Przez kilka ostatnich miesięcy liczba nietkniętych gier na moim steamowym koncie, które oczywiście nabyłem po okazyjnej cenie, znacząco urosła. Jednak w końcu udało mi się znaleźć trochę czasu na nadrobienie wielu zaległości. Na pierwszy ogień poszedł jeden z najbardziej zwariowanych tytułów w jakie dane mi było grać, a mowa tu oczywiście o Saints Row IV.
Czytelnicy mojego bloga doskonale wiedzą, że nie jestem największym fanem serii GTA. Jej ostatnie części strasznie mnie zawiodły, a jedyna odsłona, którą mile wspominam, to nieśmiertelne Vice City. Jeśli spytacie mnie o to jak całościowo oceniam konkurencyjne Saints Row, to z czystym sumieniem poleciłbym Wam jej wszystkie odsłony, które wyszły na pecety. Od źle zoptymalizowanej ale niezwykle zabawnej "dwójki", po świetną pod względem grywalności "trójkę" oraz zupełnie odjechaną "czwórkę". Przy każdej z nich spędziłem mnóstwo czasu i nie żałuję ani jednej sekundy.
Przyznam się jednak, że kiedy czwarta odsłona miała swoją premierę w połowie 2013 roku, średnio nią byłem zainteresowany. Po przeczytaniu pierwszych zapowiedzi i obejrzeniu pierwszych gameplayów, gra wydawała mi się odgrzanym kotletem. W końcu do bólu przypominała "The Third" (pod względem grafiki praktycznie nic się nie zmieniło, choć i tak wygląda nieźle). Bardzo się wtedy pomyliłem, bo Saints Row IV "pokonało" "trójkę" i podbiło poprzeczkę całej serii. I już wyjaśniam dlaczego.
1. Fabuła
Amerykański prezydent w obliczu ataku kosmitów. Ludzkość żyjąca w wirtualnym świecie. Drużyna superbohaterów ratująca świat. Tak, to wszystko już gdzieś widzieliśmy ("Dzień Niepodległości", "Matrix", "Mass Effect 2" itd.), ale co jeśli te wszystkie elementy zostaną wepchnięte w jedną, odjechaną grę? Dostajemy wtedy świetną, zabawną i wciągającą mieszankę pełną akcji i wybuchów. Saints Row jak zwykle nie stara się na siłę opowiedzieć historii pokrzywdzonego przez życie gangstera, który z czasem staje się królem miasta. Po co? Widzieliśmy to już setki razy. SRIV od razu mianuje nas prezydentem kraju, który musi ocalić cały świat. Zbyt absurdalne? I bardzo dobrze!
2. Humor
Jak już wcześniej wspomniałem, cała seria przesycona jest humorem, który jednak nie wszystkim może przypaść do gustu. Nie mamy tu do czynienia z wysublimowanymi, starannie napisanymi żartami, ale z prostymi i infantylnymi gagami. Również w czwartej odsłonie nie zabrakło tego elementu. Do tego twórcy zadbali o całą gamę nawiązań do innych dzieł popkultury czy też niepoprawnie politycznie teksty. Ba, wzięli sobie do serca modę na romansowanie z towarzyszami, inspirując się oczywiście studiem BioWare. Tak, tutaj do łóżka można pójść z każdym towarzyszem. Wielokrotnie.
3. Supermoce
Największa nowość w serii (choć przedsmak tego elementu mieliśmy w DLC do "The Third"). Supermoce wypadają tutaj naprawdę dobrze, czasem nawet za dobrze. Zdolności jakie rozwija nasza postać w trakcie zabawy często przyćmiewają inne elementy rozgrywki. Dzięki supersprintowi samochody stają się bezużyteczne a możliwość skakania i szybowania sprawia, że pojazdy latające nie mają tu żadnego sensu. Oczywiście nie mam tutaj pretensji do twórców, bo bieganie i latanie po mieście jeszcze nigdy nie było tak przyjemne. Ba, co jakiś czas po prostu zapuszczałem sobie muzyczkę z growego radia i skakałem z dachu na dach w poszukiwaniu "znajdziek", choć zazwyczaj tego nie robię. Jeżeli chodzi o supermoce ofensywne, to mamy z czego wybierać. Zaimplementowano tutaj takie zdolności jak strzelanie kulami ognia, zamrażanie, telekinezę, wysysanie życia, rażenie prądem, zmniejszanie wrogów i wiele, wiele więcej. Ponadto nie zastępują one nam broni, ale świetnie je dopełniają, dzięki czemu walka z przeciwnikami sprawia jeszcze więcej frajdy.
