Cheaty to oszustwo, powiedzą growi puryści. Cheaty to ułatwienie powiedzą sfrustrowani gracze. I każdy z nich będzie mieć rację. Nie każdy cheat to oszustwo, czasami jest on jedynie narzędziem do spokojnego i pozbawionego niepotrzebnych nerwów przejścia gry. Cheaty w grach były kiedyś wszechobecne. Każde growe czasopismo miało specjalną rubrykę, gdzie umieszczało najnowsze kody. Do dziś można kody do starszych gier znaleźć w sieci. Podobnie jak wielkie ilości trainerów, najczęściej zawirusowanych, do nowych tytułów. Jednak nie da się ukryć, że cheaty w tej formie praktycznie zniknęły. Po co one właściwie istnieją?
Pisząc pierwszą część podsumowania o zapomnianych lub porzuconych bohaterkach gier, potocznie zwanych heroinami, wiele z nich odrzuciłem. Jednak wydaje mi się, że są to na tyle interesujące postacie, że warto o nich wspomnieć, czyli powtórka z rozgrywki...
Granie to przyjemność, której trudno sobie odmówić, jednak ostatnimi czasy gry bardziej wkurzają, niż odprężają. Nie tylko poprzez uproszczenia czy kalkowanie poprzednich odsłon serii, ale przede wszystkim przez utrudnianie graczom życia.
Czy gra, która kiedyś nas odrzuciła, ma szansę ponownie zaistnieć w naszej świadomości? Zdarza się, że odrzucamy grę jako niegrywalną po pierwszym, najczęściej krótkim podejściu. Nawet jeśli jest to głośny i znany tytuł, nie chce nam się w niego z jakiegoś powodu grać. Czy warto takim tytułom dać drugą szansę? Jak długo gra może czekać na chwilę, kiedy w nią zagramy?
Crysis jest marką mocno osadzoną w świadomości graczy, a książka Gavina Smitha całkiem wprawnie łączy ze sobą drugą i trzecią odsłonę cyklu. Jest to zbiór powiązanych ze sobą opowiadań opisujących głównie losy Psychola i Proroka, a także pokazująca pewne wydarzenia z perspektyw innych bohaterów. Zadaje wiele pytań, jak bardzo korporacje odpowiedzialne są za życie ludzi, jak bardzo wpływa na nas obca technologia oraz czy to, co hucznie nazywany człowieczeństwem rzeczywiście jest warte poświęcenia życia. Nie zmienia to jednego, że opowieść nastawiona jest na nieustającą akcję i stopniowe odkrywanie świata.
Ostatni raz, przynajmniej oficjalnie człowiek był na księżycu 14 grudnia 1972 roku, odlatując o godzinie 22:54:37 GMT. Podobnie jak nie brakuje teorii mówiących o tym, że misja Apollo 11 była sfingowana, tak samo mówi się, że Apollo 17 nie była ostatnią. Film Apollo 18 opowiada o tym pseudodokumentalną historię.
W grach zginęło już wielu bohaterów. Jedni dlatego, aby na siłę i celowo uzyskać efekt dramatyczny, inni umierali rzeczywiście pewni tego, co zdeterminowało ich los. Uwaga na spoilery, można popsuć sobie zabawę lub nie zagrać nawet w wybrany tytuł wiedząc, jaki los jest naszemu bohaterowi pisany. Warto jednak przyjrzeć się temu, dlaczego główni bohaterowie gier umierają lub co gorsza, są uśmiercani z bardzo błahych powodów.
Na pytanie o najbardziej znane heroiny w grach większość odpowie jednakowo: Lara Croft, dorzucając z jednej strony Jill Valentine, Millenę czy Bayonettę. Wszystko jest kwestią gustu, tak samo jak ten wybór, moim zdaniem naprawdę niezłych, growych heroin, które zostały gdzieś zapomniane...
Wolę mówić, że nie znam się na komiksach, tak jest bezpieczniej. Przyznaję jednak, że bardzo lubię tę formę rozrywki i jakby na to nie patrzeć, sztuki. Potrafię odróżnić komiks europejski, amerykański i azjatycki. Wydaje mi się, że potrafię zrozumieć sztukę, chociaż nie każdą i nie zawsze. Wiem jednak, kiedy mam do czynienia z dobrą historią, kiedy ktoś rzeczywiście chce coś przekazać innym, a nie wykorzystać popularne medium do nieudolnego wygłoszenia miałkiego i pustego przekazu. Jestem też jednym z tych, którzy bez ogródek mówią, nawiązując do serialu dokumentalnego wyświetlanego w latach 90 XX wieku, że komiks jest dziewiątą sztuką wyzwoloną, a idąc dalej tym tropem, gry video są dziesiątą. Jednak to zupełnie inna historia.
Front Mission Evolved ma mocne korzenie osadzone w całkiem niezłych turówkach na konsole poprzednich generacji. Łączyły różnorodność zadań, interesujących bohaterów, dając duże możliwości rozbudowy mechów, tu nazywanych Wanzerami. W tej części seria zrobiła krok naprzód, dając nam osobiście pokierować mechem w czasie rzeczywistym. Dla wielbicieli serii to profanacja, jednak ta zmiana sposobu rozgrywki to jednak znak naszych czasów.
Przy okazji świąt można czasami sięgnąć po szarsze tytuły, które darzymy pewną dozą sentymentu. Gorzej, kiedy gra pozostawia po sobie niedosyt. Z jednej strony niewykorzystania drzemiącego w tytule potencjału, oraz tego, że nie powstanie kontynuacja mogąca ten błąd naprawić. Oto show radosnej destrukcji w akompaniamencie ryczących silników.