Zasada Trójek — Tragikomiczny traktat o potrzebie spełnienia w bajkowej oprawie
Raz & na zawsze 1 – Och, babciu, dlaczego masz takie wielkie spluwy?
Potworna Kolekcja – "Opowieści z krypty" w genialnej oprawie
Recenzja mangi: Badaczka mitycznych bestii
Oblivion Song - dusz obojętnych nie chce ani niebo, ani piekło
Deathmatch monarchów! Recenzja filmu Godzilla 2: Król potworów
Temat Tygodnia jest nowym cyklem felietonów, w którym pojawiać się będą wpisy autorów nawiązujących do wybranej w drodze głosowania tematyki. Każdy z nas podejmuje zagadnienie w inny sposób, ukazując tym samym różnorodność spojrzenia na dany temat. W tym tygodniu zdecydowaliśmy się poruszyć kwestię "Fantastycznych stworzeń".
Nie tylko w świecie elektronicznej rozrywki pojawiają się hybrydy ludzi i zwierząt. Stworzenia te możemy równie dobrze spotkać w literaturze, bądź w kinematografii. Wystarczy sobie przypomnieć chociażby takie powieści jak "Wyspę doktora Moreau", bądź "Planetę Małp", gdzie każda z nich doczekała się swojej ekranizacji. Jednak najwięcej wspomnianych hybryd pojawia się w przypadku gier. Przynajmniej tak mi się wówczas wydaję. Jeśli się mylę, to liczę na sprostowanie w komentarzach i ukazanie mojego błędu.
Była już recenzja przedpremierowa i premierowa, czas na popremierową. Tym razem przeznaczoną dla tych, którzy film już widzieli, bo zamierzam sypnąć kilkoma spoilerami.
Mogliście już przeczytać mocno przedpremierową recenzję Godzilli autorstwa bukinsa, ale on ma różne tajne prasowe przepustki, więc jego tekst się nie liczy :). Mój oczywiście się liczy, bo powstał na bazie pokazu dla ludożerki, który odbywał się wczoraj we wszystkich Imaksach. Okazji do nowego przywitania się z panem Godzillą nie mogłem przepuścić, a jednym z efektów przeżytego seansu jest ten tu oto tekst. Innym efektem jest (spoiler!) zadowolenie.
Już w piątek do kin trafi długo wyczekiwana wysokobudżetowa produkcja – "Godzilla". Czy król gigantycznych potworów poradził sobie w konfrontacji ze współczesnym widzem? Zapraszam do przedpremierowej recenzji.
Król gigantycznych potworów zarządzi (przynajmniej taką mam nadzieję) w kinach już w 2014 roku, a póki co, pojawił się pierwszy (no prawie pierwszy - więcej o tym w tekście później) zwiastun i znakomicie zbudował napięcie. Co najważniejsze - możemy obejrzeć tę zapowiedź bez myśli, że zobaczyliśmy już cały film (to informacja dla tych, którzy stronią od oglądania trailerów). A jest na co czekać!
Miałem całą gamę powodów, żeby podjarać się Pacific Rimem. Pierwszy i najbardziej oczywisty – WIELKIE ROBOTY WALĄCE PO MORDZIE JESZCZE WIĘKSZE POTWORY. Drugi to obsada, w której znalazło się dwóch aktorów z najlepszego serialu wszechczasów, Sons of Anarchy. Trzeci, Guillermo del Toro za sterami produkcji dawał konkretne nadzieje, że to się nawet uda. Czwarty, raźny głos GLaDOS w charakterze sztucznej inteligencji obsługującej roboty, tak się kupuje fanów. Piąty wyszedł dopiero w trakcie seansu i jest powodem, dla którego film obejrzę jeszcze co najmniej raz – Pacific Rim sprawił, że na dwie godziny stałem się dziesięciolatkiem z bananem na mordzie oglądającym kolejne epickie* walki i co kilka minut miałem ochotę zakrzyknąć FAK JE!
Tam, gdzie wielkie roboty leją się z jeszcze większymi potworami, tam eJay zaciera ręce i opróżnia portfel. Choć pomysł stworzenia filmu o tak prostackiej strukturze jawił mi się jeszcze niedawno jako zbyt ryzykowny, tak po obejrzeniu zwiastunów nie miałem już żadnych wątpliwości – Pacific Rim będzie zdecydowanie największym blockbusterem tego lata.
Guillermo del Toro dostał w swoje rączki pokaźny budżet, świetnych specjalistów od efektów oraz masę czasu na dopracowanie technicznej strony obrazu (prawie rok trwała konwersja 3D – to na tę wersję postanowiłem się wybrać). Efekt końcowy nie rozczarował mnie. Pacific Rim dostarczył mi sporej porcji zabawy, a przy tym zagrał na sentymentalnych tonach skutecznie maskując pewnego rodzaju niedociągnięcia.
Megashark vs Giant Octopus. Każdy posiadacz Internetu najprawdopodobniej słyszał o tym filmie, ewentualnie obejrzał słynną scenę strącenia pasażerskiego samolotu przez wielkiego rekina. Fani zlatywali się jak muchy do miodu. A czy znacie Megapiranię? Crocodona? Piraniacondę? Sharktopusa? Dzięki pewnemu sympatycznemu kanałowi na YouTube możecie poznać je wszystkie w rozsądnym przedziale czasowym.
Kino. X muza. Magiczna dziedzina, w której powstają rzeczy wyjątkowe, wiekopomne, niesamowite dzieła zmieniające nasz sposób patrzenia na świat. Jednym z takich filmów bez wątpienia jest Mega Shark vs Giant Octopus. Miło mi donieść, że jest szansa na przeskoczenie niesamowicie wysoko podniesionej przez ten film poprzeczki.