Na liczniku Metal Gear Ac!d pojawiają się kolejne godziny. Przygoda Solid Snake’a wciąga, a zupełnie inny od pozostałych odsłon serii system sprawdza się znakomicie. Jest jednak coś, co psuje nieco ogólny odbiór tej pozycji. To dziwny system save’ów.
Nie raz już wspominałem, że szczególnie cenię sobie na PSP możliwość zapisywania stanu gry w dowolnym momencie lub z odpowiednią łatwością. Ponieważ wykorzystuję handhelda głównie w podróżach, więc taka opcja bardzo pomaga mi cieszyć się grą, a jednocześnie wysiadać na odpowiednich przystankach z czystym sumieniem. Save’m zaczynam zabawę i tak samo chcę ją skończyć, aby mieć pewność, że kilkanaście minut zabawy nie poszło na marne.
Po ukończeniu GTA: Chinatown Wars przyszła pora na zainwestowanie w kolejny tytuł na PlayStation Portable, który umili podróże komunikacją miejską. Wybór padł na Metal Gear Ac!d, oryginalne ujęcie uwielbianej przez wielu serii.
Dobrze wiedziałem, czego się spodziewać po uruchomieniu gry. To nie będzie MGS jakiego znam z ekranu telewizora, który pozwoli na swobodne poruszanie się po cichu za plecami wrogów. Tym razem będzie turowo i karciankowo. Wciąż jednak ze specyficznym dla dzieła Konami sznytem.
Ukończyłem GTA: Chinatown Wars po dobrych kilku tygodniach zabawy na wysokim poziomie. Rockstar znowu udało się stworzyć świetny tytuł, który idealnie korzysta z możliwości platformy i trafia w gusta jej posiadaczy.
Trudno na pierwszy rzut oka się do czegoś przyczepić. Za niewygórowaną cenę dostajemy produkcję na długie godziny, która jest dopracowana pod względem audiowizualnym i fabularnym. Oczywiście, to nie jest tytuł idealny. Kamera potrafi sporadycznie zwariować, system celowania nieraz zachowuje się dziwnie, AI jest chyba specjalnie tak słabe, a misje po pewnym czasie zaczynają opierać się na tych samych schematach. Systemowo może nie jest to rewelacyjna produkcja, ale daleki jestem od krytykowania niewielkich wad.
Firma Sony ujawniła w końcu co kryje się za tajemniczym projektem Long Live Play, którego zajawka zadebiutowała kilka dni temu. Do sieci trafiła rozszerzona wersja filmu – oglądamy w niej bohaterów gier w kantynie. Znane postacie prowadzą podniosły dialog, wspominając zasługi niejakiego Michaela. Jest nim jeden z graczy, którego zdjęcie pojawia się pod koniec reklamy.
Wiemy dlaczego koncern poprosił fanów o nadsyłanie autoportretów z padami w dłoniach. Zostaną one wykorzystane w nowej serii reklam, w których nie zabraknie sław. W pierwszym filmie przewijają się bohaterowie kojarzeni wyłącznie z PlayStation (Nathan Drake, a nawet Ratchet) oraz wiele postaci z innych popularnych tytułów (Assassin’s Creed, Portal 2, BioShock).
Seria Fighting Fantasy to jeden z najbardziej znanych cyklów książek „Choose Your Adventure”, czyli gier paragrafowych nazywanych przez niektórych solowymi RPG. Wywodząca się z lat osiemdziesiątych klasyka została przeniesiona już w wersji elektronicznej na RPGa na Nintendo DS., który niestety nie został dobrze przyjęty. Druga próba wypłynięcia tej formuły na wody elektronicznej rozgrywki na konsolach okazuje się znacznie bliższa źródła – rozgrywając się głównie… w wirtualnej książce.
Kilka lat temu na wieść, że połączenie dating sima i jRPGa stanie się jedną z najlepszych gier w mojej biblioteczce i będę z wypiekami na twarzy budował relacje towarzyskie oraz zdobywał demony w małym wirtualnym świecie, zapewne dostałbym napadu śmiechu. W końcu to takie niepoważne i dziecinne! Na szczęście wydoroślałem.
Wywoływanie stworów. Zamierający czas. Mrok ogarniający cały świat. I życie nastolatków podane w konwencji anime. Seria Persona zdobyła ogromną popularność wraz z nadejściem części trzeciej, stając się dla wielu fanów gatunku lepszą alternatywą dla niekończącej się epopei Square-Enixu. Były ku temu powody, bo pomimo ewidentnie mniejszego budżetu postawiła po prostu na rozgrywkę oraz interesującą historię punktując sobie również za odwagę i ciekawie poprowadzoną rozgrywkę.
Kieszonkowa ofensywa Atlusa naprawdę mi się podoba. Firma, znana ostatnio przede wszystkim z Catherine nie zapomina o swoich korzeniach oferując sporo zarówno dawnym jak i nowym fanom swoich serii, i to bez rozmieniania się na drobne jak w przypadku nieszczęsnego Square-Enixu. Pomimo wielu spekulacji o złej kondycji artystycznej jRPGowego giganta to tak naprawdę wszystko co zapowiadają w gatunku na konsole przenośne od razu staje się obowiązkowym zakupem (jeżeli nas stać).
Sony ogłosiło wydanie nowego modelu konsolki PSP. E-1000 ma być tanie i jeszcze bardziej rozpowszechnić handhelda. Jedyna znacząca „wada”, brak modułu Wi-Fi.
No właśnie, ale czy brak możliwości skorzystania z Internetu na PSP jest aż takim ciosem dla potencjalnych nabywców? Moim zdaniem nie. Konsolka nie nadaje się zbytnio do surfowania po sieci, a u nas w kraju jej możliwości zabawy wieloosobowej są czysto teoretyczne. Znaleźć chętnych do wspólnej zabawy w danym tytule jest trudniej, niż trzy osoby z laptopem z zainstalowanym Medal of Honor: Allied Assault w promieniu 10 kilometrów od miejsca zamieszkania.
Tylko kwestią czasu była chwila kiedy w sieci pojawią się pierwsze filmy pokazujące nam jak mogłoby prezentować się, wydane w tamtym tygodniu, japońskie demo Final Fantasy Type-0, gdyby trafiło na duże konsole wspierające grafikę HD.
Pył po wczorajszej konferencji Sony opadł, więc czas najwyższy na jakieś mniej (lub bardziej) logiczne spostrzeżenia na temat tego, co japoński gigant zaprezentował w tym roku na targach gamescom w Kolonii. Jeśli miałbym podsumować prezentację jednym słowem to brzmiałoby ono: hardware.