Szybko rosnąca lista zaległości i w zastraszającym tempie wydłużająca się lista tytułów do ogrania na PlayStation Store i Steamie zmusiły mnie do zmiany pewnych założeń. Do tej pory nieśmiałe kroki w kierunku nowszych produkcji musiałem zmienić w dużo bardziej odważne próby wejścia w świat hitów wydanych po 2007 roku. Tak się złożyło, że jedną z pierwszych produkcji z PlayStation 3, którą przyszło mi porządnie ogrywać, zostało Darksiders. Po kilku godzinach z Wojną, mogę tylko powiedzieć, że lepiej trafić chyba nie mogłem.
O Hellraid mówi się całkiem nie mało, gdyż premiera tej z pozoru prostej gry ciągnie się już drugi rok. Co jakiś czas pojawiają się nowe materiały prezentujące fragmenty rozgrywki, na których podstawie wiele osób stara się ocenić jej jakość. Jedni słusznie krytykują wiele skopiowanych mechanizmów z Dead Island, inni przyrównują tę produkcję do Dark Messiah of Might and Magic, albo nawet po części do Skyrima, ale moim zdaniem powstająca we Wrocławiu gra akcji to pierwszoosobowe Diablo.
Dlaczego? Takie właśnie pytanie nasuwa mi się, gdy patrzę na najnowszą odsłonę dobrze znanej serii. Część, która z całą serią ma wspólny chyba tylko tytuł – mowa tu o nowym Sacred 3, który znacząco różni się od tego, co otrzymaliśmy w poprzednich produkcjach, nieistniejącego już, studia Ascaron Entertainment. Czym więc właściwie jest nowy „Święty”? Dziwnym połączeniem gatunku RPG oraz hack’n’slash. Dziwnym z kilku powodów: w grze nie uświadczymy otwartego świata, nie zdobędziemy ciekawego i różnorodnego lootu, spotkamy się z zatrważająco małą ilością umiejętności oraz dostępnych broni i pancerzy, nie będziemy się także zastanawiać nad rozwojem postaci. Nie, to nie żart. To właśnie nowe dzieło ze stajni Deep Silver.
Reprezentantów hack & slashy rodzi się ostatnimi czasu wieli. Duża część z Was zapewne szuka/szukało jakiejś tańszej (bądź nie) alternatywy dla Diablo III. Na łamach GRY-OnLine mogliście przeczytać zestawienie, w którym wymieniony został jeden z głównych kandydatów do konkurowania z samym władcą ciemnością - The Incredible Adventures of Van Helsing II.
Ach, rok 2000. Znikające opary lęku przed pluskwą milenijną, wszechobecne cytaty z Matriksa, MTV jeszcze jako stacja muzyczna puszczająca nowy singiel Britney, wszyscy gracze śliniący się na myśl o Diablo II (zresztą całkiem słusznie)... Ale czy pamiętacie może, że jeszcze zanim Blizzard zesłał nam mesjasza upakowanego na kilku płytach CD, firma Westwood (tak, ci od Command'n'Conquer) zaoferowała graczom swoją wizję gatunku hack'n'slash/action RPG? I że była to wizja nad wyraz udana? I że wszyscy powinni w tę grę zagrać? I że ta gra nazywa się Nox?
Niezliczone są przypadki tytułów F2P, które tak jak The Mighty Quest For Epic Loot zachęcały mnie trailerami i ciekawymi pomysłami, okazywały się na tyle nie grywalne, że znikały z mojego dysku przed ukończeniem prologu. Przygotowany na podobny scenariusz zostałem mile zaskoczony, kiedy po kilku godzinach z tytułem wciąż chciało mi się grać.
Może The Incredible Adventures of Van Helsing nie są tak niesamowite, jak obiecuje to tytuł, ale gra jest na tyle sympatyczna, że warto o niej wspomnieć. Szczególnie, że w pewnym forumowych kręgach zdaje się mieć wyższą renomę, niż samo Diablo III. Z taką oceną zdecydowanie się nie zgadzam, ale Van Helsing pozwala przyjemnie zabić kilka(naście) godzin, co postaram się udowodnić w tej krótkiej recenzji. A zanim przejdziemy dalej, pozwolę sobie stwierdzić to, co oczywiste: miłośnicy hack'n'slashy zdecydowanie powinni dać tej grze szansę (jeśli tego jeszcze nie zrobili).
Komputerowe role-playing games to mój ulubiony rodzaj gier i spędzam z nimi zdecydowanie najwięcej czasu. Obecnie ratuję przed potężnym smokiem krainę Granys w grze Dragon’s Dogma: Dark Arisen i wciągnąłem się do tego stopnia, że wcale nie chce mi się pisać tego tekstu. Najchętniej włączyłbym teraz Xboksa i nie wychodził z domu przez kilka dni, byle tylko wciąż rozwijać mojego awatara ku potędze i skończyć DD:DA w stu procentach. Oprócz najnowszego cRPGa Capcomu na dysku mojego laptopa czeka nieskończony jeszcze Torchlight, a dzięki letniej wyprzedaży na Steamie moja kolekcja wzbogaciła się o Titan Quest i Knights of the Old Republic II, którym postanowiłem dać drugą szansę. Wisienką na torcie jest Half-Minute Hero: Super Mega Neo Climax Ultimate Boy doskonale parodiujący klasykę gatunku. Ten tytuł odstawiam jednak do czasu, gdy wyposażę się w bezprzewodowy adapter pozwalający podłączyć pada od x360 do komputera. Tak czy siak czekają mnie wakacje z grami fabularnymi i wiecie co? Ja je po prostu uwielbiam i kocham absolutną miłością, a wszystkie inne gatunki mogłyby dla mnie nie istnieć.
- Może byś się nam przedstawił? – zapytał się mnie prowadzący całe posiedzenie psycholog.
- Jestem Karol i…
- CZEŚĆ KAROL!! – krzyknęło jednocześnie ośmiu człeka.
Wszyscy odpowiedzieli chórem, jednocześnie niczym zaprogramowane roboty. Poczułem się niezręcznie, a wrażenie obcowania z plastikowymi, zgrywającymi milusińskich ludzików potęgowało się.
- Kontynuuj. Nie krępuj się Karolu. Jesteś wśród swoich. – spokojnym, wręcz kojącym głosem rzekł do mnie psycholog.
- Jestem Karol i… i… mam… mam problem. Zapewne tak jak i Wy… nie potrafię grać w hack’n’slashe…
I to szczegóły sprawiają, że nowa gra Blizzarda to kawał naprawdę bardzo solidnej rozrywki. Po 36 godzinach spędzonych w skórze mnicha (i dodatkowo kilku jako szaman) wiem, że Diablo III zasługuje na medal z błyszczącym 9/10. Z miłą chęcią wyjaśnię zatem, dlaczego obok widać ocenę 88 i jak postrzega Diablo III zakochany w dwójce człek stroniący od gry w sieci i wszystkiego, co nosi choćby znamiona MMO.