Wspominałem już wcześniej, że historia Konoko nie jest porywająca i nie brakuje w niej niedomówień. Niestety oznacza to, że słabo zarysowani i przedstawieni są też główni wrogowie zmodyfikowanej genetycznie policjantki. Ale może chociaż ciekawie się z nimi walczy? Sprawdźmy to.
Uwaga, spojlery!
Jest coś magicznego w tych wszystkich herosach ze stajni Marvela. Może dlatego z wywieszonym językiem leciało się do kina na Avengersów i z taką nadzieją obserwuje się pracę wszystkich deweloperów, którzy planują nowe gry z udziałem Hulka, Iron-Mana czy X-Menów. A właśnie ta ostatnia, bardzo liczna ekipa, często gości ostatnio u mnie. Wszystko dzięki X-Men Legends II: Rise of Apocalypse.
Przeliczyłem się i zawiodłem. Od początku zabawy z Oni wierzyłem, że twórcy przedstawią interesującą fabułę, wykorzystają do tego wstawki anime i pozwolą mi lepiej poznać atrakcyjną i waleczną funkcjonariuszkę Konoko. Teraz po obejrzeniu napisów końcowych wiem, że Oni w żaden sposób nie broni się fabularnie.
Ułatwienia na każdym kroku. Wiele osób na nie narzeka w grach, bo przez to nie czuje wyzwania, a tym samym nie ma tego dreszczyku emocji przy pokonywaniu kolejnych poziomów. Starsi gracze przypominają tytuły sprzed lat, w których poziom trudności był wyższy i przez to podobno bawiło się lepiej. Gdy tak sobie jednak nadrabiam zaległości i napotykam takie produkcje jak Oni, to zastanawiam się, z czego w ogóle się w przypadku wyśrubowanego poziomu trudności cieszyć?
Wyobraź sobie, że przez chwilę jesteś producentem gry. Masz już koncept swojej nowej produkcji, w którym piekielnie skuteczna, ubrana w obcisły mundur policjantka stawia czoło mafii w świecie przyszłości. Gdzie byś ją rzucił w jej pierwszej misji i jednocześnie zaczął swoją grę? I ani się waż powiedzieć, że w magazynie.
Temat Ratchet & Clank 2 pojawił się już nie raz na gameplay.pl. Wiecie już, że jest to gra rozbudowana, która potrafi bawić swoją efektownością, ale jednocześnie nie pozbawiona słabszych elementów, jak bossowie. Jak więc można by dzisiaj podsumować i ostatecznie ocenić tę strzelaninę, która z rzadka przypomina platformówkę?
Mam prawie trzydzieści godzin gry na liczniku, kilka dopakowanych broni, parę znalezionych sekretów i wiele odwiedzonych światów na koncie, a mimo to R&C2 wciąż ma dla mnie wiele do zaoferowania. Jest w niej chociażby znakomity tryb FPP, który odmienia i odświeża zabawę, dając użytkownikom konsoli Sony namiastkę Metoid Prime’a z GameCube’a. Są też kolejne wzmocnienia broni, są wyzwania dla najlepszych i kolejne dziesiątki ukrytych śrubek. To naprawdę długa gra, w którą można wpaść na co najmniej kilka tygodni.
O State of Emergency słyszałem dużo i od czasu premiery chciałem pobawić się w demolującego miasto członka ruchu oporu. Oczywiście swój plan zrealizowałem kilka lat po premierze, gdy gra zdążyła się już trochę zestarzeć. Jak teraz sprawdza się produkcja sygnowana przez VIS Entertainment i Rockstar?
Jednym z głównych atutów gry w dniu jej premiery była grafika. Biegający po ekranie w zawrotnej liczbie cywile robili wrażenie na graczach, którzy do tej pory nie widzieli takich rzeczy na konsolach poprzedniej generacji. Na PlayStation 2 próbowano już nie raz zaskakiwać ilością postaci na ekranie, choćby w Kessenie czy Ring of Red, ale State of Emergency dawał z nimi nieco bardziej „bezpośredni kontakt”. Można było ich zastrzelić, pobić, przepchnąć. Nie byli oni częścią wstawki czy animacji, a jednak elementem gry. Niestety dzisiaj to już tak nie działa i wyraźnie widać, że wirtualne ludziki biegają bez celu, powtarzają się i są marnie animowane.
Bossowie w platformówkach często są pomysłowi. Odmienna stylistyka tych produkcji sprawia, że spotykamy w nich niezwykłe bestie i wymyślnych „maniaków”, którzy owładnięci są jakąś żądzą. Wystarczy przypomnieć sobie chociażby pierwsze odsłony Crasha Bandicoota, w których mierzyliśmy się z Tiny Tigerem, Dinogodilem czy doktorem N-Ginem. Starcia z nimi były zabawne, ciekawe i inne od tych wszystkich poważnych walk o losy świata w bardziej realistycznych grach.
Ratchet & Clank 2 nie jest jednak zwykłą platformówką. Może i dlatego bossowie tutaj nie są tacy, jak moglibyśmy się spodziewać. Uwaga, nisko latające spojlery!
Symulator gangstera. Mordowanie ludzi za pomocą foliowej torebki. Szokująca rzeczywistość świata uczniów. Zabawa w przemytnika. Rockstar swoją polityką tworzenia i wydawania gier dawał pożywkę mediom i przeciwnikom tego typu rozrywki. Mnie osobiście nigdy nie przeszkadzały produkcje sygnowane przez nowojorczyków. Niemal zawsze bowiem za kontrowersyjną tematyką szła dopracowana mechanika i przemyślany koncept zabawy. Aż trafiłem na pewien wyjątek od tej reguły.
Trylogia Metroid Prime z GameCube’a ominęła setki tysięcy graczy, którzy nie zdecydowali się zainwestować w sprzęt Nintendo. Niemal pozbawiony wpadek i wad, świetny pod względem oprawy audiowizualnej, rozbudowania i różnorodności FPS przeszedł tysiącom osób bawiących się na PlayStation 2 i Xboxie koło nosa. Ci drudzy otrzymali w zamian Halo. Ci pierwsi utrzymanego w podobnej stylistyce i konwencji shootera mogli za to odnaleźć w ukrytym dodatku do jednej z popularnych platformówek.
Jak to? Już mówię.