Premiera Metal Gear Solid V: The Phantom Pain już niedaleko. Najnowsza odsłona przeszło dwudziestoletniej sagi Hideo Kojimy zapowiada się na jeden z największych hitów całego roku. „Ból fantomowy” ma być ostatnim elementem układanki, jaką tworzy niezwykle rozbudowana i skomplikowana historia Węży. Właśnie ze względu na to skomplikowanie, przed zagraniem w piątkę warto poznać bądź przypomnieć sobie wydarzenia z poprzednich Metal Gearów. Te podzielić można na dwie powiązane ze sobą opowieści – pierwsza przybliża nam tragedię i upadek Big Bossa, legendarnego żołnierza, druga zaś opowiada o losach jego klona i syna, Solid Snake’a. O historii tego ostatniego mogliście przeczytać w pierwszej części tego artykułu, teraz zaś skupię się na losach jego ojca, Big Bossa, którego ostatni nieznany nam rozdział życia poznamy już niedługo w The Phantom Pain.
Premiera Metal Gear Solid V: The Phantom Pain już niedaleko. Najnowsza odsłona przeszło dwudziestoletniej sagi Hideo Kojimy zapowiada się na jeden z największych hitów całego roku. „Ból fantomowy” ma być ostatnim elementem układanki, jaką tworzy niezwykle rozbudowana i skomplikowana historia Węży. Właśnie ze względu na to skomplikowanie, przed zagraniem w piątkę warto poznać bądź przypomnieć sobie wydarzenia z poprzednich Metal Gearów. Te podzielić można na dwie powiązane ze sobą opowieści – pierwsza przybliża nam tragedię i upadek Big Bossa, legendarnego żołnierza, druga zaś opowiada o losach jego klona i syna, Solid Snake’a. The Phantom Pain stanowić będzie zakończenie losów Big Bossa, by jednak w pełni zrozumieć fabularne niuanse gry, należy znać również wydarzenia związane z Solid Snake’iem. I to na ich przybliżeniu chciałbym się skupić w pierwszej połowie tego dwuczęściowego artykułu.
Shadow Moses zaliczona. Raiden i rok 1964 też. I w końcu doszedłem do momentu, w którym dane mi będzie ujrzeć zwieńczenie trylogii… kontynuację “dwójki” w formie “czwórki”... Inaczej: czwarta część serii, która idealnie zwieńcza cały dotychczasowy dorobek MGSa. I na reszcie mam do czynienia z czymś co można uznać za pełnoprawną grę. Gdy kończyłem Son of Liberty niemal zakląłem pod nosem, że Snake Eater nie pociągnie dalej znanych wątków, a zacznie coś w stylu drugiego toru dla serii. Guns of the Patriots wraca do Solid Snake’a i bardzo dobrze sprawuje się w kategorii “ostatni MGS”.
Jeszcze tego samego wieczoru (wieczór gracza kończy się o 4:00) gdy ujrzałem napisy końcowe Sons of Liberty odpaliłem kolejną pozycję na ekranie wyboru gry w Metal Gear Solid: HD Collection. Umierałem z ciekawości co stanie się dalej w ponurej rzeczywistości, jaką okazał się świat kontrolowany przez Patriotów. Ten okres musiał jednak poczekać, bo wraz z odsłoną oznaczoną numerem 3, Kojima nie miał zamiaru kontynuować rozgrzebanych w wirtualnym 2009 roku wątków. Nagle seria cofa się dekady wstecz, aż do 1964. Do okresu Zimnej Wojny, gdy po świecie chodził Naked Snake, zanim jeszcze zasłużył sobie na przydomek Big Bossa.
Branża gier komputerowych jest mocno oporna jeśli chodzi o tworzenie kultu wokół stojących za powstaniem poszczególnych produkcji jednostek. Podczas gdy sukcesy bądź porażki filmów najczęściej wiązane są bezpośrednio z osobą ich reżysera, tak gry wideo dorobiły się stosunkowo mało własnych Stevenów Spielbergów czy Francisów Fordów Coppola. Potraficie wskazać mózg stojący za Assassin’s Creed? Albo głównego odpowiedzialnego za sukces Battlefieldów? No właśnie. Kojarzymy gry, ewentualnie odpowiedzialne za nie studia, nawet wydawcę, ale już konkretnych ludzi bardzo rzadko. Wśród tych, których jednak znamy, szczególnie wyróżnia się Hideo Kojima. Niespełniony reżyser filmowy, wizjoner, który zaczął przemycać filmowość do gier na długo zanim stało się to modne. Żartowniś, który swoich fanów tak często oszukiwał, że ci zaczęli doszukiwać się teorii spiskowych w absolutnie wszystkim, co Japończyk mówił i publikował, albo co mówiono bądź publikowano o nim. Bohater dziesiątek wiadomości, jakimi w tym roku żyły wszystkie światowe media o grach. I przede wszystkim autor Metal Gear Solid, sagi, która dla milionów graczy jest szczytowym osiągnięciem interaktywnej narracji.
