Kiedy ta książka po raz pierwszy wpadła w moje ręce, podszedłem do niej z lekkim niepokojem. Dlaczego? Na samej okładce widnieje napis: Jedyna powieść o Batmanie. Jedyna. Nie wiadomo, czy to gigantyczny chłam, czy książka napisana przez geniusza. Dodatkowo fakt, iż wcześniej jakoś o niej nie usłyszałem, przyprawiał mnie o myśl, iż raczej ta pierwsza opcja zostanie objawiona. Te ponad dwieście stron papieru przeleżało na mojej półce kilka miesięcy. Ciągle, kiedy sięgałem po to dzieło, w końcu wybierałem coś innego. Czemu? Batman jest dla mnie niczym wzór do naśladowania. Był pierwszym superbohaterem, z którym zetknąłem się, jeżeli chodzi o DC Comics, a także całą gamę postaci z nadzwyczajnymi zdolnościami ogółem. Od wszystkich innych bohaterów odróżnia go fakt, iż jest z krwi i kości, a swoje zdolności nie zawdzięcza mutacjom, niezwykłemu pochodzeniu lub czegokolwiek innemu, ale samemu sobie (oraz w dużej części pieniądzom rodziców, bo przecież ze sterty żelastwa batmobilu nie zbudujesz). Mówiąc wprost, bałem się, że ta książka zepsuje mi wgląd na wszystkie inne dzieła kultury o tytułowym bohaterze.
Powiecie: „No dobrze, ale przecież zawsze można wyprzeć grami, czy komiksami, złe wspomnienia o książce.” Niestety to tak nie działa. Z jakiego powodu? Dlatego, że uwielbiam czytać książki. Często zdarza się, iż czytając powtarzam zdanie, bądź stronę kilkakrotnie, tak aby żaden ze szczegółów mi nie umknął. Wszystko po to, aby wyobraźnia działała na pełnych obrotach. Mało tego, kiedy zapominam o jakimś fragmencie książki, jestem w stanie wrócić do niej i przeczytać ją od nowa. Całość sprawia, iż przez bardzo długi czas dokładnie pamiętam wydarzenia. Gdybyś obudził mnie w środku nocy po ciężko zakrapianej imprezie i spytał o kilka sytuacji z ostatnich kilku książek, czy gier, jestem w stanie opowiedzieć dokładnie wszystko, nie pomijając szczegółów.
No, ale nic to. Wreszcie zaryzykowałem i po ukończeniu książki mam inne zastrzeżenie do cytowanego przeze mnie wcześniej zdania, ale o tym na samym końcu.
A więc autorem tego dzieła jest Tracy Hickman, który ma już za sobą niejeden projekt, bo jak mówi informacja z tyłu książki, stworzył on sagę Dragonlance. Niestety nie wiem, czy to tylko małe przechwałki ze strony wydawcy, aby zmotywować czytelników do kupna tej pozycji, ale wkrótce to sprawdzę i na pewno zdam relację. Na całe szczęście pojawia się również znaczek z DC Comics oraz tekst: Copyright © 2012 DC Comics. Daje mi to pewność, iż musi być dobrze, przecież gdyby było źle to ludzie, którzy mają styczność na co dzień z Brucem Waynem i jego historią, nie dopuściliby do wydania tego tekstu. Zmotywowany zacząłem czytać.
Powieść opowiada o najważniejszej sprawie dla Batmana, czyli o śmierci jego rodziców. Główny bohater prowadzi więc sprawę, gdyż pojawiły się dla niego całkowicie nowe dowody, które ukazują morderstwo jego rodzicieli w nieco innym świetle. Mianowicie, poprzez spojrzenie wstecz ku rozwojowi rodu Wayne'ów, a także Kane'ów, do których należała matka nietoperza. We wszystkich innych komiksach, kreskówkach, filmach, grach rodzice Mściciela z Gotham są pokazywani w pięknym świetle. Autorzy zawsze rysują idealną, nieskazitelną parę małżonków, których spotkała ogromna tragedia. Wszystkie materiały dostępne dla Batmana o tym mówiły i on sam podsycany opowieściami Alfreda, odwiecznego kamerdynera domu, nie miał co do tego wątpliwości. A tutaj się one pojawiają. I jest ich całkiem sporo.
Jak dobrze nam wiadomo Thomas Wayne był zapalonym lekarzem, jednakże w książce jego pasja przeszła w stan szaleństwa. Eksperymentując, dokonał niezwykle podłych rzeczy, które w końcu obróciły się przeciwko niemu. Jego imperium nie upadło od razu. Życie poczekało, aż urodzi się Bruce i wtedy zniszczyło rodzinę w sensie dosłownym, a także przenośnym.
W książce mamy możliwość poznania historii nie tylko Thomasa Wayne'a, ale także Patricka Wayne'a, który był ojcem wcześniej wspomnianej postaci oraz Marthy Kane Wayne. Wszystkie te wątki przeplatają się ze współcześnie prowadzonym dochodzeniem przez Bruce'a, co często skutkuje u nas zawrotem głowy. Jeżeli więc szybko czytacie to zwolnijcie na chwilę, bo naprawdę w pewnym momencie można się pogubić. Pięć stron opowiada o losach Thomasa, a następnie na dwie strony wracamy do Batmana, żeby następnie skupić się na Martha'cie. Proszę Was dlatego o cierpliwość, gdyż dostrzegamy, że autor nie zawsze potrafił dobrze połączyć każdy wątek, ale w końcu sami również odnajdujemy się w tym chaosie. Wystarczy odrobina cierpliwości.
