Czarny Wilk zrobił swoje. Jego recenzje kolejnych tomów Wielkiej Serii Komiksów Marvela ostatecznie przekonały mnie, by jednak zagłębić się w świat superbohaterów, potężnych złoczyńców, zakręconych historii, nagłych zwrotów akcji oraz mniej lub bardziej zapierających dech w piersiach grafik. Do tej pory moje kontakty z komiksami ograniczyły się do przeczytanych w dzieciństwie, wyrwanych z kontekstu i bardzo mrocznych, pojedynczych publikacji o Spider-Manie i Batmanie oraz nabytych gdzieś na wyprzedaży trzech odcinków serii o Lobo. Startowałem więc z punktu zerowego, bez praktycznie żadnego tła historyczno-fabularnego i większej orientacji w świecie Marvela. A wybór, dość przewrotnie, padł na niespecjalnie polecany przez Czarnego Wilka crossover Secret Wars z 1985 roku....
Czy mogę jakoś uzasadnić swoją dziwną, niezrozumiałą pewnie dla wielu fanów komiksów, decyzję? Na pewno duże znaczenie przy wyborze miał fakt, że to zamknięta, nie wymagająca większej wiedzy i orientacji w relacjach postaci oraz ich życiorysach historia. Zaciekawił mnie też zarys fabularny i wzmianka Czarnego Wilka o rzekomym osłabieniu X-Menów i zrobieniu z nich chłopców do bicia. To wszystko wydawało się wystarczająco interesujące, by wystartować.
Jak dzisiaj wypada Secret Wars w oczach laika, który zaczyna przygodę z komiksami? Nie ma tragedii, choć widać, że publikacja się zestarzała. Grafiki nie chwytają za serce, nie ma w nich nic spektakularnego, a przedstawione starcia trudno nazwać efektownymi. Nie najgorzej wypada, może i prostacka, fabuła, w której znalazło się miejsce dla kilku zwrotów akcji. Trochę denerwują przerysowane, niezrozumiałe, momentami dziecinne zachowania niektórych postaci, a i rozczarowują krótkie, mało taktyczne oraz jak wspomniał Czarny Wilk, ignorujące rzeczywisty poziom mocy bohaterów i złoczyńców, walki. Stawiający pierwsze kroki w uniwersum czytelnik jest jednak w stanie przymknąć na to oko, ewentualnie tylko chwilami zastanawiając się, dlaczego Wasp jest w stanie ośmieszyć całą ekipę X-Menów.
Przy Secret Wars spędziłem więc nawet całkiem przyjemnie czas, nie nudząc się i czekając na kolejne zwroty akcji i nieco rozczarowujące zakończenie. Zaintrygowany postacią Beyondera, który zorganizował całe zawody „dobry kontra źli”, postanowiłem też sprawdzić drugą część Secret Wars, która ukazała się w 1986 roku. I to był już spory błąd.
Druga część opowiada już wyłącznie o Beyonderze, najpotężniejszej istocie we wszech świecie, z którą, jak wynika z kart komiksu, nawet Śmierć i władca piekieł boją się zadrzeć. Ten wszechwładny, wszystkowiedzący byt decyduje się udać na Ziemię, by dowiedzieć się więcej o „żądzach” ludzi i ich codzienności. Przez kilka kolejnych komiksów Beyonder powoli odkrywa prawdę o mieszkańcach Błętitnej Planety i stara się ich zrozumieć, co niespecjalnie mu się udaje. W tym czasie gościnnie pojawiający się superbohaterowie próbują mu nieudolnie pomagać lub go pojmać, zniszczyć czy zamknąć w więzieniu. Często z kart komiksu wieje nudą, bywają długie przestoje w akcji, a momentami brak w tym wszystkim sensu i logiki. Druga część Secret Wars to już dużo gorszy wybór, pierwszy błąd podczas mojej przygody z komiksami.
Nie zniechęcam się jednak i wyruszam na poszukiwanie kolejnych ciekawych historii. Następny raport z placu boju komiksowego laika za jakiś czas.