„Modyfikowany węgiel” zaczyna się mocno, a mianowicie od śmierci głównego bohatera. Jak u Hitchcocka – najpierw trzęsienie ziemi, a dalej napięcie rośnie. A przynajmniej powinno, zgodnie z prawidłami sztuki.
Jakiś czas temu zachciało mi się ponadrabiać zaległości literackie: przeczytać trochę pominiętych klasycznych pozycji, trochę może niekoniecznie klasycznych, ale takich, które kiedyś obiły mi się o uszy, a których z jakiegoś powodu nie przeczytałam. W niektórych przypadkach od momentu „obicia się o uszy” minęło paręnaście lat i już nie pamiętam, dlaczego daną książkę pominęłam. Czasami po prostu ginęła wśród innych ciekawych pozycji, czasami nie mieściła się w budżecie, czasami nie miałam na nią nastroju, a czasami instynkt podpowiadał mi, że z tą książką jest coś nie tak.
Tradycyjnie mam nadzieję, że ten tom Thorgala będzie lepszy niż poprzedni, bo tę serię czytam już bardziej z sentymentu do młodzieńczych fascynacji, niż z prawdziwego zainteresowania. Thorgal od dawna zjeżdża po równi pochyłej i w końcu wypadałoby zatrzymać tę tendencję. Zobaczmy, czy „Statek miecz” ma do zaoferowania coś ciekawego.
Historia skrytobójcy pomału dobiega końca. Pomału to chyba dobre słowo, bo ostatnia część, „Wyprawa skrytobójcy”, jest dość obszerna i została podzielona na dwa tomy. Czy Bastarda w końcu przestaną prześladować nieszczęścia i czy doczeka się zasłużonego happy endu?
Resnickowi oberwało się ode mnie za „Starship: Bunt”, ale ma on też zdecydowanie ciekawsze pozycje na koncie. Dobrze, że tego autora poznałam najpierw od tej lepszej strony. Zbiór opowiadań pt. „Kirinyaga” ukazał się kilkanaście lat temu (i z tego co wiem, nie było wznowienia), ale myślę, że warto go przypomnieć.
XXII wiek. Grupa Kikuju postanawia opuścić zbyt zeuropeizowaną ich zdaniem Kenię i stworzyć utopię na planetoidzie o nazwie Kirinyaga. Głównym bohaterem jest Koriba, człowiek wykształcony na zagranicznych uniwersytetach, obyty w świecie, który jednak odrzuca cywilizację.
Horrory – to dla wielu pierwsze skojarzenie z nazwiskiem Stephena Kinga. W znacznej mierze słuszne, ale nie do końca prawdziwe. King już wcześniej dowiódł (np. w „Mrocznej wieży” czy „Zielonej mili”), że dobrze sobie radzi w innej stylistyce. „Dallas ‘63” także nie zalicza się do horrorów: to mieszanka thrillera, powieści obyczajowej i odrobiny fantastyki. King wziął na warsztat wyeksploatowany do granic możliwości motyw podróży w czasie. Zobaczmy, co z tego wyszło.
Po mocnym debiucie przyszła kolej na kontynuację. Jak już sugeruje tytuł - „Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Wschód – Zachód” – będziemy mieli do czynienia z taką samą kompozycją jak w pierwszym tomie: dwie części, z których każda zabierze nas w inny region Imperium Meekhańskiego. Czy powtórzenie tego samego zabiegu po raz drugi nie okaże się nudne?
Tak jak w poprzedniej części pierwsze cztery opowiadania to fantastyka militarna. Wschód Imperium to rozległe stepy, zamieszkałe przez przeróżne ludy (w opowiadaniu „Koło o ośmiu szprychach” bliżej poznajemy bardzo ciekawy lud Wozaków), gdzie nie przestrzega się praw tak drobiazgowo jak w centrum. I granica, która z dużym prawdopodobieństwem niedługo stanie w ogniu. Se-kohlandczycy mogą zaatakować w każdej chwili, a poprzednia wojna o mało nie zakończyła się klęską Meekhanu. Za utrzymanie porządku w regionie odpowiadają wolne czaardany. Poznajemy jeden z nich: czaardan generała Laskolnyka, legendy Imperium, składający się z wojowników (i wojowniczek) obdarzonych pewnymi niezwykłymi cechami.
„Kraken” leżał sobie na stercie książek do przeczytania i wyciągał macki. Macki są fajne. Tak miło się kojarzą z Cthulhu. Do tego miasto – temat, w którym China Miéville jest mistrzem. Tym razem rzecz dzieje się w Londynie, a nie w wymyślonej metropolii. Zobaczmy, co wyszło z takiego połączenia.
„Rozgwiazda” to debiutancka powieść Petera Wattsa i pierwszy tom trylogii ryfterów. Jak się dowiadujemy ze wstępu (napisanego specjalnie dla polskich czytelników) to powieść, której nie chciano wydać w Niemczech i Rosji, ponieważ była… zbyt mroczna. To już brzmi nieźle, ale czy w porównaniu ze „Ślepowidzeniem” nie wypadnie blado?
Dzisiaj klasyka. Książka, wokół której krążyłam już od bardzo dawna, ale jakoś nie było mi z nią po drodze. W sumie nie do końca wiem czemu, bo lubię Silverberga, a cykl o planecie Majipoor to podobno jedno z jego większych osiągnięć. Czyżby mój szósty zmysł mola książkowego chciał mi coś przekazać?