Dziś na Music to the People unboxing niezwykły. Dlaczego? Ponieważ poprzednie teksty z tej serii (a trochę ich powstało) skupiały się na kolekcjonerskich wydaniach albumów muzycznych. Tym razem postanowiłem jednak odpakować specjalną edycję gry. Mowa jest oczywiście o The Sims 4, którą to moja siostra nabyła kilka dni temu. Wiedziała, że robię taką serię, więc prosiła, prosiła i wymęczyła. Oto unboxing pudła The Sims 4 Edycja kolekcjonerska.
Mnóstwo jest piosenek, które zapadają nam w pamięć. Większość z nich pamiętamy, bo przypadają nam do gustu. Część, choć tego nie chcemy, pozostaje w naszym mózgu, ponieważ są zwyczajnie koszmarne. Jest jednak specjalna kategoria piosenek, które potrafią wwiercić się w naszą głowę z siłą i precyzją wiertarki udarowej – mówię o piosenkach, które są tak głupie, że najpierw oglądamy je, bo ktoś polecił nam je jako zabawną rzecz („Ej, stary. Rozkmiń jaka ta piosenka jest głupia!”). Następnie liczba naszych odsłuchów znacznie wzrasta, bo nie możemy uwierzyć, że ktoś nagrał coś takiego. A potem, zanim sobie zdamy z tego sprawę, taka piosenka zostaje już z nami na zawsze – i wtedy jest już po nas. Zapraszam na kolejny niedzielny wpis, w którym pokazuję swoją ulubioną piątkę piosenek, które z jakiegoś powodu są kosmicznie głupie, lecz również hipnotyzujące.
Nie lubię polskiego kina historycznego. Po prostu. Uważam je za słabe, nadęte, nieumiejące sobie radzić z naszą historią, a nade wszystko nieposiadające odpowiedniego budżetu do sfilmowania ogromnych bitew itd. Kolejne produkcje tylko pogłębiają moje odczucia, a obecnie gdy w rozmowach dotyczących filmów słyszę „Katyń”, „Potop”, „1920. Bitwa warszawska” czy „Popiełuszko. Wolność jest w nas”, to włosy stają mi dęba. Na „Miasto 44” wybrałem się mając nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Pieniądze na film się znalazły, reżyser (Jan Komasa) był młody i nieobciążony bezpośrednio dziedzictwem historii, także podejście do tematu (reklamowane przez hasło „Miłość w czasach apokalipsy”) obiecywało coś wyjątkowego. A wszyło…
Są rzeczy, do których trzeba odpowiednio długo docierać, by nabrały one sensu. Tak jest na przykład z różnymi pasjami oraz ich rozwijaniem. Pasje początkowo są śmiesznie tanie. Na przykład muzyka. Bo ile kosztuje jedna zwyczajna płyta? 20 zł? 30 góra. Potem pasjonat zaczyna zagłębiać się w temat. Kupuje nowsze i lepsze rzeczy, a te stare go śmieszą. A potem znów przechodzi na następny level i zaczyna kupować edycje specjalne i wydania rocznicowe różnych płyt. Wreszcie, gdy dla świata jest już stracony, zaczyna sięgać po doskonałe edycje japońskie, tyleż świetne, co drogie. Ale od jakiegoś czasu ta droga w kupowaniu płyt CD się nie kończy, bo powstało coś jeszcze bardziej ekskluzywnego i coś jeszcze droższego – płyty Platinum SHM-CD, które warte są ok. 200 zł. Zapraszam na zapoznanie się z kilkoma ciekawymi wydawnictwami z tej niezwykłej serii!
Nagość zawsze sprzedawała się dobrze. Nie bez powodu najwięcej stron w internecie stanowią strony z pornografią, nie bez powodu obecne gwiazdy, jak Lady Gaga czy Miley Cyrus pokazują swe ciało w teledyskach i na okładkach płyt. Ale gdzie był tego początek? Czy zawsze chodziło o szok i chamskie wyciągnięcie pieniędzy, czy też obok wyciągania kasy było miejsce na coś jeszcze? Zapraszam na długą podróż przez nagość w muzyce, od lat 40. do czasów współczesnych.
Od jakiegoś czasu „nosiło mnie” na klasykę. Po prostu. Przez jakiś czas miałem od niej przerwę, intensywniej wchodząc w temat jazzu oraz wgłębiając się w kolejne pokłady rocka. Zadziałał u mnie jednak „gatunkowy głód” (o którym kiedyś wypowiadał się, chociaż w odrobinę innym kontekście m.in. Rojo), a ja napisałem do taty z tekstem, żeby „podrzucił mi kilka fajnych płyt z klasyki, które byłyby epickie i napisane z rozmachem”. Wśród kilku, które mi pożyczył była płyta CD, wydana przez znakomitą firmę FIM z intrygującą okładką planet. Odpaliłem i zamarłem. Bo do moich uszu doleciał właśnie soundtrack z Gwiezdnych Wojen.