Obawiałem się części drugiej tej serii. Nie jestem graczem głuchym na to co się dzieje w branży - dość się nasłuchałem o wielkim zawodzie fanów, gdy Solid Snake "zginął" po pierwszym fragmencie gry. Wiedziałem o Raidenie i nienawiści jaką zapałały do niego osoby liczące na kolejną, wielką przygodę głównego bohatera serii. Dzięki temu nie doznałem szoku, jaki był zapewne obecny na twarzach wszystkich grających na premierę. Całe szczęście, bo będąc świeżo upieczonym fanem Snake'a zapewne przeżywałbym to równie ciężko.
Gra zasłynęła jako największy trolling jaki deweloper zaserwował graczon. Ja dziś uważam ją za idealnie rozegrane wodzenie za nos.
Kiedyś nabywałem każdą grę w atrakcyjnej cenie, jaka trafiła mi w ręce. Było to takie dziwne połączenie uporu, by stale mieć coś na półce do zaliczenia, ze smykałką kolekcjonera, który chciałby by ta półka rosła aż do nieskończoności. Wraz z epoką Steama (i cyfrową wersją mojej półki) trafiło mi się kilka nietrafionych zakupów za śmieszne pieniądze. Nawet nie chodzi o nabywanie kiepskich gier, ale raczej takich w które w ogóle nie chce mi się grać. Należą do nich m.in. Dead Space, Dragon Age, Risen, czy Endwar. Spojrzałem wtedy w swoje odbicie w zgaszonym monitorze i powiedziałem sobie twardo: "Nie we wszystko musisz zagrać." I tak, powoli wykreślałem różne serie gier z mojego kręgu zainteresowań. Dawno temu wykreśliłem też serię Metal Gear. Uznałem, że ma ona zbyt wiele głupot, które mnie drażnią i że już za późno by próbować połapać się w zawiłych wydarzeniach rozbudowanej sagi. Więc tak, MGSy zdobiły moją listę zatytułowaną "Odpuścić sobie".
Niedawno wykreśliłem tę pozycję.
Konami to firma o ugruntowanej pozycji na rynku, w której portfolio znajduje się co najmniej kilka marek cieszących się ogromną popularnością. Produkcje sygnowane jej logiem towarzyszą graczom od dekad, zapewniając fantastyczną rozrywkę i piękne wspomnienia. W ostatnim czasie Japończycy robią wiele, by wystawić swoich fanów na próbę. Anulowanie Silent Hills i zamieszanie wokół Hideo Kojimy na pewno nie wpłynęły dobrze na wizerunek korporacji z Kraju Kwitnącej Wiśni. Nie wydaje się jednak, by włodarze firmy mieli się tym przejmować. Wygląda na to, że mogą oni sobie nawet pozwolić na wymazanie Hideo Kojimy z rzeczywistości.
Z perspektywy czasu pilne śledzenie kłopotów rozgrywających się w domu Snake'a nazwałbym interesującym, a nawet inspirującym doświadczeniem. I choć moja początkowa interpretacja odejścia Kojimy z Konami jako niechybnego znaku końca dziejów człowieczych prawdopodobnie okazała się błędna, to nadal uważam, że z całego zamieszania można wyciągnąć bardzo ważną lekcję. W trakcie szeroko zakrojonej akcji modernizacyjnej z elementami restrukturyzacji (lub odwrotnie), japoński wydawca podjął bowiem szereg niebanalnych decyzji, narażając się przy tym na ostrą krytykę ze środowiska fanów serii Metal Gear. Tak się składa, że od pewnego czasu przymierzałem się do napisania czegoś o szczególnej roli wybitnych twórców świata gier, a ten barwny spór na linii Kojima-Konami sprawił, że temat "autorstwa" poszybował w rankingach do góry. Lepsza okazja może się długo nie trafić, zatem, żywiąc płonną nadzieję wzbogacenia debaty, zamierzam zebrać raz ciśnięte w kąt notatki i dorzucić tu swoje trzy grosze.
Hideo Kojima to legenda branży gier komputerowych, stawiana na równi chociażby z Sidem Meierem. Stąd wieści o jego konflikcie z Konami, firmą, z którą był związany od początku swojej kariery, wywołały niemałe poruszenie w branży. Zaczęło się od plotek i poszlak odnajdowanych przez użytkowników serwisu Reddit. Nazwisko Kojimy zniknęło z listy co ważniejszych członków korporacji, napisy „A Hideo Kojima game” zaczęły masowo znikać z materiałów promocyjnych gier z serii Metal Gear Solid, zaś strona zespołu deweloperskiego Kojima Productions zaczęła przekierowywać odwiedzających na oficjalny portal serii MGS. Wzbudzało to niemały niepokój, ale fani doskonale zdający sobie sprawę z tego, że Hideo znany jest z różnej maści dowcipów, trzymali rękę na pulsie i czekali na jakieś oficjalne doniesienia.