Firma Naughty Dog postanowiła zrobić coś nowego na mijającą generacje konsol. Twórcy Crasha Bandicoota oraz serii Jack & Daxter, zdecydowali się wyjść poza ramy platformówek dla dzieci i stworzyć coś dojrzałego. Możliwości w tamtych czasach konsoli PS3 były kosmiczne, co pozwoliło twórcom pójść na całość. Firma postanowiła stworzyć coś ekskluzywnego i egzotycznego. Nathan Drake miał być nowych Indiana Jonesem. Czy tak się stało? Zapraszam na recenzję Uncharted: Drake's Fortune.
Naughty Dog pracował nad grą prawie 2 lata. W grudniu 2007 roku gra ukazała się i od samego początku kampania reklamowa robiła co mogła, by o grze wiedziało jak najwięcej graczy, gdyż był to jeden z exclusivów na PS3. Twórcy mieli za zadanie stworzyć grę przepełnioną akcją, tajemnicą i historycznym nawiązaniem do prawdziwych osób. W tym wypadku chodzi o sir Francisa Drake'a. Nathan Drake to potomek wielkiego korsarza, który stara się odnaleźć zaginioną trumnę jego przodka. Dzięki wskazówkom udaje mu się wreszcie odnaleźć trumnę niedaleko wybrzeża Panamy. W tym momencie statek atakują piraci i od razu – już na początku gry – przechodzimy do akcji. Tak można w skrócie opisać początkową fabułę gry. Później akcja się rozkręca i do akcji wkracza nasz stary znajomy Sully i jego niegodziwi koledzy. Fabuła nie jest jakoś bardzo skomplikowana, a ma swoje momenty. Cała historia jest tutaj na plus, bo w niektórych momentach mnie zaskoczyła. Jak w przypadku łodzi podwodnej w środku dżungli czy z zarażonymi przez klątwę konkwistadorami i niemieckimi żołnierzami.
Lokacje to już bajka. Uncharted miał promować i promuje możliwości nowej konsoli firmy Sony. Gra jest piękna, od morskich zatok, poprzez starożytne zatopione miasta, zapomniane świątynie i ponure grobowce. Czym twórcy chwalili się przez wypuszczeniem gry? Wspaniale stworzoną woda. I im się nie dziwię. Wody tutaj mamy masę. Od lokacji na pełnym morzu w blasku dnia, poprzez wspaniałe górskie zatoki z zachodzącym słońcem. Kończąc na częściowo zatopionych zamkowych piwnicach, jaskiniach oraz spienionych rzekach w środku dżungli. Widać to dobrze, gdy poruszamy się na skuterze wodnym. Reszta lokacji również robi ogromne wrażenie, jak tajny bunkier niemiecki oraz opuszczona katedra. W skrócie można powiedzieć, że cała gra to architektoniczne i kolorystyczne arcydzieło.
Rozgrywka w grze jest jedną wielką sprzecznością. Mamy tutaj masę platformowych elementów. Skakania, wspinania się i bujania na lianach oraz łańcuchach. Takie wybryki cyrkowe to dla naszego bohatera chleb powszedni. Niczym Prince of Persia, Drake potrafi przeskakiwać po balkonach, blokach skalnych, czy końcu podziurawionych ścianach, niczym jakiś Spider-Man. Jest to bardzo efektowne, gdy nasz bohater chwyta się jedna ręka skarpy i z łatwością małpy wspina się i osuwa według uznania. W tym miejscu kolejny szacun dla twórców, gdyż jeszcze wcześniej (przynajmniej nie jestem w stanie sobie przypomnieć) nie spotkałem się z czymś takim. Nathan może wisieć na balkonie z nogami w powietrzu i bez kłopotu utrzyma się na jednej ręce, by drugą sięgnąć po pistolet i zacząć strzelać do przeciwników. Szok. Drake potrafi również jedną ręka zmieniać magazynek, ale według mnie to już za dużo. Przejdźmy dalej.
