Co roku na Gameplayu przeprowadzaliśmy nasz lokalny plebiscyt na grę roku. Tym razem nie do końca udało się zrealizować plan, więc proponujemy podsumowanie roku 2016 w nieco prostszej formie. Nie będzie punktacji, nie będziemy wybierać jednej ogólnej gry roku, tylko garstka z nas napisze Wam, co myśli o swoich ulubionych tytułach, rozczarowaniach i "chciałem, ale nie dałem rady". No i obiecujemy, to już chyba ostatni tego typu tekst w tym okresie. Kolejne podsumowania w grudniu 2017!
1. Uncharted 4
W tym roku zabrakło mi niespodziewanego hitu na miarę zeszłorocznego Life is Strange, które pojawiło się znikąd i okazało się dla mnie grą roku lepszą i od Wiedźmina 3, i od MGSa V, czyli gier wyczekiwanych przez lata. Zamiast tego moje osobiste GOTY to tytuł, którego jakość była w zasadzie pewniakiem. Uncharted 4 w końcu pokazał mi, że PS4 to jednak jest nowa konsola potrafiąca zachwycić wizualnie, a nie tylko lekko podrasowane PS3. Udowodnił, że dopracowany i wyeksploatowany gameplay można dopracować jeszcze bardziej i rozbudować o nowe możliwości. Zaoferował świetną, wciągającą historię z jednymi z najbardziej wiarygodnych i sympatycznych postaci w historii gier komputerowych. Może nie był to taki rollercoaster emocjonalny jak Last of Us, ale przecież nie tylko powagą człowiek żyje, a czysta przygoda w wersji doprowadzonej do perfekcji też potrafi zachwycać.
2. Worms WMD
Trwało to wiele lat i wymagało niejednego eksperymentu, ale Robaki w końcu ponownie odnalazły swoją drogę, z której zeszły wraz z przejściem w trójwymiar. Recepta na sukces okazała się prosta - najpierw stworzyć podstawy niemalże identyczne jak sprzed lat, a dopiero ich fundamenty obudować w nowe funkcje. I tak dostaliśmy fajny crafting, urozmaicający zabawę system pojazdów czy nowe bronie, ale z tego wszystkiego najbardziej w WMD cieszyło to, że po prostu grało się w nie tak samo jak w Armageddon czy World Party. Od lat rzucanie bomb bananowych nie było tak przyjemne jak w 2016.
3. Aragami
Wybór czysto subiektywny, bo grałem w tym roku w kilka tytułów obiektywnie rzecz biorąc lepszych. Tym niemniej, Aragami był najbardziej wyczekiwanym przeze mnie indykiem od lat. Jego losy śledziłem od pierwszych chwil, a choć produkt końcowy okazał się mieć więcej wad niż bym chciał, to i tak zapewnił mi olbrzymią dawkę dobrej zabawy w stylu najlepszych skradanek z dawnych lat. No i ta bajeczna oprawa wizualna - TAK powinny wyglądać gry niezależne, zamiast wciskać nam w gardło do obrzydzenia piksele i woksele wielkości pięści.
4. The Witness
Po kilkudniowym maratonie z The Witness biurko miałem zawalone kartkami z rysunkami dziwnych kropek i kresek, a gdzie nie spojrzałem, widziałem labirynty. Kiedy kładłem się spać, też śniły mi się płaskie labirynty. I mimo to, w żadnym momencie nie miałem dość tej gry. The Witness było tytułem jednej sztuczki, ale sztuczki pomnożonej przez siedemset wariantów, z której wyciśnięto więcej niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić. Gra do tego była ekstremalnie trudna, ale oferowała na tyle równą krzywą uczenia się, że wykonujący po kolei wszystkie zagadki gracz, jeśli nie uciekał się po drodze do solucji, spokojnie był w stanie prędzej czy później się przez nią przebić. No i pastelowa oprawa wizualna prezentowała się naprawdę miło dla oka.
