Po długim czasie oczekiwania, Yakuza 0ukazała się wreszcie na zachodzie. Gra stanowi fabularny prequel dla wydarzeń z pozostałych części serii, a ponadto jest pierwszą, dostępną dla anglojęzycznych graczy na PlayStation 4, dlatego jest to najlepsza propozycja do rozpoczęcia przygody z marką. Zwłaszcza, że jest to naprawdę dobra gra.
Taka ciekawostka - w Motorsport Manager na Steamie w pewnym momencie grało więcej osób niż w Call of Duty: Infinity War. A zapewne o recenzowanej przeze mnie grze nie słyszeliście w ogóle :) Ujmę to tak - gdyby ten tytuł pojawił się 10 lat temu, dzisiaj owiany byłby w Polsce kultem podobnym do legendarnego Deluxe Ski Jump. Pech (a może los?) chciał, że premiera nastąpiła dopiero pod koniec 2016 roku, kiedy w Polsce kibicowska koniunktura na Formułę 1 zeszła do poziomu „tylko dla koneserów”, a i sama Królowa Sportów motorowych przeżywa niemały kryzys związany z odpływem widowni i emocjami, które ulatują po każdym triumfie Mercedesa. Jeżeli więc Formuła 1 wyraźnie dostaje czkawki, może warto wziąć sprawy w swoje ręce i ruszyć na podbój wirtualnych wyścigów jako szef ekipy? W roli nowoczesnej reinkarnacji słynnego Grand Prix Managera omawiany tytuł radzi sobie doskonale.
Motorsport Manager narodził się na urządzeniach mobilnych (w wersję na Androida zagrywałem się godzinami!), ale w przypadku wersji na PC nie mamy wrażenia, iż jest to odgrzewany port z lekko podrasowaną grafiką. Całość została napisana praktycznie od podstaw, na silniku Unity i obudowana w formie „uniwersum”, które zmienia się wraz z upływającym czasem.
Czytacie to dalej? Cudownie, to oznacza, że clickbaitowy tytuł artykułu spełnił swoje zadanie. Bo czy gdyby w nagłówku stało coś w rodzaju „Fascynujące studium social mediów Sonika”, ktokolwiek o zdrowych zmysłach brnąłby w to dalej? No właśnie… Ale nie uciekajcie jeszcze, mimo iż w istocie niżej czekają na Was Twitter i Facebook ponaddźwiękowego jeża. Daliście się złapać na clickbait, a to oznacza, że jesteście znudzeni oraz spragnieni rozrywki, choćby i taniej. A dzisiaj, w tym artykule, skupimy się właśnie na rozrywki dostarczaniu.
Czy to błyskawica? Czy to odrzutowiec? (Czy to najbardziej oklepany wstęp, jaki mogłem wybrać?) Nie! To Sonic, jedyny w swoim rodzaju ponaddźwiękowy jeż, który… Chyba złapał zadyszkę. Czy może raczej wypluwa płuca od dobrych kilku lat*, z wybitnym nasileniem dolegliwości po ostatnim Sonic Boom. Jeśli ktoś nie śledził recenzji: po premierze było takie BOOM, że nawet najzagorzalsi fani jeża chyba nie chcieli szukać resztek grywalności w leju po wybuchu. Ale mniejsza z tym. Wokół Sonika krążyłem myślami z tego powodu, że liczyłem na zapowiedź nowego tytułu z serii na E3. Jako że SEGA zrobiła to, co robi najlepiej – czyli mnie rozczarowała i nie pokazała nic – postanowiłem zagrać w coś z czasów, kiedy jeszcze mieli własną konsolę, żeby klepać na nią Soniki. I tym sposobem na mój dysk zawitało Sonic Adventure 2.
Taktyczny japoński RPG Valkyria Chroniclesbył jednym z ciekawszych tytułów w początkowych latach życia PlayStation 3. Teraz, w zremasterowanej wersji dostępny jest także na konsoli PlayStation 4. Postanowiłem sprawdzić, czy dobrze zniósł próbę czasu.