Rok 1982. PRL. Od roku ludzie mogą „podziwiać” czołgi i wojsko na ulicach. Po karnawale Solidarności partia dokręciła śruby, a cenzura na nowo zaczęła szaleć. W takich warunkach, w warszawskim klubie Stodoła, wyjątkowy koncert dała wyjątkowa grupa – Perfect. Rok później zapis z tego koncertu ukazał się na winylu, a pod koniec 2013 roku(czyli dokładnie 30 lat później) wydawnictwo to ukazało się po raz pierwszy na CD. Zapraszam na wspólną podróż do czasów stanu wojennego, lat świetności polskiego rocka i Solidarności walczącej z PZPR-em.
Z okazji małego jubileuszu, czyli 10 odsłony cyklu "Recenzje", chciałbym przedstawić wyjątkową płytę, która w odróżnieniu od 9 poprzednich, nie ukazała się w 2013 roku, lecz jeszcze w latach 70. Mowa tu o soundtracku do filmu Children of Sanchez, autorstwa Chucka Mangione. Dlaczego uważam tę płytę za wyjątkową i dlaczego warto wydać prawie 90 zł na zwykłą edycję CD tego albumu? Zapraszam do przeczytania recenzji!
Dawniej było prościej. Nie mówię, że lepiej. Ale na pewno łatwiej. Ludzie przez lata dążyli do tego, by mieć wybór, by nie być zmuszonym do „wybrania” jedynej dostępnej opcji. Obecnie wszystko, o czym pomyślimy ma jakąś alternatywę (i żeby tylko jedną) – tak samo jest z kupowaniem muzyki. Mamy dziś tysiące sklepów, aukcji i miejsc, gdzie możemy nabyć interesujący nas album. A gdzie, tak naprawdę, najlepiej kupować? Gdzie jest najtaniej, a gdzie najlepiej? Których miejsc lepiej unikać, a które odwiedzać najczęściej jak się da? Zapraszam na artykuł, gdzie spojrzę bliżej na możliwości zakupu płyty mieszkając w dużym polskim mieście.
Gdy w 1980 Pink Floyd zaczęli koncertować promując płytę The Wall szybko okazało się, że całe show(bo w umyśle Watersa to zawsze miało być czymś więcej niż zwyczajnym koncertem) wymaga dużo bardziej zaawansowanej techniki niż tej, która w latach 80’ była dostępna i że całość jest nierentowna. Pokazywanie więc całego przedstawienia po pewnym czasie zarzucono i wrócono do niego dopiero w 2011 roku(z drobną przerwą na wyjątkowy koncert w Berlinie po upadku Muru), tym razem z odpowiednią technologią. The Wall mieliśmy okazję zobaczyć w 2011 roku w Łodzi i właśnie w tym roku na Stadionie Narodowym w Warszawie. A jakie wyniosłem wspomnienia z tego wydarzenia i czy rzeczywiście warto robić tyle szumu wokół tej produkcji? Zapraszam do przeczytania relacji!
Audio Show to wystawa, która umożliwia ludziom ją odwiedzającym zobaczenie, dotknięcie i przede wszystkim posłuchanie sprzętu audio wysokiej klasy. Jako że świat high-fi i high-endu powoli wychodzi z kosmicznie hermetycznej niszy, w jakiej był w naszym kraju(przykładem niech będzie wzrastające zainteresowanie tą imprezą okazywane przez telewizję), warto się o tej wystawie czegoś dowiedzieć, ponieważ jest ona z roku na rok co raz większa i co raz ciekawsza. Zapraszam na krótką relację z Audio Show 2013!
Grudzień to miesiąc podsumowań. Tak się przyjęło, że pod koniec rok mamy tendencję do przypominania sobie go w całości, analizując co było dobre, a co złe, co można zmienić, a czego lepiej nie zmieniać, co się udało poprawić, a co poprawy nadal wymaga. Dlatego też pod sam koniec grudnia publikuję muzyczne podsumowanie roku 2013, by z szerszej perspektywy, po uspokojeniu wszystkich emocji, które mogłyby zniekształcić obraz, spojrzeć na ten rok. Zapraszam serdecznie!
Zapowiedzi płytowe od polskiej grupy Vader i Deep Purple, świąteczny prezent od Dream Theater dla fanów, zapowiedź najnowszego Teraz Rocka i inne wiadomości muzyczne.
25.12.2013 – 31.12.2013
Pytanie, które chcę dzisiaj zadać jest pozornie proste – ile powinna trwać dobra płyta? Pół godziny? 45 minut? A może prawdziwe płyty zaczynają się od godziny i więcej? Zapraszam na kolejny niedzielny wpis, w którym przyjrzę się historii długości trwania płyt i wraz z kilkoma innym autorami serwisu Gameplay (FSM, Maurycy, Rose i Rasgul) wyrazimy swoja opinię na ten temat.
The Beatles to grupa, która wypłynęła w zasadzie niedawno. Lepiej znają ją stali bywalcy hamburskich ulic rozrywkowych i klubów nocnych, gdzie młoda czwórka z Liverpoolu szkoliła się w trudnej sztuce rock'n'rollowego grania. Pod koniec 1962 roku wydali oni swój pierwszy singiel Love Me Do, a potem, po znakomitym odbiorze tej piosenki, wydali jeszcze Please Please Me. Tym razem muzycy powrócili z czymś większym - całym albumem noszącym właśnie tytuł Please Please Me, zawierającym 14 piosenek! Sprawdźmy zatem czy jest sens interesować się tą ekipą, czy też przeminą niezauważeni jak wielu przed nimi i, zapewne, wielu po nich.