Crossover, który określa się mianem matki tego typu wydarzeń oraz mały wycinek olbrzymiego runu Dana Jurgensa w Thorze to komiksy, które opiszę w dzisiejszym "odcinku" cyklu.
Tom 26: Superbohaterowie Marvela – Tajne Wojny, Część I
Secret Wars to crossover-legenda. Pierwsze przedsięwzięcie zrealizowane na taką skalę, w którym wymieszano Avengers, X-Men, Spider-Mana i całą gamę innych postaci. Pierwowzór Civil War, Siege, House of M i wszystkich innych wstrząsających eventów co roku wywracających do góry nogami uniwersum Marvela. A przy tym komiks, który jak mało który czyta się zwyczajnie źle, bez względu na to czy lubi się klasykę czy nie.
Konstrukcja fabuły jest prosta jak but. Ot, tajemnicza superistota porywa z Ziemi grupę superbohaterów i superzłoczyńców, wysyła na stworzoną przez siebie planetę i każe im się ze sobą bić. Co zainteresowani z wielką radością robią. A że w tomiku znalazła się zaledwie połowa całej historii, to piorą się często, długo i w różnych konfiguracjach. Najczęściej bez ważniejszej przyczyny, jakiejkolwiek strategii i ignorując rzeczywisty poziom mocy większości postaci. To mój podstawowy zarzut w stosunku do tego komiksu – przez większość czasu superbohaterowie zachowują się jak rozwydrzone dzieciaki, gotowe skoczyć sobie do gardła z powodu byle cukierka. Nie da się ich polubić, nie można nikomu tu kibicować, a staroszkolny styl narracji raczej nie ułatwia obcowania z komiksem. Do tego scenarzysta ewidentnie nie lubi X-Men, bo to, co im zrobił, doprowadzi do wściekłości każdego fana mutantów. Już pal licho, że zachowują się jak smarkacze, wszyscy tutaj się tak zachowują, więc to że jedna grupka robi to bardziej od innych aż tak nie przeszkadza. Za to Jim Shooter obrał sobie za cel zrobienie z grupy profesora Xaviera jak największych frajerów i słabeuszy. Dostają łomot od każdego, z kim akurat przychodzi im się zmierzyć, nieważne czy jest to grupa złoczyńców, Spider-Man czy… Wasp. Tak, nawet maleńka Wasp w pojedynkę ich rozgromiła. Rysunki prezentują typowy poziom starych komiksów i poniektórym mogą przypomnieć złote czasy TM-Semica, co stanowi chyba jedyną zaletę tego komiksu. Dodatki w tym albumie to jedna strona galerii okładek, dwie o scenarzyście, artykuł przybliżający kulisy powstania Secret Wars i garstka szkicy.
Czy warto? Lepiej obejrzeć sobie adaptację Secret Wars w animowanym Spider-Man: The Animated Series. Nie jest to adaptacja wierna, ale dzięki temu zdecydowanie lepsza od oryginału. Choć też do wybitnych nie należy.
Tom 27: Thor – W poszukiwaniu Bogów
Przeczytałem ten tomik jakiś miesiąc przed pisaniem niniejszego artykułu i o jego jakości chyba najlepiej świadczy to, że musiałem sięgnąć po niego ponownie i przewertować, by sobie przypomnieć, o czym właściwie był. Ni to dobry, ni to zły komiks, absolutny średniak, nie umywający się do Thora Straczynskiego, jakiego mogliśmy poznać w 8 tomie WKKM. Zasadniczy problem tego numeru stanowi to, że jest to ewidentny wstęp do większej historii, której poznać już nie jest nam dane. Rysuje on wiele zagadek oraz wątków i na koniec pozostawia czytelnika nie rozwiązując żadnej z nich.
A szkoda, bo intryga potrafi zaciekawić – są tajemniczy wrogowie, którzy podbili Asgard i sprawnie knują przeciw innym panteonom, jest Thor który musi odnaleźć się w nowej sytuacji, jest pociągający za wszystkie sznurki nieznajomy, są też liczne występy gościnne innych bohaterów i niezłe starcia, w tym ze znanym z pierwszego filmowego Thora Destroyerem. Jurgens buduje tu też podwaliny pod wątek religijny, zadając pytanie, jak zareagowali by ludzie, gdyby wśród nich kroczył ktoś podający się za boga. No tylko co z tego, skoro wszystko urywa się zanim się zdąży rozkręcić, ech. Za rysunki odpowiada John Romita Jr., który to moim zdaniem nadaje się wyłącznie do tworzenia komiksów ze Spider-Manem, w każdym innym komiksie wypada on kiepsko. No chyba że ktoś lubi patrzeć na postacie wyglądające jak wyciosane z drewna figurki. Dodatki to pokaźna galeria alternatywnych okładek, artykuł o scenarzyście i kolejna galeria, tym razem przedstawiające ujęcia Thora w wykonaniu różnych rysowników.
Czy warto? Jeśli nie zamierza się zainwestować w amerykańskie wydania dalszych numerów napisanych przez Dana Jurgensa, to nie.
Poprzednie części cyklu:
WKKM: Tomy 24-25
WKKM: Tomy 10-11 plus wywiad z korektorem Kolekcji
Okładki i ilustracje użyte w tekście pochodzą z nieoficjalnego fanpage'a kolekcji na Facebooku.
Jeśli spodobał Ci się mój wpis, byłoby miło, gdybyś zalajkował/a moją stronę na FaceBooku. Pojawia się tam sporo zawartości, która Jaskinię omija