, a czymś więcej, udane chwile dobrej muzyki przeplata z momentami totalnej nudy, nie wie jak zaciekawić słuchacza na dłużej. Być może w filmie muzyka ta rzeczywiście zyskuje więcej sensu – tego nie wykluczam i pewnie za jakiś czas z przyjemnością sam się o tym przekonam. Jednak jako album muzyczny Axiom przegrywa w przedbiegach ze swoimi starszymi braćmi i siostrami. Pozostaje mieć nadzieję, że Archive w następnym albumie wróci do „swojego” grania bez schizofrenii.
PS. Koniecznie obczajcie co do powiedzenia na temat Axiom ma Klaudyna – jej album bardziej się spodobał.
Mój fanpage na FB Music to the People
Poprzednie recenzje:
Tuomas Holopainen – Music Inspired by the Life and Times of Scrooge
Led Zeppelin – remastery płyt Led Zeppelin I, II oraz III