Model strzelania jest dobry, ale osobiście musiałem się do niego przyzwyczaić. Nie wiem dlaczego, ale od początku było mi trudno zabić kogokolwiek. Związane to jest również z ruchliwością przeciwników, ale także nasz celownik to wariat. Po oddaniu strzału buja się na boki i przy strzelaniu serią np. z AK 47, moje pociski leciały w niebo (złe nawyki z Gears of War). Możemy również schować się za przeszkodami w postaci kamieni, drewnianych skrzynek, niewielkich murków i powalonych drzew. I trzeba się chować, gdyż przeciwnicy mają zbyt rozwiniętą inteligencję i gdy jesteśmy na otwartej przestrzeni, bez trudu podziurawią nas jak sito. Siedzenie zbyt długo za jedna przeszkodą, także nie jest dobrym pomysłem. Przeciwnicy starają się nas flankować, czasami nawet z kilku stron na raz, a gdy skończy nam się amunicja, krzykiem przekazują sobie ten fakt i ruszają bez obawy do ataku. Gra jest ciężka i trudna, a gdy najemnicy wyciągają grubą artylerię w postaci granatników i karabinów snajperskich, to dopiero dostajemy w kość. Ogólne wrażenia jest dobre i widać, że twórcy dużo czasu spędzili na dopracowywaniu wszystkiego. Drake może również spuścić łomot ręcznie, ale nie radzę rzucać się na grono przeciwników z gołymi rękami w przypływie gniewu. Rada. Używać siły w ostateczności i z rozwagą, a nie dostaniecie kulki. Warto tutaj wspomnieć, że w grze są dwa momenty, które pozwalają nam poruszać się wehikułem i dodatkowo z niego strzelać. Chodzi mi tutaj o ucieczkę jeepem przez dżunglę oraz pływanie skuterem po zaginionym mieście. Fajne urozmaicenie, którego nie warto brać na poważnie. Drake jest mistrzem w posługiwaniu się bronią palną. Niestety możemy mieć tylko przy sobie dwa rodzaje broni - długą i krótką oraz granaty. W sumie mamy do wyboru trzy pistolety, dwa karabiny maszynowe, strzelbę, karabin snajperski oraz granatnik. Jakby tego było mało w ręce wpadnie nam jeszcze niemiecki karabin MP 40 pamiętający jeszcze czasy II wojny światowej.
Do przejścia będziemy mieć 22-a rozdziały składające się na całą historię z finałowym bossem na końcu gry. Dla niektórych graczy gra może wydać się krótka, ale by ją przejść za pierwszym razem będziemy potrzebować od 10 do 15 bitych godzin. To nie mało, ale gdy się człowiek rozkręci i do tego ma doświadczenie z innych podobnych tytułów, jak Prince of Persia oraz Gears of War, to pójdzie mu jak z płatka. Podczas rozgrywki trafimy na kilka motywów logicznych, ale dzięki naszemu notesowi bez problemu rozwiążemy zagadki i otworzymy ukryte przejścia. Dziecinada. Muzyka i dźwięk są tutaj również mocną stroną. Gdy chodzimy po dżungli słyszymy spokojne i ciche nuty. Natomiast gdy wkraczamy do walki, muzyka przyspiesza i stara się nam dodać adrenaliny. Voice acting został wykonany przez najlepszych w swoim fachu. Aktorzy pomimo słabych tekstów dają tutaj z siebie wszystko i pomimo tego, że nie zawsze widać te emocje na cyfrowych modelach, wyczuwalna jest ona w mowie. Nolan North (podkłada głos do większości współczesnych gier) oraz Emily Rose (aktorka znana z głównej roli w Haven są tutaj na plus. Po przejściu gry będziemy mogli pooglądać masę dodatkowych materiałów z tworzenia gry. Popatrzymy na fachowców przy pracy, z komentarzem, który przybliży nam jeszcze bardziej świat Uncharted oraz firmę Naughty Dog.
