Miałem ostatnio okazję sprawdzić kilka z tytułów startowych Xboxa One. Podczas przedpremierowych zapowiedzi praktycznie wszyscy dziennikarze byli zgodni, że pod względem oprawy graficznej najlepiej prezentuje się „Ryse: Son of Rome” – gra akcji traktująca o walkach rzymskich legionistów z barbarzyńskimi najeźdźcami. Już od pierwszej prezentacji wyglądało to świetnie i dziś można zdecydowanie śmiało stwierdzić, że jest to najprawdopodobniej najładniejsza gra w historii. Problem w tym, że mamy tu do czynienia z ładną wydmuszką, a pod kolorową skorupką kryje się puste wnętrze.
Patrzę na półkę z grami AAA, gdzie znajdują się te z gatunku FPS. Łapię się za głowę. Wszędzie tylko Battlefield, Call of Duty i na deser jeszcze więcej Call of Duty z Battlefieldem. Gdzieniegdzie na regałach wepchnięte są jeszcze na siłę inne tytuły. Znowu, łapię się za głowę. Mam tylko ochotę na to, żeby bezstresowo sobie postrzelać do czegoś innego niż Rosjanie, Arabowie czy Niemcy. Wracam ze sklepu niezadowolony, uruchamiam Read Dead Redemption i prowadzę spokojnie stado krówek na pastwisko, rozkoszując się magicznymi wręcz krajobrazami. Wtem przypominam sobie o świetnej, polskiej marce strzelanek, osadzonych w tych samych klimatach – Dzikiego Zachodu. Call of Juarez. Pierwsza część mnie od siebie odepchnęła, Więzy Krwi również, także przed dobraniem się do Gunslingera, miałem pewne wątpliwości. Sprawdziłem wersję próbną i zostałem oczarowany. Zakup elektronicznej kopii na PC był nieunikniony. Pograłem, ukończyłem fabułę, pobawiłem się trochę poza kampanią dla pojedynczego gracza i stwierdzam jedno: nowe cudeńko od Techlandu to mój kandydat na najlepszego shootera tego roku!
Nastały dobre czasy dla pecetowców lubujących się w mordoklepkach. Po latach, przez które byli skazani na Guilty Geara i kombinowanie z emulatorami, gatunek zalicza solidny comeback na komputery osobiste. Capcom sportował kilka wariacji na temat czwartego Ulicznego Wojownika oraz swój crossover z Tekkenem, Netherrealm najpierw przeniosło fenomenalnego nowego Mortala, by na dniach dorzucić InJustice, a Steama podbija od dwóch miesięcy King of Fighters. W lekkim cieniu tych gigantów znajduje się Skullgirls, niezależna produkcja zbierająca zaskakująco dobre oceny. Przynajmniej moim zdaniem zaskakująco dobre – bo kilka godzin spędzonych z „Czachodziołchami” pozwoliło mi wyrobić sobie zdanie, że to po prostu średniak jest.
Przekopując czeluści dysku twardego natrafiłem na kolejny archiwalny tekst napisany kilka lat temu "do szuflady". Dotyczy on jednego z moich ulubionych filmów komediowych, który zdecydowanie powinien obejrzeć każdy geek. Przy okazji, w tekście zawarta jest także krótka recenzja gry opartej na komiksie, będącym pierwowzorem całej historii. By nie przedłużać, zapraszam! (UWAGA! Tekst pozostał w niezmienionej formie, więc zawiera kilka niepasujących do obecnych realiów zwrotów typu "w zeszłym roku...")
Kolejne fale żywych trupów niemalże codziennie zalewają nas na łamach serwisu Steam. Nowych gier traktujących o zombie jest od groma, a my wciąż czekamy na następne, czy to większe produkcje, czy te niezależne. Moją uwagę przykuł ostatnio darmowy tytuł, który nawiedził internetowy sklep Valve w tegoroczne Halloween. No More Room In Hell – czyli darmowa perełka Steam Greenlight.
