A gdyby tak wykorzystać superbohaterską popularność do kariery politycznej? Gdyby ideały amerykańskiego herosa ukształtowały nie tylko obrońcę, ale i oficjalnego lidera mas? Gdyby połączyć Heroes, Suits i Człowieka Rakietę oferując czytelnikom powieść z pogranicza superbohaterskiej pulpy i thrillera politycznego? Takie pytanie stawia przed nami Brian K. Vaughan w komiksie o superbohaterze zwanym "Potężna Maszyna", który postanowił zostać "dobrym politykiem".
O scenarzyście w komiksowym środowisku uznanym za takie tytuły, jak „Y Ostatni z Mężczyzn” czy "Saga" ostatnio głośno także dzięki serialowej adaptacji „Runaways”. Poprzednie tytuły dają wstępny obraz oczekiwań. Po autorze spodziewać się możemy lektury nie tylko solidnej lecz także pomysłowej. Czasami także łamiącej dotychczasowe schematy. W "Y-ku" pomysł przewodni przypominał "Seksmisję". W "Runaways" Brian postanowił podważyć dominujący wśród superbohaterskich dzieciaków topos posłuszeństwa i uwielbienia wobec rodziców. Tym razem Vaughan mierzy się ze spostrzeżeniem, że ktoś kto naprawdę pragnie walczyć ze złem zamiast patrolować ulice po zmroku powinien stanąć na czele społeczności. Tej próby zazdroszczą mu między innymi bracia Wachowscy, czego wyraz dają we wstępie do drugiego tomu.
Na "Ex Machinę" składają się trzy płaszczyzny. Jest sfera zawodowa, w której kibicujemy staraniom burmistrza Nowego Jorku. Jest strona superbohaterska, w której bohater często mimo woli przywdziewa swój kuriozalny kostium. Jest też warstwa osobista, z którą wydaje się radzić sobie najsłabiej.
Chylę czoła przed pisarską sprawnością Briana. Tym, jak płynnie przemieszcza się między tymi obszarami. W jego historii nie czuć sztuczności. Pozwala to przypuszczać, że albo żywo interesuje się polityką albo też doskonale maskuje swoje braki.
"Ex Machina" to naprawdę solidny komiks, ale brak mu "tego czegoś”. Takie odczucie pozostawia po sobie lektura dwóch pierwszych tomów serii i jest ono tym dziwniejsze, że trudno zarzucić jej brak ciekawych pomysłów. Problem zdaje się leżeć w zachowawczości. Brian K. Vaughan pisze jak Potężna Maszyna zaprogoramowana na wyemitowanie szytej na miarę czytelniczych potrzeb fabuły. Jest solidna, rzetelna, a przy tym grzeczna i politycznie poprawna. Gdyby nie kilka brutalnych scen można by sprzedawać go bez ograniczeń wiekowych. Główny bohater to żywe uosobienie dyplomacji, skłonne do naginania litery prawa tylko w świetle absolutnej konieczności takiego postępowania. Taka nieskazitelność przekłada się na "syndrom Supermana", emocjonalną kastrację całej historii. Trudno wyrobić w sobie jakiś stosunek do bohatera, który ma w sobie tyle z żywego człowieka, co polityk na spocie własnej kampanii.
Jednym z najbardziej irytujących elementów serii jest żonglowanie chronologią zdarzeń. Entuzjasta powie, że wzbogaca to strukturę scenariusza, a sceptyk, że próbuje zamaskować prostotę treści komplikując formę. Zabiegi te utrudniają płynność odbioru zmuszając do przerwy na zorientowanie się w czasoprzestrzeni.
W stosunku do warstwy wizualnej mam podobne zarzuty, co do scenariusza. Choć zdarzają się w niej uproszczenia nie mam wątpliwości, że Tony Harris to wyjątkowo solidny rzemieślnik. Posiada także wspaniały dar opowiadania obrazem. Gdy próbuję ocenić jego obrazy pod kątem tego jakie wywołują na mnie wrażenie ciężko nic nie przychodzi mi do głowy. Praktycznie ich nie zauważam. To kadry, które mogłyby równie dobrze składać się ze zdjęć. Niemal całkowicie pozbawione własnego wyrazu.
"Ex Machina" to dobry komiks, któremu obiektywnie nie wiele można zarzucić. Niestety brak mu też na tyle wyrazistej tożsamości, by jego lekturę uznać można było za porywającą. Jest świetnie zrobiony, dobrze rozplanowany i oparty na ciekawym pomyśle. Mimo wszystko brak mu "pazura", który nadałby mu wyrazu, a jego lekturze smaku.
Komiks dostępny na www.egmont.pl
Więcej komiksów na Instagramie: @komiksowy_pamietnik