Od kiedy tylko pamiętam Avantasia znajdowała się w stanie wojny. Ciągła, monumentalna bitwa pomiędzy ludźmi i orkami, karłami a siłami ciemnościami, elfami a czarodziejami… i oczywiście mną, dokładnie pośrodku tego wszystkiego. Miałem dość nieustannego zmieniania stron konfliktu, dość przyjmowania rozkazów i dość strachu o własne życie. Wykorzystałem możliwość ucieczki i od tej pory moje życie jest w moich rękach! Co może pójść źle?” – otóż na szczęście (dla graczy) wszystko!
Załapałem się na prawdopodobnie ostatnie wyświetlenie ostatniej odsłony przygód Holmesa w lokalnym kinie, a mając w pamięci znakomitego poprzednika, postanowiłem, że wzorem kolegów z redakcji również podzielę się własnymi spostrzeżeniami. Tymi mniej lub bardziej pozytywnymi.
Sesja… Czas, w którym przeciętny student ma posprzątany pokój, usunięte zbędne pliki z dysków, policzone wszystkie pęknięcia na ścianach, a przede wszystkim – nadrobione zaległości filmowe i serialowe. No właśnie… Filmy i seriale.
Styczeń mogę bez wahania nazwać miesiącem Sherlocka Holmesa. Nie skończyłam jeszcze opłakiwać, wraz z kilkumilionowym fandomem, końca drugiej serii serialu BBC Sherlock, a już pognałam do kina na nowy film Guya Ritchiego. Nie będę bawiła się w pojedyncze recenzje, których w sieci są miliony, ale zbieżność czasu i tematu sama narzuca porównania obu ekranizacji powieści sir Artura Conana Doyle’a. Jako, że jestem pod dużym wrażeniem zarówno brytyjskiego serialu jak i filmu Sherlock Holmes: Gra Cieni, pozwolę sobie pozadręczać was w najbliższym czasie rozkładaniem na części pierwsze obu wizji, cofając się przy tym zarówno do pierwszej serii Sherlocka jak i poprzedniego filmu z amerykańską wersją detektywa.
Kinowe przygody Sherlocka Holmesa podeszły mi bardzo. Pierwszą część obejrzałem zadowolony i ucieszony, że ktoś podszedł do tematu inaczej niż zwykle. Ostatnie tygodnie zdecydowanie należą do drugiej części przygód detektywa i dzielnie asystującego mu doktora. Nie wiem, nie widziałem, nie wypowiem się. Mogę za to z ręką na sercu polecić wam jeszcze inną wersję Sherlocka. Brytyjski serial którego drugi sezon niedawno się zakończył. Ta wersja niszczy moim zdaniem wszystko, co widziałem w tym temacie do tej pory.
Druga część przygód Sherlocka Holmesa autorstwa Guya Ritchiego miała być jednym z filmów, które uratują rok 2011. Jeden z najbardziej medialnych tytułów minionych dwunastu miesięcy pojawił się wreszcie w polskich kinach i teraz każdy może ocenić ile jest wart – ja też, więc niniejszym to czynię. Od razu oznajmiam, iż Gra Cieni to film dobry, choć moim zdaniem pod kilkoma względami słabszy od poprzednika, więc w odróżnieniu od tekstów fsm i Cayacka, trochę ponarzekam i powytykam co mi się nie podobało.
Sherlock Holmes: Gra Cieni znajdował się wysoko na mojej liście oczekiwanych filmów tego roku. Więc gdy tylko jakkolwiek wygrzebałem się z lekkiego przeziębienia, pobiegłem do kina radośnie, niczym szczeniak biegnący po smakowitą kość. Danie skonsumowałem, oblizałem się i zjadłbym jeszcze. Z racji tego, że recenzję Sherlocka opublikował na weekendzie fsm, a pod większością jej treści mogę się podpisać, tym razem pozwolę sobie tylko uzupełnić o kilka spostrzeżeń.