Gdzie oni się podziali - symulacja "żywego" miasta w Thief
Badland – gra, w którą powinieneś zagrać na swoim smartfonie/tablecie
Dostosowywanie pory roku do realiów gry
Wrażenia z bety Survarium – darmowego postapokaliptycznego FPSa
Assassin's Creed IV: Black Flag byłby lepszą grą, gdyby nie był Assassin's Creedem
Zanim zacznę grać...
Jeden z najpopularniejszych i w gruncie rzeczy najlepszych utworów muzycznych kiedykolwiek - „Like A Rolling Stone” ma na karku już 48lat. Kawałek do tej pory uznawany jest jako najsłynniejszy w gatunku muzyki rokowej i przez długi okres okupował czołowe miejsca światowych list przebojów.
Minęło jednak sporo czasu od lata 1965r, kiedy to utwór Boba Dylana zadebiutował. Tak się składa, że teraz jest świetna okazja, by posłuchać go raz jeszcze – w ciekawym, interaktywnym filmiku, będącym na dobrą sprawę teledyskiem.
Sny mają to do siebie, że nikt nie jest w stanie przewidzieć ich nastania, ani tym bardziej samej treści. Najczęściej sny występują jednak, gdy organizm jest wypoczęty, a głowa przynajmniej w pewnym stopniu wolna od myśli dotyczących przeróżnych spraw. Gdy spędzamy dużo czasu przed komputerem, gdzie nasz mózg ciągle wykonuje jakieś obliczenia, czyli jednym słowem – pracuje, prawdopodobieństwo snu jest mniejsze.
Doświadczyłem to na własnej skórze. W czasie przerwy świątecznej, gdy ograniczyłem w dość dużym stopniu kontakt z komputerem i samymi grami w godzinach wieczornych/nocnych, oddając się jednocześnie lekturze książki oraz kładąc się spać wcześniej, doświadczyłem codziennych snów. To dla mnie ciekawe zjawisko, bowiem przez blisko rok nie było ich tyle, co przez te kilka dni.
Czasami zastanawiam się jak długo będzie to trwać. Jak długo gry w oczach mediów, będą głupimi gierkami dla nastolatków, sprowadzającymi ich na złą ścieżkę, nakłaniającymi do kradzieży, mordów. Ludzie muszą w końcu pójść o krok dalej, dorosnąć w prawdziwym tego słowa znaczeniu, żyć wraz z postępem technologii, oderwać się od starodawnych zwyczajów i być ponadczasowi.
Jestem zwolennikiem budowania sobie klimatycznej otoczki do świąt. Robię wszystko, by móc czuć to w ten sposób, jak czułem będąc dzieckiem oraz jak wykreowały to hollywoodzkie filmy/komedie. Oczywiście drugi punkt nigdy się nie spełnił, no i pierwszy też. Zawsze marudzę, że to już nie to, choć kilka miesięcy później ten okres i związane z nim sytuacje, jakich byłem świadkiem – zdają mi się niesamowicie barwne, wyjątkowe. Taka natura.
Samo podkręcanie klimatu materialnymi dodatkami, wystrojem wnętrza, uwypukla ten szczególny czas. Pomijając samą choinkę stojącą w salonie i wyciągnięte z szafy zeszłoroczne firanki zakładane tylko na ten okres, warto wziąć pod uwagę miejsce, w którym spędzamy większość naszego czasu. Bez żartów Panowie, jasne że chodzi o komputer.
Święta, poza specyficznym klimatem i mrozem, zawsze kojarzą mi się z pewną zmianą dotyczącą samych gier i stosunku do nich. Podczas zimowych wieczorów, no i dni też, kiedy świadomość podpowiada mi, że w kolejnych dniach nie ma obowiązków jako takich, lubię grać w coś innego. Robię sobie wolne od aktualnych produkcji.
Co jednak oznacza dla gracza wolne? Na podstawie swojego przykładu śmiem twierdzić, że to okres, w którym co prawda odpuszczamy sobie regularną grę na bieżąco, na rzecz sielankowego zagierzania w luźniejsze tytuły, lub te, które kiedyś ominęliśmy, albo ze względu na wysoką cenę, nie opłacało się ich kupić.
Na rynku mało jest gier będących mieszanką gry logicznej, przygodowej oraz platformowej. Jeżeli dodamy do tego specyficzny klimat, oryginalną oprawę graficzną i ciekawą opowieść, grono zmniejsza się diametralnie, pozostawiając tym samym swego rodzaju dziurę. Lukę tą wypełnia Contrast, ambitna produkcja studia Compulsion Games.
