Będę inny i napiszę o porażkach 2014 roku - Rasgul - 11 stycznia 2015

Będę inny i napiszę o porażkach 2014 roku

Początek stycznia, wszyscy już zdążyli dawno wyleczyć kaca po Sylwestrze. To najwyższa pora zatem dla wszystkich blogerów, redakcji i ogólnie każdego z nas na podsumowanie roku, a przy okazji wytypowanie swoich osiągnięć. My gracze zwykle wybieramy swoje TOP gier roku (nasze serwisu gameplay.pl znajdziecie tutaj) i podsumowujemy branżę, patrząc przez pryzmat tych 365 dni. Zawsze robimy to jednak w pozytywnym świetle. A co gdyby tak zająć się tymi negatywami i podkreślić to, co nam nie wyszło w tym okresie? Jako, że narzekać kocham, to pozwólcie, iż zajmę się właśnie tym tematem.

Developerzy dali nam w tym roku porządne produkcje, to trzeba przyznać. Gracze nie mogli narzekać na nudę, a trafiło się nawet kilka ciekawych perełek. Mam jednak nieodparte wrażenie, że okres ten był swojego rodzaju czasem do eksperymentowania. Wiecie, na rynek weszły niedawno nowe konsole i warto byłoby razem z nimi wnieść jakieś nowe standardy. Tak jak Gears of War ładnie wprowadziło system osłon, tak Assassin’s Creed: Unity „z gracją” wprowadziło system mikropłatności w tytułach z półki AAA. Nie wszystkie praktyki pozostawiają po sobie pozytywne wrażenia. Jestem nawet skłonny powiedzieć, że tych nieudanych testów na królikach doświadczalnych (czyt. nas – konsumentach) było prawie tyle samo, co tych zwieńczonych sukcesem. Ale powoli, dojdziemy do tego w dalszej części tekstu.

Mroźny luty, mroczny luty, słaby luty

Garrett... nie postarałeś się w tym roku | źródło: techspot.com

O tym jak bardzo luty mnie w tym roku zawiódł napisałem już na początku roku. Castlevania: Lords of Shadow 2, nowy Thief i Lightning Returns: Final Fantasy XIII miały być prawdziwymi petardami. Produkcjami, o których mógłbym mówić jeszcze długo i w jakie jeszcze długo mógłbym się zagrywać. Ich głównym celem było umilenie mi czasu do premiery Dark Souls II, ale niestety czas ten wydłużyły i o mało nie popadłem przez nie w kompleksy. Dobra, przesadzam. Nie zmienia to jednak faktu, że pokładane w nich nadzieje były spore. Przecież Thief to reedycja sławnej marki, zaś LR: FFXIII oraz LoS 2 to kontynuacje znanych cykli, które niektórzy wspominają od dzieciństwa. Zatem ich ogólna jakość powinna być nieco wyższa. Dostaliśmy tylko i może aż średniaki, które generalnie wpadły w gust tylko nielicznym osobom. To był dla mnie prawdziwy zawód, a potężny kopniak w postaci tychże premier, okazał się ledwo delikatnym puknięciem. Oby taki start roku nie powtórzył się i teraz.

Ubisoft w odwrocie

2014 źle odbił się tej firmie | źródło: invisiblegamer.net

EA na początku roku otrzymywało nagrody za najgorszą firmę świata przez wielu graczy. Nikt jednak nie spodziewał się błędów jakie popełni później Ubisoft. A matko, było tego całkiem dużo. Praktycznie wszystkie produkcje AAA wydane przez tę korporację, były na językach wielu osób jakoś po ich premierze. Oczywiście nie ukazywały się one w dobrym świetle, a wręcz przeciwnie. Wszystko zaczęło się od Watch_Dogs i skończyło na Assassin’s Creed: Unity, z małym zadrapaniem na Far Cry 4. Ubi wręcz bezczelnie zachowało się przy wykończeniu tychże tytułów. Każda produkcja bowiem (choć FC4 mniej) była strasznie niezoptymalizowana i posiadała masę błędów technicznych, które skutecznie utrudniały zabawę. Ba, sprawa ciągnie się dalej! Pieski i wypuszczona dla nich modyfikacja na PC, urosła do porządnych rozmiarów skandalu. Cała akcja skutecznie utwierdziła graczy w przekonaniu, iż twórcy specjalnie zaniżają detale graficzne dla komputerów, by nowe konsole zbytnio od nich nie odstawały. Asasyni zaś nie dość, że do dziś łatani są wieloma patchami (legendy mówią nawet, że da się teraz w to teraz zagrać), to Ubisoft podbił nieco poziom trudności i wrzucił do gry mikropłatności, które potrafią ułatwić zabawę. Nie mówię, że Unity przechodzi się wówczas samo, ale kupowane bonusy są odczuwalne. Twórcy też nie czują się źle z tym, by umieścić takie „boosty” w tytule wartym 200zł czy 150zł (odpowiednio dla konsol i PC), a potem jeszcze namawiać konsumentów do nabycia DLC. Do teraz nie jestem w stanie tego zrozumieć i dziwię się, że firma ta nic sobie z tego nie robi. Według mnie to plucie nam – graczom w twarz i to z uśmiechem na ustach oraz naszym banknotem w ich kieszeniach.

