Nie rozumiem sztucznego, wyimaginowanego podziału na graczy „hardkorowych” i „każualowych”. Zapewne stworzyli go ci pierwsi, dla których powstanie kontrolerów ruchowych, gier tanecznych i mini-gier smartfonowych to jedno wielkie faux pas branży elektronicznej rozrywki. Poza niepotrzebną umownością i szufladkowaniem takie rozróżnienie kompletnie zapomina o kwintesencji i sensie istnienia gier i grania – czyli czerpania przyjemności. Poza tym, co pozostaje jakby przemilczane, tak naprawdę gry casual często są równie pochłaniające, wciągające, trudne (a nawet trudniejsze!) co wielkie produkcje AAA. Nie wierzycie?
Ciężkie jest życie „multiplatformowca”. Jeśli wydaje Ci się, drogi Czytelniku, że mając zestaw konsol, „kieszonsolek” i peceta można się świetnie bawić, stokrotnie lepiej niż grając w klasyczne szachy... oj, jakże się mylisz. Nie masz pojęcia jakie to męczące, frustrujące, czasochłonne i negatywnie zaskakujące – włączać co chwilę inną maszynę i dowiadywać się, że wciąż nie przeżyliśmy żadnej przygody. Historie nie opowiedzą się same, do tego potrzeba przecież naszego bezcennego czasu. Skąd go brać? I czy warto?
Paul Claudel, który wypowiedział powyższe słowa, już ponad 100 lat temu wiedział, że nic dla naszych zmysłów nie jest tak wymowne, subtelne i piękne jak cisza. Także ponad 100 lat temu raczkujący artyści kinematografii zmierzyli się z wymaganiami niemych słów. I podołali. Sztuką mowy ciała udowodnili, że cisza potrafi powiedzieć więcej niż lawina przykrych słów lub potok miłosnych zwierzeń. Film „Artysta” to kolejny dowód na to, że piękno zaklęte jest w prostocie, a prawdziwy aktor to taki człowiek, który całym sobą opowiada swoją historię.
Czy zastanawiałeś/zastanawiałaś się kiedyś, czy jesteś „prawdziwym graczem”? Takim, który swój gamescore podbija za pomocą Avatar: The Game; który bojkotuje zakończenie Mass Effect 3; który już dawno wydałby na miejscu Blizzarda Diablo III, kolejne Starcrafty i Warcrafty; który naprawdę wie wszystko najlepiej? Jeśli podpisujesz się rękami i nogami pod jednym z powyższych lub poniższych punktów, to znaczy, że jesteś „prawdziwym graczem”. Jeśli nie – będą z Ciebie ludzie!
„Tu Japonia, Agent Biały z Planety Ziemia.
To bardzo pokojowa planeta.
Agent Biały utrzymuje pokój. Robię co w mojej mocy, walcząc z oprychami wszędzie tam, gdzie mogą się znajdować.
Bez odbioru.”
Nieprzypadkowo Biały może nasuwać skojarzenia z postacią Małego Księcia. Tak jak Michael Arias – twórca gry Tekkon Kinkreet przypomina osobę Antoine de Saint-Exupéry'ego. Co może mieć wspólnego deweloper z pisarzem? Okazuje się, że wiele. Na przestrzeni 150. lat ludzkie charaktery i emocje to wciąż wartki temat i (bez)cenny materiał na skłaniające do przemyśleń opowiadanie lub grę. Szczególnie, gdy głównymi bohaterami są osieroceni chłopcy o imionach Biały i Czarny. To właśnie o duszach w najczystszej postaci, o sercach dzieci-ulicy traktuje ta gra na podstawie mangi.
Ostatnio trochę przypadkiem, trochę za namową Żonki postanowiłem odświeżyć sobie wspomnienia z dzieciństwa. Padło na bajki, kreskówki, wieczorynki – czyli wszystko to, co przyciągało moją uwagę na dłużej niż 15 minut przed TV. Najlepsze bajki puszczano wówczas na Polonii 1 i polskim RTL 7. Dlaczego? Bo były i brutalne, i zabawne, i… czasem pokazywali tam nagie panie (no co? byłem mały!). Dzisiaj widok tych bohaterów budzi politowanie i ironiczny uśmiech. Okazuje się, że wspomnienia są najcenniejsze, kiedy są nietykalne, kiedy nie próbujemy ich reanimować. Przekonałem się, że kiedyś reagowałem na te obrazy wybuchami „hahaha!” i „łał!”, a dzisiaj „o Boże, jakie to głupie!”. Ale wciąż lubię te animowane głupoty.
Ahoj! Jest takie miasto na Górnym Śląsku, w którym od dwóch lat garstka pasjonatów organizuje targi gier i serie wykładów o dźwięcznej nazwie GameDay. Z roku na rok liczba widzów, słuchaczy, wystawców oraz prelegentów rośnie w siłę. W tym roku zamiast w „Żylecie” (Wydział Nauk o Ziemii Uniwersystetu Śląskiego) targi odbędą się w exposilesia, miejscu stworzonym do organizacji takich wydarzeń. Zatem, nieważne czy jesteś uczniem, studentem, geekiem, domorosłym programistą, graczem causalowym, czy deweloperm – 11-13 maja nie może Cię zabraknąć na Śląsku! Arrr!
W pierwszej części artykułu przypomniałem Wam kilka kluczowych momentów z gier: Postal 2, Black & White, Star Wars: The Force Unleashed i Beyond Good & Evil. Próbowałem skupić się na wyborach (teoretycznie) moralnych dobrych i złych, niejednoznacznych, oraz takich, które zostały podjęte za nas (także przez nas – [nie]świadomie). Dziś zapraszam Was do zanurzenia się w podwodnym świecie Bioshocka, spacerze po baśniowym Fable, do zwiedzania postapokaliptycznego Fallouta i przetrwania w eksperymentalnych komnatach Portala.
Liczba plotek narasta wprost proporcjonalnie do ilości niepoważnych rozwiązań, „innowacji”, czy pseudo-rewolucji mających rzekomo znaleźć zastosowanie w następnej generacji konsol. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że najwyraźniej Wielkie Korporacje nie mają dobrych, a na pewno nie odkrywczych pomysłów urozmaicenia świata gier wideo. Naprawdę tak bardzo wyczekujecie lepszych procesorów, kart graficznych, kości pamięci i dashboardów w nowych konsolach? Po co nam to?
Chciałbym dziś zwrócić Waszą uwagę na kilka przykładów wyborów moralnych w grach wideo, które ze swojej natury chyba nie powinny nosić tego miana (czy przymiotnika, jeśli wolicie). Są to bowiem takie sytuacje, w których nie zawsze przenikamy całościowo w skórę głównych bohaterów lub robimy to zbyt emocjonalnie, pogrążeni w elektronicznej rozgrywce; gdzie nie próbujemy osiągnąć mistrzostwa świata w empatii patrząc na ciężkie losy postaci i ich towarzyszy, lub przeciwnie, jesteśmy z nimi zżyci przez kilka godzin bardziej niż z własną rodziną przez lata; w których nie zastanawiamy się zbyt długo, czy to, co robimy, jest słuszne, albo świadomie postępujemy niemoralnie, nie bez powodu. Spójrzcie…