Druga Wojna Światowa i japońscy twórcy to dość niebezpieczna mieszanka. Może z tego powstać coś bardzo głupiego i dziecinnego. Da się jednak stworzyć też coś poważnego i poruszającego. Valkyria Chronicles znajduje się gdzieś pomiędzy tymi dwoma grupami. Czy ta wojna w wersji anime jest jednak godna uwagi?
Od jakiegoś czasu interesuje się reklamami gier wideo jakie pojawiają się w gazetach i telewizji. Wyszukuje różne materiały w internecie i powoli tworzę kolekcję reklam. Nigdy nie spodziewałbym się, że tak szybko trafię na wiele perełek i dziwadeł, które naprawdę robią wrażenie. Spodziewałem, że w trakcie przeglądania wszystkich materiałów mających na celu promocję lipnych gierek natknę się na masę golizny. Nigdy bym nie wpadł jednak jak wiele reklam serwuje nam bardzo dziwaczne podteksty seksualne. Chodzi zarówno o treść jak i formę. Naprawdę nie wpadłbym na to, że masturbacja może być metodą na promowanie produktów Segi. Dziadziuś opowiadający o rożnych formach seksu ma sprzedać mi Xboksa. Podobnych perełek jest zdecydowanie więcej. Na pierwszy raz zaserwuję te pięć które sprawiły, że się uśmiałem lub złapałem za głowę.
Fani Shenmue są najprawdopodobniej najbardziej zaangażowaną grupą, wśród graczy czekających na wznowienie ich ulubionych serii. Przez lata SEGA pozostawała głucha na ich prośby, jednak od kilku miesięcy coraz głośniej mówi się o tym, że wydania Shenmue 3 mogłoby się podjąć Sony. A teraz pojawił się nieco tajemniczy motyw w nowej, japońskiej reklamie PlayStation 4.
Graffiti jest dziedziną sztuki, wokół której zawsze były kontrowersje – z jednej strony prawo nie pozwala, z drugiej pięknie wygląda, z trzeciej są pijane bohomazy, które szpecą miasta swym kibicowskim przekazem. Pierwotna idea to jednak docieranie do ludzi poprzez upiększanie szarej okolicy – Smilebit połączyło ten temat z jeżdżeniem na rolkach, słuchaniem świetnej muzyki i uciekaniem przed policją.
Jet Set Radio pokazuje, że świat przyszłości nie musi być ciemnym, szarym, postapokaliptycznym zadupiem pełnym zombie, zabierając nas do kolorowego, fantazyjnego i pokręconego Tokyo-to.
Postęp to pojęcie kojarzące się z tym co dobre – jednak kolejne odkrycia w dziedzinach związanych z bronią, genetyką, czy robotyką nie koniecznie muszą służyć ludzkości we właściwy sposób. Z taką właśnie sytuacją zapoznajemy się na początku Binary Domain. Na jaw wychodzi bowiem wielki skandal jakim jest pojawienie się maszyn tak podobnych do człowieka, że nie da się ich odróżnić od „naturalnych” obywateli. Twory te nazywane są Hollow Child's i ich największym dramatem jest to, że same nie są świadome swych korzeni. Żyjąc w społeczeństwie, ucząc się, bawiąc i poznając przyjaciół nie wiedzą o swym mechanicznym sercu.
Nowa Konwencja Genewska wyraźnie zabrania tworzenia tego typu maszyn, dlatego też kiedy w USA pojawia się Hollow Child zostaje uformowany specjalny oddział. Jego misja to wyruszyć do Japonii, gdzie swą siedzibę ma korporacja Amada – główni podejrzani w sprawie złamania międzynarodowych przepisów. Wcielamy się zatem w sierżanta Dana o wielkich łapskach i nieludzkim szczęściu, i ruszamy do Tokio, by spotkać się z resztą międzynarodowego zespołu wyznaczonego do wykonania operacji. Na miejscu spotykamy przedstawicieli Chin, Anglii i Francji z którymi nie tylko trzeba się dogadać, ale i doprowadzić całą sprawę do końca.