Jak wyglądałby album, w którym najwięksi dyktatorzy świata zostaliby narysowani jako młode dziewczęta? Jeżeli kogoś nurtowało takie pytanie, specjaliści z Japonii niedawno udzielili odpowiedzi. Pośród kilkudziesięciu dyktatorów znalazł się nawet jeden Polak.
Po długim namyśle, postanowiłem na łamach serwisu wprowadzić nowy cykl wpisów dotyczących spraw polityczno – gospodarczych naszego kraju. Zdeterminowany głównie pogarszającym się stanem finansów państwa oraz nieudolności rządu do poprawy sytuacji, chciałbym rzucić trochę światła na fakty, o których albo w mediach się nie mówi, albo nikt tych wiadomości nie jest w stanie zrozumieć. Postawiłem sobie za cel zachęcenie niektórych do refleksji, próbując w miarę moich możliwości wyjaśnić pewne mechanizmy obszernej dziedziny jaką jest ekonomia. Dzisiejszy materiał będzie swoistym wprowadzeniem do zrozumienia rozwoju państwa, oraz próby odpowiedzi na pytanie czy Polska jest w stanie udźwignąć ten obowiązek na swoich barkach. Z racji długości materiału, podzieliłem go na trzy części. Zapraszam.
Znacie to uczucie podczas sezonu wyborów prezydenckich bądź parlamentarnych, gdy boicie się nawet otworzyć mielonkę harcerską, bo istnieje promil szansy, że wyskoczy z niej jakiś polityk albo slogan wyborczy? Gracze za oceanem mają jeszcze gorzej - nie mogą nawet spokojnie pograć bez natknięcia się na kampanię prezydencką.
Bardzo przepraszam, drodzy Czytelnicy, ale będzie nie o grach, ani nawet nie o popkulturze. W dodatku będzie na poważnie. Kiedy siadam do pisania tych słów, w kancelarii premiera Donalda Tuska dawno opadł już kurz po "debacie publicznej" w sprawie umowy ACTA. Debacie - dodajmy - zupełnie mijającej się z celem, bo spóźnionej o ponad pół roku. Przysłowiowa musztarda po obiedzie.
Jedna, wspólna idea, jedna, wspólna twarz. Trzecia Rzeczpospolita czegoś takiego jeszcze nie widziała.
Dlaczego więc o niej pisać? Bo mimo wszystko sam fakt, że się odbyła, i okoliczności, które do niej doprowadziły skłonny jestem uznać za jedno z najważniejszych zjawisk w przestrzeni publicznej III Rzeczpospolitej Polskiej. Po raz pierwszy społeczeństwu udało się napędzić jej rządowi solidnego stracha. Mi przy okazji też - choć z zupełnie innego powodu.
Wszyscy doskonale wiemy jakie zamieszanie panuje w związku z planowanym podpisaniem przez Polskę paktu ACTA w dniu 26 stycznia w Tokio. Huczy internet, huczą media. Wokół słychać tylko i wyłącznie głosy niezadowolenia. Na ten temat każdy z nas ma już wyrobione zdanie (myślę, że wszyscy stoimy po jednej i tej samej stronie), więc nie chciałbym drążyć tematu ACTA jako takiego. Zastanówmy się - czy nasi politycy po raz kolejny nie wystawiają się na pośmiewisko? Grupa hakerska Anonymous atakuje polskie strony rządowe (z godziny na godzinę dowiadujemy się o coraz to nowszych stronach, które nie działają) i nie tylko. Politycy twierdzą, że strony ulegają przeciążeniu w związku z dużym zainteresowaniem całą sprawą - nikt nie przyzna się, że strony rządowe w Polsce nie są w stanie oprzeć się atakom hakerów. Anonymous ostrzegają, działają (wspierają?) i robią co chcą. Politycy uparcie jednak twierdzą, że to "awaria" i "przeciążenie". Jutro mają odbyć się rozmowy w sprawie ACTA, w których udział wezmą premier Donald Tusk, Michał Boni (szef resortu cyfryzacji) oraz szefowie Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, ale czy ktoś wierzy, że będą dotyczyły one możliwości odejścia od zamiaru podpisania paktu? Myślę, że wręcz przeciwnie - umocnią władzę w przekonaniu, że ACTA to cios w cyber-przestępców, takich jak Anonymous.
