Ys X: Nordics
Deus Ex: Rozłam Ludzkości - recenzja gry tylko i aż bardzo dobrej
Śmierć to tylko początek. Fenomen gier From Software
Non omnis moriar Komandora Sheparda
Recenzja Bloodborne – Dark Souls polane krwistym sosem
W co gracie w weekend? #401: Halo TMCC, Monster Hunter World/Iceborne i Nioh
Wstyd się przyznać, ale dopiero kilka tygodni temu znalazłem czas, by zagrać w najnowszą grę studia CD Projekt RED - Wiedźmin 2: Zabójcy Królów (pewnie coś obiło się Wam o uszy). Nie obyło się bez problemów, bo podczas instalacji okazało się, że jestem jednym z pechowców, którzy trafili na płytę z wytłoczonym błędem CRC. Skończyło się na tym, że grę musiałem kupić drugi raz (od zakupu gry upłynęło ponad 6 miesięcy, więc nie mogłem się już domagać się wymiany płyty). Początek znajomości raczej kiepski, na szczęście dalej było już tylko lepiej.
Trzeci Mass Effect zbliża się wielkimi krokami. Na facebookowym profilu GOLa UV chwali się, że skończył jedynkę (przez którą ja nie dałem rady przebrnąć) (update z ostatniej chwili, UV walczy z jedynką, ale jest postęp w porównaniu do wcześniejszych prób) a w mojej konsoli na przeszło pięćdziesiąt godzin zagościła część druga. Nie jest to gra doskonała, sporo jej do tego brakuje, ale najważniejszy jest fakt, że gra się doskonale. Niedoróbki techniczne, nielogiczności, każdy rozsądny człowiek zepchnie na drugi plan i będzie cieszył się drugim życiem Sheparda.
Peter Molyneux potrafi opowiadać bajki. Zazwyczaj dotyczą one tego, jakimi to rewolucyjnymi rozwiązaniami będzie mogła się pochwalić jego najnowsza gra. Ale nie zawsze. Opowiedział też jedną piękną, interaktywną Baśń. Seria Fable miała swoje lepsze i gorsze momenty. Część pierwsza, to moment zdecydowanie najlepszy.
Świat Fable: The Lost Chapters na początku sprawia pozory ciepłego, serdecznego miejsca. Zielona trawa, błękitne niebo, przyziemne problemy dziecka z cyklu „skąd wziąć kasę na prezent dla siostry”. Szybko okazuje się jednak, że nie jest to bajka dla najmłodszych. Napad na wioskę, rzeź, osierocenie głównego bohatera, wszystko to skutecznie zmienia obraz gry, która jest infantylna tylko z pozoru. Sielanka mija szybko, a zastępują ją odpadające głowy przeciwników i kolejne blizny na naszym ciele.
Po tak znakomitym zwiastunie jaki miał Dead Island, żadna gra nie ma prawa mieć łatwego życia przed premierą. Nakręcony hype i oczekiwania, a także świeże podejście do tematu walki z zombie dały znać o sobie w liczbach sprzedanych egzemplarzy. Moje pierwsze starcie z tytułem Techlandu rozpoczęło się od ujrzenia soczystej sieki, a po przewinięciu napisów końcowych licznik na Steamie stanął na 20 godzinach z kawałkiem. Dead Island wessało mnie na amen. Jednak wraz z postępem gra pokazuje swoje nieco mniej atrakcyjne oblicze, co w sumie może zostać nadrobione w Dead Island 2 - zakończenie historii otwiera Techlandowi szerokie pole do popisu i jestem niezmiernie ciekaw, czy polska ekipa skorzysta z popularnej zasady "bigger, faster & better".
Wyspa Banoi to raj dla turystów z każdego zakątka świata. Piękne plaże, ekskluzywne ośrodki wczasowe, doskonałe warunki pogodowe, malownicze plenery, profesjonalna obsługa i...tajemniczy wirus, który zmienia dotychczasowy ład w piekło. W takiej gehennie budzi się gracz, który nagle zdaje sobie sprawę, że sąsiedzi z pokoju obok zamienili się w krwiożercze istoty. Problemy nawarstwiają się z każdą minutą i jak się okazuje - wszyscy dookoła chcą skosztować twojej głowy, ręki, nerki lub wątroby. Na szczęście znajdujesz kilku ocalałych wczasowiczów, którzy podobnie jak Ty szukają drogi ucieczki z zalanych krwią ulic Banoi. Pytanie brzmi - komu możesz ufać, a komu nie?