Nie będę ukrywał, że Batman: Arkham Origins już od samego początku miał u mnie pod górkę. Zmiana studia i oddanie pałeczki mniej doświadczonej ekipie z WB Games Montreal świadczyło bardziej o próbie odfajkowania ostatniej części trylogii niż stworzeniu czegoś nowego w uniwersum Mrocznego Rycerza. Nie przeszkodziło mi to jednak w zamówieniu gry przed premierą. Lubię postać Batmana, uwielbiam świat Gotham City i przede wszystkim bardzo ciepło wspominam poprzednie odsłony serii, z genialnym Arkham Asylum na czele. Nawet jeśli Origins miało być jedynie kropką kończącą historię starcia z szalonym Jokerem to i tak wierzyłem, że będzie to dobrze przyprawiony kotlet. A jednak...
Origins jest kotletem – co samo w sobie nie jest złe jak wspomniałem – ale niedosmażonym. Pomyślicie pewnie, że jest źle, a sama gra trafiła do surowego jak zwykle eJaya, więc będzie ostro. Chciałbym poznęcać się nad tym tytułem, ale tego nie zrobię z prozaicznego powodu – udało mi się go ukończyć i nie było to wcale najgorsze doświadczenie, choć rozczarowujące na pewno. W pewnych momentach Arkham Origins sprawiało frajdę, aczkolwiek jest to w dużej mierze zasługa ludzi z Rocksteady, którzy przekazali Kanadyjczykom szablon na grę z Batmanem w roli głównej. Mowa tu zwłaszcza o jak zwykle porządnej mechanice walki z oprychami. Batuś w tej kwestii będzie zawsze dla mnie wzorem. Bo jest prosty, intuicyjny i nie wymaga do obsługi gamepada (klawiatura+mysz dają radę!).
Nowa gra wyprodukowana przez Animation Arts nareszcie trafiła na wirtualne półki sklepowe. Secret Files: Sam Peters to kolejna odsłona bardzo udanej serii przygodówek (dwie pierwsze części wydane w Polsce pod tytułem Tajne akta, trzecia nie wydana w Polsce w ogóle), tym razem bez numerka w tytule, ponieważ zamiast pełnoprawnej kontynuacji otrzymaliśmy spin-off. Niestety, w moim odczuciu bliżej jest mu po prostu do dodatku niż do pełnowartościowej gry.
Mam takie zawodowe zboczenie, że kiedy gram w jakąś produkcję, w głowie powoli zaczyna mi się już układać jej recenzja. Od czego zacznę, na czym się skupię, jaką wystawię ocenę. Po dwóch trzecich The Last of Us miałem już dość konkretny zarys – bardzo dobra oprawa, świetne relacje między bohaterami, emocjonujący scenariusz, a do tego solidny, tylko solidny gameplay. Takie uczciwe osiem na dziesięć. A potem zakończenie gry wytarło mną podłogę i cały plan szlag trafił.
Mniej więcej 10 lat temu, na rynku pojawiła się kultowa inaczej produkcja. Poświęcona Fiatom 126p samochodówka miała jeden cel - zdobyć sentymentalne serca polskich graczy, by przy najniższym wkładzie odnieść spektakularny jak na kioskowego szrota sukces. Zamysł w istocie się udał, bowiem przez następne lata Play-publishing zasypywał nas kolejnymi niedołężnymi kopiami niniejszego tytułu, poczynając od Poldka Drivera, a bodajże na Warszawce Racer kończąc.
Czymże jest patyk? To nic innego, jak kawałek cienkiego drewna będący najczęściej urwaną gałęzią. Jednakże w oczach dziecka może być wspaniałym, rycerskim mieczem szatkującym wszelkie maszkary albo karabinem do obrony swego domu. Czymże jest pluszowy miś? To nic innego jak materiałowa zabawka wyobrażająca niedźwiadka. Jednakże dla dziecka może być obrońcą podczas nocy i największym towarzyszem zabaw w dzień. Czymże jest ojciec? To nikt inny, jak mężczyzna posiadający potomstwo. Jednakże w oczach dziecka może być potworem z najgorszych koszmarów.