Na koniec zostawiłem sobie narzekanie i chcę wytłumaczyć dlaczego. Ta gra jest sama sobie sprzeczna. Twórcy chcieli stworzyć grę, która będzie realistyczna, a zarazem zabawna i pełna akcji, z wciągającą fabułą. Chcieli to uzyskać poprzez nowoczesną grafikę, dobry scenariusz i zabranie z innych gatunków po trochę. Wyszła taka mieszanka, na którą jednak trzeba patrzyć fragmentarycznie, gdyż patrzenie na całość daje nam mieszane uczucia. Według mnie gra nie do końca wie czym jest i co ma z niej wyciągnąć gracz. Przykłady. Na początek weźmy pod lupę model strzelania. Dlaczego tylko ja zmieniam magazynki i muszę przeładować swoją broń. Natrafiłem na sytuację, gdy schowany za skałą czekałem aż jakiś super najemnik przestanie strzelać. Nie doczekałem się. Koleś nieustanie pakował z kałacha we mnie. Inny problem był z chowaniem się za przeszkody. Nie zawsze ratowało nas przez śmiercią. Nieraz, już schowany, dostawałem serię i ginąłem. Sam system celowanie za winkla, mógł zostać bardziej dopracowany. Przykład, gdy już całkiem stałem schowany za skałą, mogłem bez trudu strzelać do wrogów, nie trafiając w krawędź ściany. Na koniec nasza pani dziennikarka Elena Fisher. To według mnie największa sprzeczność. Pojawia się i znika. Bezbronna kobieta z kamerą z ręku w jednym rozdziale, nagle w drugim bez trudu operuje pistoletem oraz granatnikiem, a jeździ jeepem jak kierowca rajdowy. Po czym kilka rozdziałów dalej znów staje się bezbronną kobietą, którą trzeba ratować. Scenarzyści, zdecydujcie się... Wisienką na torcie są zainfekowani niemieccy żołnierze i wcześniej hiszpańscy konkwistadorzy. Jakby nigdy nic wyskakują pod koniec gry i chcą cię pożreć. W sumie to ostatnie możecie wymazać, gdyż po sprytnych najemnikach fajnie jest postrzelać do głupich krwiożerczych bestii, które nie mają w rękach granatników i nie chowają się po kątach. Bez problemu można przymknąć oko na techniczne niedociągnięcia, ale nie można wybaczyć zbyt wysokiego poziomu trudności. Na normalnym poziomie zwykli przeciwnicy potrafią nas zabić kilkoma celnymi strzałami lub jednym konkretnych ze snajperki lub granatnika. Irytacja sięga maksimum, gdy nasz bohater nie skoczy tam gdzie chcemy lub minie się z półką i spadnie w przepaść. Pomimo ogromnej pracy jaką wykonali tutaj twórcy, można było jeszcze trochę posiedzieć nad tytułem i dać nam jeszcze lepszą produkcję.
Podsumowując. Już dawno żadna gra tak bardzo mnie nie zirytowała. Pomimo pięknych lokacji oraz szczegółowej grafiki mamy masę niedociągnięć jak system chowania się czy nie zawsze dokładne platformowe skakanie. W sumie miło spędziłem czas, bo historia jest strawna, z niezłymi momentami i przepięknymi, zapierającymi dech w piersi widokami. Drake stara się być nowym Indiana Jonesem, ale mu za bardzo nie wychodzi. Już dziś wiemy, że gra jednak odniosła wielki sukces, gdyż na PS3 pojawiły się dwie kolejne części oraz niedawno zapowiedziana została czwarta odsłona. Moja ocena to 8 przeciwników, w których wpakowałem cały magazynek, a i tak mnie zabili, na 10 łodzi podwodnych znalezionych w dżungli. Czyli wielka przygoda i niezapomniana zabawa w szukanie skarbu El Dorado, przy której rozwalisz swojego pada lub nawet konsolę PS3.
Inne moje recenzje gier:
3. God of War: Chains of Olympus