Pierwszy Wiedźmin, choć okrzyknięty przez wielu rodzimych graczy tytułem wspaniałym i wyjątkowym, dla mnie takim nie był. Owszem gra była dobra, ale problemy z jakimi się borykała, bardzo obniżały ogólną fajność. Przede wszystkim Wiedźmin był wyjątkowo nierówny pod względem przebiegu fabuły i choć jeden poziom zachwycał, kolejny doprowadzał niemal do wymiotów. Kulała też walka, poziom technologiczny na czele z czasem ładowania się poziomów, a także szereg innych, pomniejszych rzeczy. Suma summarum były to górne poziomy stanów średnich, które wybijała ponad przeciętność fabuła trafiająca w gusta Polaków oraz bardzo mroczne i dorosłe podejście do kwestii moralności, seksu i życia. Niedawno ukończyłem część drugą i z przyjemnością muszę stwierdzić, że CD Projekt RED poszedł w dobrą stronę - przygotował grę DUŻO lepszą niż poprzedniczka.
Twórcy ze studia Certain Affinity zapowiedzieli grę Crimson Alliance, w której wcielimy się w jednego z trzech bohaterów i wyruszymy na poszukiwanie skarbów w pojedynkę lub w grupie znajomych. Produkcja ma oferować mnóstwo akcji, wciągający rozwój postaci i świetne poziomy.
"Wsteczny, uproszczony, spłycony względem cz.1, z kijową grafiką, powtarzalne lokacje, skopana walka, generalnie gra do dupy" – w zasadzie tymi i wieloma podobnymi epitetami dosłownie wytapetowane są fora internetowe, na których porusza się temat Dragon Age II. A co na to Łosiu. W grę zagrałem, ukończyłem niemal dwa razy i powiem to… takie pieprzenie głupot, że głowa się lasuje, jak się domyślam, przez te osoby, które zakończyły zabawę z DAII na etapie pierwszej godziny. Owszem gra nie jest idealna, ale w mej opinii jest lepsza niż część pierwsza.
Przypadające jutro dziesiąte urodziny serii Gothic nie będą niestety należeć do udanych. Choć pierwsze rozszerzenie do wydanej w ubiegłym roku Arcanii ma (podobno) pojawić się w przyszłym tygodniu, to jednak przyszłość cyklu rysuje się w ciemnych barwach. Studio Piranha Bytes po mariażu z firmą Deep Silver skupia całą swoją uwagę na kontynuacji gry Risen i nic nie wskazuje na to, żeby zamierzało powrócić na stare śmieci, a z kolei JoWooD jedną nogą sięgnął już dna. Kiepska kondycja Gothica odczuwalna jest również nad Wisłą. CD Projekt wciąż nie określił się czy zamierza wydać dodatek Fall of Setarrif, co oznacza, że na pewno nie zobaczymy go w naszych sklepach równo ze światową premierą, o ile w ogóle trafi na rynek.
W pierwszej części moich wrażeń z bety Darkspore przybliżyłem wam nieco opowiedzianą w grze historię oraz system kreacji bohaterów. Tym razem zajmę się tym co najważniejsze w każdym h&S czyli walką, umiejętnościami oraz przeciwnikami, z którymi przyjdzie się nam zmierzyć. Choć zastosowane przez twórców rozwiązania trudno nazwać rewolucyjnymi, to z pewnością wprowadzają one powiew świeżości do nieco skostniałego gatunku i choćby z tego powodu warto się im bliżej przyjrzeć.
W Internecie pojawiły się pierwsze informacje na temat drugiej gry z cyklu Risen, która będzie nosić podtytuł Dark Waters. Kolejny, długo oczekiwany produkt studia Piranha Bytes znów pozwoli wcielić się w rolę bezimiennego herosa, ale tym razem przygoda nie będzie toczyć się na Farandze. Stylistycznie gra zostanie utrzymana w pirackiej konwencji, a w jej trakcie zwiedzimy kilka malowniczo położonych wysepek. W rozwinięciu artykułu pierwsze obrazki oraz bardzo interesujące informacje na temat rozgrywki i platform docelowych.