Dziwne, nowe nawyki branży

Best... love scene... evah | źródło: kotaku.com.au

Bądźmy szczerzy, branża gier ostatnio narobiła sobie jakichś dziwnych nawyków. AC: Unity nie było pierwszą produkcją AAA z mikropłatnościami w zestawie. Nie chcę być pesymistą, ale podejrzewam, że wkrótce mikrotransakcji będzie w dużych grach więcej. Pojawiły się one całkiem niedawno i na pewno znalazły sfrustrowanych nabywców, którzy nie mogli ukończyć jakiegoś poziomu, a akurat mieli zbędne kilkadziesiąt złotych w portfelu. Takie płatne ułatwienia zawsze były metką dla produkcji Free to Play, ale jak widać czasy się zmieniają i to na gorsze.

Denerwować mogą też pojawiające się w dniu premiery łatki. Gdyby były to ważące 100, albo 200MB patche, to nie mógłbym mieć nic przeciwko. Niestety, gry zajmują więcej przestrzeni na dysku, to i dane dociągane pierwszego dnia muszą być większe. Obecnie tzw. „day one patch” potrafią ważyć dobre kilkanaście GB, a bez tego ani rusz uruchomić nasz zakupiony tytuł. Bez tej łatki produkt jest zwykle mocno zabugowany, albo co gorsza nie da się go wcale ukończyć. Widać przez to, że developerom, a raczej wydawcom nie widzi się już przekładanie premiery na dalszy termin, by poprawić błędy. Gra ma pójść określonego w umowie dnia i koniec, kropka. Dlatego też autorzy zaraz po wysłaniu gotowego produktu do hurtowni, zaraz biorą się za poprawianie kodu, by zdążyć na start z łatką. To przykre, ale praktyka ta jest ostatnio strasznie popularna. Ja sam zaś, gdy widzę obwieszczenie, że dana gra spóźni się z pojawieniem się na rynku o 2-3 miesiące, to jestem w stanie ustać i zacząć klaskać. Nie dlatego, że muszę czekać dłużej, by w nią pograć. A dlatego, iż twórcy otwarcie przyznają się do tego, że ich dzieło jest jeszcze niegotowe, a nie chcą puścić w obieg babola.

Nowe konsole, stare gry

źródło: fastcompany.net

Moda na remastery panuje pełną gębą. W ubiegłych latach dostawaliśmy wiele produkcji z HD w tytule i zwykle były to kolekcje zawierające kultowe tytuły z poprzednich generacji konsol. Mowa tu chociażby o God of War, Metal Gear Solid, Devil May Cry czy Kingdom Hearts (a to jeszcze nie koniec, długo by wymieniać całą resztę). To była świetna okazja do nadrobienia gier mających już prawie dobre 10 lat na karku, albo odbycia nostalgicznej podróży po swoich ulubionych etapach. Niestety, rok 2014 przyniósł nam masę produkcji, które ledwo co wyszły maksymalnie 2 lata temu i już wydawcy decydują się na wypuszczenie ich „odświeżonych” edycji. Odświeżonych, czyli mam na myśli podbicie rozdzielczości oraz framerate’u, a przy okazji dołożenie do nich wszystkich wypuszczonych dotychczas DLC. Zamiast Game of the Year, wystarczy dodać Definitive obok słowa Edition i mamy prawdziwą maszynę do robienia pieniędzy, bo sprzedajemy za blisko 200zł tę samą grę z dodatkami napisanymi na kolanie. Kompletnie nie toleruję takich zagrywek i jak dla mnie jest to sztuczne zapychanie (jeszcze póki co) pustej biblioteki gier na nowe konsole. Jak czuje się konsument, który kupił co dopiero PS4 po przejściu The last of Us na PS3, by nagle dowiedzieć się, że na nowy sprzęt dostanie podkręconą wersję tego samego? Fakt, musi się czuć nieco jak miłośnicy produktów Apple’a. Takiego czegoś rynek tolerować nie powinien, ale już widać, że nadciąga kolejna fala „Turbo HD Remix Edition” dla Dark Souls II oraz DMC: Devil May Cry. Ile jeszcze?

I na koniec, na szybko, trzy gry, które najbardziej mnie zawiodły w 2014 roku

And the winner is... | źródło: metro.co.uk

1. Destiny – bo nudne, nieciekawe i brak w tym MMO
2. Watch_Dogs – bo miała wyjść z tego lepsza gra
3. Castlevania: Lords of Shadow 2 – bo miałem dostać hit, a dostałem średni kit.

Chociaż rok 2014 miał dosyć sporo większych porażek, to ciężko osądzać go jako rok zły, a wręcz przeciwnie. Był to naprawdę świetny okres dla wszystkich graczy, którzy poza niemiłymi wpadkami na pewno znaleźli tytuły do dobrej zabawy. Zawsze muszą zdarzyć się jakieś potknięcia, by móc się po nich podnieść i nauczyć się nie popełniać tych samych błędów. Ten artykuł upamiętni wszystkie tegoroczne problemy branży i gdy wrócimy tu po 2015, to będziemy mieli piękny wgląd na to, co zmieniło się na lepsze, a co na gorsze, albo co nie zmieni się wcale. Oby wszystkie zagrywki korporacji działały od teraz dobrze dla nas, czyli dla konsumentów. W końcu to dla nas są gry i o tym trzeba pamiętać.

A co Wy uważacie za największe porażki/wpadki 2014 roku? Brakuje Wam czegoś na tej liście, a może o niczym nie zapomniałem? Nie zgadzacie się z czymś? W takim razie zapraszam do udzielania się w komentarzach! Nie jestem jak Ubisoft, posłucham Was, nie martwcie się. :D


Zachęcam do odwiedzania mojego fanpage na facebooku oraz ćwierkacza. Znajdziecie tam sporo różnych przemyśleń, głupot i dowiecie się co słychać u Rasgula. Pozdrawiam!

Rasgul
11 stycznia 2015 - 12:26