4. Arsenał
Saints Row IV posiada chyba największą ilość broni ze wszystkich trzecioosobowych sandboxów w jakie dane mi było grać (poprawcie mnie jeśli się mylę). Jest ich tak dużo, że przez te kilkanaście godzin zabawy nie miałem okazji skorzystać ze wszystkich. Najlepsze jest to, że obok standardowych pistoletów, karabinów i strzelb mamy ogromną ilość zwariowanego arsenału, który zapewne zrodził się w umyśle jakiegoś szaleńca. I nie mam tu na myśli standardowego już dla tej serii wielkiego, fioletowego dilda, czy innej, wielkiej macki do pałowania kosmitów. W grze obok nich znajdziemy takie cuda jak wyrzutnię czarnych dziur, słynny już Dubstepostrzał, wyrzutnię noży, Hamerykę, działko laserowe, miotacz min, Uprowadzacz i naprawdę wiele, wiele innych. Co więcej każdą z nich możemy ulepszyć i odblokować dodatkowe funkcje, jeśli oczywiście posiadamy odpowiednią ilość gotówki.
5. Akcje i misje
Akcje to również bardzo charakterystyczny element serii. W "czwórce" powracają znane i lubiane wyzwania z poprzednich części (Rozwałka i Przekręt), ulepszono trochę innych (Wypalanie, Zawody Profesora Genkiego) i dodano kilka zupełnie nowych. Przemierzając miasto co rusz napotykamy nowe zadania, dzięki czemu ciężko jest się tutaj nudzić. Niby powinno się je wykonywać w przerwach między głównymi misjami, jednak sam osobiście wolałem je ukończyć już na samym początku, co oczywiście bardzo się opłaciło (dzięki temu można łatwo rozwinąć umiejętności naszego bohatera). Jeśli chodzi o same misje fabularne, to i tutaj twórcy się postarali. Są one różnorodne a miejscami niezwykle zaskakujące. Gracz w Saints Row nie jest tylko zwyczajnym kurierem, jak to zwykle w sandboxach bywa. W Steelport ciągłe rzucani jesteśmy w wir akcji, a do dyspozycji mamy co rusz nowe zabawki. No i w jakiej innej grze tego typu gracz nagle wepchnięty jest w przygodówkę tekstową lub bijatykę 2D?
6. Technikalia
Pod względem technicznym ciężko jest się do czegoś przyczepić. Graficznie wszystko prezentuje się bardzo dobrze (pod względem poprzedniej odsłony praktycznie nic się nie zmieniło) a w trakcie zabawy nie trafiłem na żadne doskwierające błędy. Całość chodzi na moim starszym już sprzęcie bardzo płynnie, co tylko świadczy o świetnej optymalizacji (Saints Row 2 na tym samym komputerze szarpie co niemiara). Do plusów należy zaliczyć też ścieżkę dźwiękową, zarówno tę w trakcie wykonywania misji, jak i stacje radiowe, w których natknąłem się na wiele fajnych kawałków.
7. Keith David!
No i jak można przejść obojętnie obok gry, w której jednym z głównych bohaterów jest Keith David we własnej osobie? Znany i lubiany aktor okazuje się być również idealnym wiceprezydentem Stanów Zjednoczonych oraz świetnym towarzyszem w Steelport!
Znudzeni szablonowymi sandboxami, gdzie gracz mylony jest z kurierem? Macie dość po raz kolejny wspinać się po szczeblach gangsterskiego światka? A może irytuje Was pseudo poważna historia ulicznego bandziora? Jeśli tak, to Saint Row IV jest tutaj najlepszym wyjściem. Odpalcie a nie pożałujecie.
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na Facebooku.