Jedną jedyną rzeczą, którą mogę zarzucić książce jest fakt, iż Batman współcześnie otrzymuje pewne informacje za pomocą strzępek gazet z dawnych lat. Jak jest to możliwe, iż przy najnowocześniejszej technologii jaka kryła się w Jaskini Nietoperza, nie dotarł on do tych materiałów. Jest to dla mnie wprost nie do przyjęcia. Niektóre osoby skarżą się również, iż Alfred staje się postacią, której nasz główny bohater nie za bardzo ufa, a przecież zawsze był on dla niego niczym utracony ojciec. Zawsze stawiał się na wezwanie i w najcięższych godzinach mógł zawsze liczyć na swojego kamerdynera. Tutaj wszystko nieco się zmienia, a sam Alfred miesza w całej historii. Według mnie nie ma w tym nic złego, ponieważ nikt do końca nie może być dobry, czy zły. Jako ludzie obracamy się w odcieniach szarości, a skoro nasi bohaterowie książkowi często odpowiadają osobistym cechom danych osób, nic więc dziwnego, że twórca chciał nieco uczłowieczyć postaci.
Batman dokonuje w końcu strasznego odkrycia na temat swoich dawnych opiekunów, jednakże nie robi to na nim dużego wrażenia. Rozumiem, że tyle w swoim życiu już przeszedł, iż w tym momencie nie jest to trudne, aby połączyć kilka okropnych faktów, a następnie wpisać ich w kartoteki swoich rodziców. Wydaje mi się, iż jest on mocno zdystansowany, dzięki odpowiedniej ilości lat, ale nadal intryguje go ta sprawa. Nic w tym przecież dziwnego, prawda?
Sam tekst nie jest długi, zatem bez problemu dacie sobie z nią radę w jeden weekend, ale jak wspomniałem wcześniej, lepiej nie przesadzać z szybkością czytania tego dzieła.
Spotkałem się z opiniami, iż książka ta za bardzo przeinacza całą, wielką genezę powstania Człowieka-Nietoperza. Głównie te osoby podają za przykłady wizerunek ojca bohatera oraz zamienienie śmierci rodziców z tragedii rodzinnej prosto w objęcia szaleńczej zemsty. Według mnie, rozwiązanie sytuacji, które proponuje się w książce jest zdecydowanie lepsze. Dlaczego? Czuje się w tym rękę ludzką. Autor daje nam znać, iż chociaż Thomas był dobrym człowiekiem, również posiadał swoją nieco mroczną stronę. Na finishu książki możemy wysunąć wniosek, iż Bruce płaci swoim życiem za błędy ojca. Tworzy nam się błędne koło, z którego nie wiadomo czy ród Wayne'ów kiedykolwiek wyjdzie.
Mam jeszcze całe jedno zastrzeżenie, które chciałbym połączyć z cytowanym wcześniej zdaniem oraz tytułem dzieła. Przypomnijmy sobie więc. Na okładce zdanie brzmi: Jedyna powieść o Batmanie. A tytuł to: Wayne. Mściciel z Gotham. (Oryginalnie to: Wayne of Gotham.) O co mi chodzi? Pamiętacie, jak wspominałem o cofaniu się w przeszłość do Thomasa Wayne'a? A więc historia tej postaci to główny wątek, a nasz nietoperz pałęta się gdzieś w tle. Jakkolwiek opowiadana historia jest zajmująca to do końca ona nie jest strikte o Batmanie, a o jego ojcu. Zdanie zamieniłbym więc na: Jedyna powieść o morderstwie Wayne'ów albo Jedyna powieść o powstaniu superbohatera. A sam tytuł może na Kroniki Rodu Wayne'ów, Ciemna strona Thomasa Wayne'a lub Odkupienie grzechów przodków, czyli powstanie Batmana. Cóż. Każdy z Was może sobie wymyślić własny tytuł, a więc na co czekacie? Ci z Was, którzy przeczytali powieść, niech podzielą się własnym tytułem dla tego dzieła. Niech internety wiedzą, że się nie zgadzamy!
Zbierając wszystko w jedną całość, książka Tracy'ego Hickmana to istna poezja i miód dla tych, którzy są zaznajomieni ze środowiskiem Batmana. To zgłębienie nieodgadnionej historii, poruszenie nieznanych dotąd wątków, które splatają w całość ideę herosa, sprawującego pieczę nad Gotham. Natomiast zupełnie na odwrót jest w przypadku osób, które dopiero, co chcą zacząć przygodę z Człowiekiem-Nietoperzem. Proszę Was, nie pakujcie się w to, bo tylko i wyłącznie zrazicie się do uniwersum. Zacznijcie od czegoś bardziej przyswajalnego jak filmy, potem przejdźcie przez komiksy, jakieś gry, o ile jesteście graczami i wtedy z czystym sumieniem pozwalam Wam zajrzeć do książki. W innym wypadku zabraniam!
A wy? Co sądzicie o dziele Hickmana?
Niewidzialna wiadomość: W Matrasie i Inbook.pl jest mocna przecena tej książki, ale cśśś... Nikomu ani słowa. Żadnego lokowania produktu, ani reklamy tutaj nie ma. ;)