Równo 10 lat temu Capcom wydał grę Dead Rising, nawiązującą mocno do kultowego filmu Świt Żywych Trupów. Od tego czasu temat zombie znacznie spopularyzował się w grach wideo. Skąd się to wzięło i czy moda na żywe trupy nadal powinna trwać?
Twórcy postanowili wyjątkowo tanim zagraniem wkurzyć fanów na całym świecie, a ja z każdym kolejnym sezonem zastanawiam się, dlaczego w ogóle to oglądam. UWAGA BĘDĄ SPOILERY DOTYCZĄCE FINAŁU SEZONU WŁĄCZNIE.
Spin-off "The Walking Dead" to oczywisty skok na kasę. Tylko, czy coś w tym złego? Jakościowo pilot prezentuje się nawet lepiej od swojego "serialu-matki". Jak ktoś woli wyrzynanie zombie w hurtowej ilości i oglądanie życia po apokalipsie - uzna "The Walking dead" za lepsze. Jeśli jednak preferuje klimat zagrożenia, niepewności i powolniejszą akcję - bardziej spodoba mu się "Fear the Walking Dead".
Po obejrzeniu kolejnego japońskiego filmu klasy B o tematyce zombie, przypomniałem sobie o czymś. Po pierwsze, uwielbiam ten ich szajs, kicz i tandetę. Drugą kwestią jaka przyszła mi do głowy było -”Czemu nie ma masy gier o stylistyce podobnej do tych filmideł”. Niby mamy Onechanbara, czyli laski w bikini siekające zombiaki ale chciałbym czegoś więcej.
Nagle do głowy przywędrowała myśl o pewnej perełce, która już samym tytułem zachęca do owacji na stojąco. No bo jak inaczej można zareagować na grę która pokaże nam odwieczny spór pomiędzy żywymi trupami a karetkami?
Przed nami „Blackout” – ostatnia część „Przeglądu Końca Świata” Miry Grant. Pierwszy tom był całkiem udany, drugi już mniej, a teraz przyszła pora na ocenę trzeciego. Czy zniżka formy w „Deadline” była tylko syndromem środkowego tomu, czy też trwałą tendencją spadkową?
Wydawać by się mogło, że temat zombie w grach jest już doszczętnie wyeksploatowany, a sama moda na nieumarłych przygasła. I choć jest w tym dużo prawdy, to Techland tworząc najlepszą i największa kampanię promocyjną w naszym kraju, kontruje to na całej linii. Dying Light nie jest grą wyjątkową, ale przez działania marketingowe nic nie pozwala nam tak sądzić. Gracze z całego świata zostali wręcz zarażeni Dying Lightem!
Oczekiwania po pierwszym sezonie wirtualnej adaptacji komiksu The Walking Dead były relatywnie spore. Czego o tej grze bym nie mówił, to efektowność historii i na mnie zrobiła spore wrażenie. Dzieło Telltale Games przyjąłem jednak dosyć chłodno, o czym mogliście przeczytać w jednym z tekstów podsumowujących ubiegły rok. Drugi sezon, który również skończyłem za jednym zamachem (bez oczekiwania w napięciu na kolejne odcinki), strukturą – a już w ogóle mechaniką – wiernie odwzorowywał „jedynkę”. Nie zmienia się składu zwycięskiej drużyny – w myśl tej zasady postanowiono wykonać The Walking Dead: Season Two. Czy słusznie?
Na ekrany telewizorów zawitała kolejna, serialowa produkcja osadzona w świecie opanowanym przez zombie. Czy "The Walking Dead" może czuć się zagrożone przez swojego pierwszego "poważnego" rywala?
Zombie już wszędzie pełno, ale nie mogę się powstrzymać przed napisaniem chociaż jednego tekstu na ich temat. Odkąd ludzkość znalazła się w XXI wieku, wszyscy znacząco przyspieszyliśmy. Zrobienie czegokolwiek w dzisiejszym świecie jest prawie niemożliwe, jeżeli nie przystosujemy się do tempa w jakim żyją masy. I wygląda na to, że za tą modą podążyły także zombie. Biegające jak Usain Bolt umarlaki są już normą, jeśli chodzi o produkcje spod sztandaru żywych trupów, a te klasyczne, powolne zombiaki zostały praktycznie zepchnięte do kina niezależnego. Czy jest dla nich jeszcze miejsce w wysokobudżetowych produkcjach?
Ogromny biorąc pod uwagę polski rynek – sukces sprzedażowy osiągnięty przez Dead Island utwierdził twórców w przekonaniu, że tematyka zombie to ich specjalność. Poszli za ciosem i tworzą Dying Light, które na samym starcie oczarowało, lecz z czasem, gdy wtargnięto na sferę faktycznej rozgrywki - udowodniło, że z nową marką i świeżą ideą niewiele ma wspólnego. Grę przesunięto na przyszły rok i właśnie ta decyzja może uratować „umierające światło”.