Interesuje mnie Wasze zdanie na temat zachowania polityków i ich uporczywego wmawiania obywatelom, że strony uległy awarii, a nie atakom hakerskim. Czy nie sądzicie, że to wystawianie się na pośmiewisko?
Uwaga w tekście znajduje się nieco drugorzędnych spojlerów!
Podczas gry w kampanię dla pojedynczego gracza w Battlefield 3 po raz pierwszy zetknąłem się z sytuacją, w której tak wyraźnie zetknęły się ze sobą świat polityki i gier wideo.
Od zamiłowania do polityki jestem bardzo daleki. Próbuje mi czasem żona jakieś kąski wiedzy na ten temat przekazać, ale ja dzielnie się bronię. Dla mnie to temat za duży i zbyt pasjonujący, że musiałbym chyba odstawić wszystkie inne zainteresowania żeby się w niego wgryźć. Dlatego kojarzę polityków, znam głównie siły polityczne, ale mój osobisty ranking polityczny jest budowany raczej na śmieszności postaci niż faktycznych osiągnięciach politycznych. Nie bijcie mnie za to, w momentach wyborów potrafię zebrać dane i podjąć racjonalną i słuszną moim zdaniem decyzję. Ale nie o tym chciałem, dzisiejszy poranek zaatakował mnie grą, grą polityczną i to flashową.
Co prawda na gameplayu nikt z szanownych blogowiczów polityką się nie zajmuje (i dobrze, bo byłaby pewnie rzeźnia), ale od czasu do czasu zapewne każdy z nas lubi sobie zerknąć tu i ówdzie. Ja zerknąłem i uprzejmie donoszę, że na poważniej polityką postanowił zająć się Adrian Chmielarz, który właśnie umieścił pierwszą notkę (i drugą) (i trzecia - wooolniej) na Psych... znaczy się na Salonie 24. Albo ktoś sprytny, kto przyjął imię i nazwisko jednego z najbardziej znanych polskich twórców gier :) Tak czy siak obadajcie, bo temat dotyczy znanych w środowisku fantastów - panów Ziemkiewicza i Piekary.
Polacy w sprawach powiązań historii z grami komputerowym są niezwykle wrażliwi. Wystarczy przypomnieć sobie chociażby aferę z Codename: Panzers, gdzie „przedstawiono” sytuację napaści Polski na Niemcy, choć finalnie racja była po stronie wydawcy i twórców gry. Tym razem kroi nam się kolejne małe trzęsienie ziemi. Z czym bowiem od kilkunastu miesięcy kojarzy nam się osoba prezydenta Polski zestawiona z samolotem? No właśnie…
Nieszczęście, straszne nieszczęście. Po zabójstwie w łódzkim biurze poselskim PiS blady strach padł na panów posłów. Pochowali się po kątach. Fulko zakłada nawet, że to własnie obawa przed zamachem terrorystycznym wyludniła ławy poselskie w czasie dzisiejszej debaty nad ustawą o in vitro. A niektórzy, jak poseł Pałys z PSL zalewali wręcz robaka w kuluarach kalkulując pewnie słusznie, że co im tam wstyd przed wyborcami - i tak już niewiele życia im zostało. Inni mają więcej szczęścia - dostali ochronę BOR-u. A ci, co nie dostali, apelują w stylu pana Waszczykowskiego z PiS-u: "nie zabijajcie nas!". Tylko do kogo adresowany jest ten manifest? Do walniętego, sfrustrowanego, 62-letniego społecznego outsidera, który narozrabiał w Łodzi? Chyba nie, bo on już został zgarniety i siedzi w pace. To do kogo... no własnie, do kogo?