Trzeba mieć jednak na uwadze, że nie jest to produkcja AAA. Tytułu nie wspierały żadne kampanie reklamowe i na dobrą sprawę, gdyby nie pojawił się na usługach PS Plus, XBLA, jego obecność byłaby niezauważalna. Contrast to bowiem gra przepełniona świetnymi pomysłami, rozwiązaniami, jednak jako całokształt trochę kuleje…
Od kilku lat ogromną popularnością cieszy się elektroniczna dystrybucja gier wideo. Nie są to jeszcze lata świetności, bo te dopiero nastąpią. Większość internetowych sklepów w pierwszej kolejności stawia właśnie na edycję Digital, czyli niematerialną wersję danej produkcji, co jeszcze dwa lata temu do naturalnych zwyczajów nie należało.
Zalet sprzedawania gier w właśnie taki sposób jest wiele. Możemy przecież ekspresowo otrzymać swoją kopię i to w cenie znacznie niższej, niż spoczywające na półkach odpowiedniki. Jest to łatwiejsze dla nas – graczy, konsumentów jak i dla dystrybutorów, bowiem nie ma mowy o pakowaniu, wysyłaniu produktów, wykluczamy więc związane z tym koszta.
Niewątpliwie wszyscy kochamy gry – w mniejszym, bądź większym stopniu oczywiście. Granie cieszy, satysfakcjonuje, raduje, dostarcza niezapomnianych przeżyć. Jednak wiele z tych cech uzależnione jest od danego tytułu. Nie zaintryguje nas Minecraft, ani nie zaskoczy nas fabularnym twistem Quake. Istnieje jednak na świecie wiele produkcji, które zwyczajnie pokochaliśmy. Czy to za sprawą samej otoczki, specyficznego klimatu, czy nawet rozbudowanych, ciekawych mechanik.
Mimo wszystko w życiu codziennym często zdarza się(a przynajmniej mi), że ciężko jest usiąść, rzucić wszystko i w pełni skupić się na właściwej grze. Pożądaną przeze mnie produkcję traktuję szczególnie, z wyróżnieniem. Najczęściej są to gry skupiające się w głównej mierze na ciekawym wątku fabularnym, choć plasują się również takie, które linię fabularną mają błahą, natomiast dostarczają ogromnych emocji unikalnym klimatem.
Gry mobilne wiążą się w pewnym sensie z każualostwem. Często smartphone, tablet jest jedyną platformą, na której (nie)gracze smakują elektronicznej rozrywki. Niezwykła powszechność tych wielofunkcyjnych urządzeń oraz systematycznie zmniejszająca się cena, doprowadziły do sytuacji, w której każdy –czy to wykwalifikowany pracownik, czy cygan w full-set dresie, może cieszyć się mnóstwem aplikacji oraz publicznie ujawniać swoją opinię. Problem w tym, że słowo to straciło swój sens, gdyż to coś, co widzimy pod opisem danej aplikacji, ciężko nazwać opinią.
W dzisiejszych czasach telewizyjne spoty reklamowe towarzyszą grom z absolutnie najwyższej półki – nie koniecznie jakościowej, ale finansowej. Sam TV w gruncie rzeczy nie wiele wnosi do skutecznej promocji, bo emeryci lub dzieci nie bardzo pchają się do kupowania gier – czy to konsolowych, czy PCtowych, a średnio ogarnięci ludzie w wieku produkcyjnym używają całkiem obszernego medium, jakim jest internet.
Mimo to, największe koncerny pchają się wszędzie – czy to w celu jeszcze większej powszechności produktu, czy po prostu rywalizacji między czołowymi seriami, jak w tym przypadku. Nie napisałem jednak, że wszelkie działania promocyjne EA, czy DICE służą tylko w celu zdeklasowania konkurenta, bo choć rzeczywiście jest w tym prawda, to każdy chce przecież zgarnąć do siebie największą masę użytkowników i zwyczajnie zarabiać – rzecz oczywista.
Świetny pomysł, dobry marketing i zdolna ekipa. Nie potrzeba niczego więcej, by zaistnieć na rynku elektronicznej rozrywki. W mniejszym bądź większym stopniu oczywiście. Wszystko uwarunkowane jest jednak rzeczą najistotniejszą – kasą.
Obecnie problem finansowy ambitnych ludzi, mających za cel stworzenie oryginalnej, ciekawej produkcji, częściowo zanika. Dużą popularnością cieszy się bowiem crowdfunding, czyli wsparcie pieniężne serwowane przez społeczność. Ogromną moc tego typu supportu potwierdza serwis wspieram.to, który nie dość że cieszy się dużą powszechnością, to jeszcze –mimo naszego polskiego sknerostwa- autentycznie pomaga autorom osiągnąć sukces.