And the Oscar goes to... 85. Oscarowa gala za nami
Wróg numer jeden - kilka kartek z pamiętnika CIA
Recenzja filmu Green Book - bo chodzi o to, żeby było miło
Na pięć minut przed Blade Runnerem 2049. O talencie aktorskim Ryana Goslinga
Oscarowe nadrabianie #1 – Przełęcz ocalonych
Oscarowe nadrabianie #0 - Leony
"Kod da Vinci", "Dogma", "Ostatnie kuszenie Chrystusa", to tylko niektóre z filmów oprotestowanych przez Kościół. Podobny los czeka zapewne "Spotlight" - jeden z oscarowych faworytów opowiadający o księżach pedofilach ukrywanych przez swoich zwierzchników. Tym razem mamy do czynienia z obrazem opartym na prawdziwej historii, co pewnie nie przeszkodzi krytykom w bojkotowaniu produkcji McCarthy'ego.
Za 2 dni z hakiem, z Dolby Theater w Los Angeles, bardziej lub mniej chwiejnie wyjdzie grupka szczęśliwców, którzy pod pachą wyniosą nagrodę Amerykańskiej Akademii Filmowej, lepiej znaną jako Oscar. Zanim przejdę do typowania kto to będzie, słowo wyjaśnienia w dwóch kwestiach. Co się tyczy samej ceremonii i jej oglądania, to ja osobiście lubię. Znam zdecydowaną większość twarzy i nazwisk, nie odrzuca mnie ta kulminacja blichtru, splendoru i sztuczności, ponieważ znam zasady na jakich się to odbywa. Nie interesuje mnie życie osobiste gwiazd, nie śledzę „pudelkowych” ploteczek, a do ich sypialni zaglądam tylko wtedy kiedy zaszwankują zabezpieczenia w chmurze. Znam jednak lub przynajmniej kojarzę większość ich filmografii, więc oglądanie takiej uroczystości jest dla mnie zwyczajnie ciekawe. Szczególnie, że ostatnio jest też doświadczeniem przyjemnym, odkąd to Ricky Gervais zaproponował w Złotych Globach formułę dekonstrukcji napuszenia i gry konwencją. Z Sethem, Ellen i Billym ostatnie Oscary były luźne, całkiem zabawne i zaskakująco bezpretensjonalne w tym pretensjonalnym świecie. Z Neilem musi być podobnie. Nie każdy jednak to strawi. Druga kwestia to znaczenie Oscarów. Tu trzeba zaznaczyć jedno – to nie są ostateczne wyznaczniki poziomu artystycznego filmu czy też gry aktorskiej. Mają większe znaczenie prestiżowe i marketingowe, samo wyłonienie zwycięzców rządzi się często swoimi specyficznymi prawami, uwzględniającymi kontekst i okoliczności. Czasami nominacja znaczy tyle co wygrana, ale tutaj trzeba odwołać się też do podstawowej istoty kultury – to nie gra o sumie zerowej. Wygrana jednego filmu nie oznacza, że inne były gorsze. Oscary to tylko i aż filmowa tradycja. To ustaliwszy przechodzimy do clou tematu.
Komandos Navy Seals obserwuje w lunecie swojego karabinu dość niezwykłą scenę. Kobieta wyjmuje zza ubrania granat i przekazuje dziecku, które zaczyna iść w stronę oddziału amerykańskich żołnierzy. Głos w radiu strzelca nakazuje mu samodzielnie podjąć decyzję - strzelać, czy nie…
Zarówno książka - biografia najbardziej skutecznego amerykańskiego snajpera Chrisa Kyle’a, oraz oparty na niej najnowszy film Clinta Eastwooda zaczynają się tak samo. Słynny reżyser miał jednak dużo trudniejsze zadanie niż autor książki - musiał nie tylko zmieścić bogate w wydarzenia życie Chrisa w dwugodzinnym filmie, ale także zmierzyć się z ciągle kontrowersyjnym tematem wojny z terrorem oraz właściwie przedstawić postać Kyle’a - tragicznie zmarłego męża i ojca, oraz bohatera narodowego dla wielu Amerykanów. Czy Eastwood podołał temu wyzwaniu?
Według wszelakich przewidywań recenzentów i bukmacherów - Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny otrzyma polska lub rosyjska produkcja. W tym roku "Lewiatan" zgarnął Złotego Globa, a "Ida" nagrodę BAFTA. Wcześniej obydwa filmy również były wielokrotnie nagradzane. Jeden i drugi wzbudzały w swoich krajach kontrowersje i wplątywały się w bieżącą politykę. Tak różne, a z podobnymi osiągnięciami. Kto sięgnie po statuetkę Oscara?
Stephena Hawkinga nikomu nie trzeba przedstawiać. To prawdopodobnie najbardziej znany naukowiec na świecie. Być może cała ta celebrycka otoczka byłaby mniejsza, gdyby nie choroba, która go dotknęła. Paradoksalnie to właśnie stwardnienie zanikowe boczne sprawiło, że jego postać znają nawet ci, którzy kompletnie nie interesują się fizyką. Jeśli nie pamiętają jego nazwiska, to kojarzą gościa, który siedzi na wózku i porozumiewa się poprzez generator mowy. Jego niezwykła biografia to gotowy scenariusz filmu. To nie pierwsza fabuła opowiadająca o Hawkingu. Jak wyszło tym razem?
Pierwsza reakcja po zakończonym seansie Birdmana - wow. Druga reakcja - kurcze, chyba spodziewałem się czegoś ciut innego. Trzecia - to był jednak rewelacyjnym film! Bo był. Birdman czyli (nieoczekiwane pożytki z niewiedzy) to obsypana pozytywnymi opiniami, nominacjami i nagrodami produkcja, której niewątpliwy sukces wymaga ostatniego pociągnięcia pędzlem - Oscara w kategorii "najlepszy film". I choć całość nosi znamiona rzeczy skrojonej pod gusta krytyków, to mimo wszystko trudno przeoczyć bulgoczący pod powierzchnią geniusz.
Czas bliżej przyjrzeć się filmom, które rywalizują z "Idą" o Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Na pierwszy ogień idzie koprodukcja estońsko-gruzińska. W pojedynku "Ida" vs "Mandarynki" bukmacherzy obstawiają zwycięstwo polskiego filmu. Czy słusznie?
Czy wypada nie kibicować polskiemu filmowi w wyścigu po najbardziej znane nagrody na świecie? Stanąłem przed tym dylematem po obejrzeniu „Idy”. Wolałbym, by szanowna Akademia pominęła tę produkcję podczas gali rozdania Oscarów. Już wyjaśniam, dlaczego.
Oscary za rok 2014 rozdane! Zgodnie z oczekiwaniami, wygrał poruszający "Zniewolony. 12 Years a Slave". Mnie jednak ogromnie cieszy wysyp statuetek dla "Grawitacji", która jest bardzo blisko kina science fiction. Z tej okazji postanowiłem przypomnieć sobie produkcje SF, które miały okazję zdobyć statuetkę w głównej kategorii!
Mimo późnej pory emisji, również w tym roku nie mogłem sobie odpuścić gali rozdania Oscarów. Nocka zarwana, ale wrażenia jak najbardziej pozytywne. Oto pięć najfajniejszych momentów z całej imprezy!