Najlepsza gra, w którą nie zagrałem
W tym roku jak nigdy udało mi się ograć prawie wszystkie większe tytuły, na których mi zależało - do kompletu zabrakło mi tylko Deus Ex: Mankind Divided oraz dwóch świeżynek, czyli Final Fantasy XV i The Last Guardian. Z nich wszystkich najważniejszy jest dla mnie Final Fantasy XV - najpierw przez osiem lat napalałem się na niego niemiłosiernie, kolejne dwa lata z niepokojem obserwowałem, co się wokół tego tytułu dzieje. Coraz bardziej nastawiałem się na porażkę, która nie tylko zagrzebie serię FF i sprawi, że sparzone Square Enix przez kolejne lata faszerować nas będzie tylko remasterami, reedycjami i ewentualnie bieda-sequelami, ale też na dobre wykopie jRPGi z klasy AAA i zredukuje je do poziomu indyków. Kiedy więc spłynęły pierwsze recenzje i jasnym stało się, że gra się obroniła, mojej radości nie było końca - a tłumiony przez dwa lata hype odżył na nowo. Powrót w chwale jednej z najbardziej ukochanych serii cieszy jak mało co w tej branży.
Rozczarowanie roku
Jeszcze w listopadzie odpowiedziałbym bez wahania No Man's Sky, ale Foundation Update naprawdę zrobiło różnicę i uczyniło z tego tytułu całkiem znośną produkcję. Zatem ten "zaszczytny" tytuł trafia do Mafii 3, w której już nawet nie bolało mnie tak bardzo to, że tyle rzeczy jest w niej zrobione źle, ale to, że przez to traci element zrobiony naprawdę dobrze, czyli fabuła. Poza tym to jest ewenement, że gra z tak dużym budżetem potrafi wywołać niezamierzony nostalgia trip do czasów pierwszego PlayStation - widok z wstecznego lusterka wrył mi się w pamięć i nie chce za nic jej opuścić.
1. Dark Souls III
Dark Souls III to odpowiednik składanki Greatest hits naszego ulubionego zespołu. Mamy wszystkie popularne kawałki z innych albumów i odrobinę nowości. Całość jest naprawdę solidna ale trochę brakuje jej własnej tożsamości. Oczywiście to tylko czepialstwo. Słowa nie są wstanie oddać mojego zachwytu nad Dark Souls III. Syndrom „już gdzieś to widziałem” może wydawać się negatywem. Prawda jest jednak taka, że osobiście chciałem więcej nawiązań . Jestem zadowolony, że wyprawa do Lothric okazała się tak nostalgiczną podróżą. Najnowsza produkcja From Software to genialna gra, która na pewno zasługuje na bycie pośród najlepszych produkcji tego roku.
2. Doom
Tytuł, który na trailerach i w zapowiedziach prezentował się tak sobie, okazał się petardą. Kilkanaście godzin nieustannej sieki w konwencji łączącej klasyczne FPS ze współczesnymi rozwiązaniami. Trudno opisać radochę płynącą z rozpoławiania przeciwników za pomocą super shotguna. Nowy Doom podobnie jak pierwsze dwie części serii jest czymś do czego chce się nieustannie powracać. No i nasz milczący bohater, który okazał się być jedną z najfajniejszych postaci jakie pojawiły się w tegorocznych grach. id software pokazało, że nie należy tej firmy jeszcze skreślać. Oby tylko nadchodzące Quake Champions było równie udane jak Doom.
3. tms #fe
Tokyo Mirage Sessions #FE to wybitna pozycja przy której spędziłem sporo czasu. Tytuł mocno przypominający najnowsze odsłony cyklu Persona nie jest kompletnie pozbawiony własnej osobowości. Co prawda w całym połączeniu uniwersów mało jest Fire Emblem, ale da się to wybaczyć. Tokyo Mirage Sessions #FE to najlepszy jRPG jaki pojawił się na najnowszą konsolę Nintendo. Może nie jest to zbyt wielki wyczyn patrząc na listę innych gier konkurujących do tego tytułu. Jest to jednocześnie jeden z najfajniejszych przedstawicieli gatunku jaki pojawił się na konsolach w tym roku. TMS #FE jest jedną z kilku gier, które sprawiają, że zakup Wii U nie był pomyłką. Szczerze polecam ten tytuł każdemu.
4. Stardew Valley
Formuła Harvest Moon została w Stardew Valley doprowadzona niemal do perfekcji. Prowadzenie własnej farmy nie brzmi zbyt ciekawie do momentu, gdy człowiek nie zacznie grać w ten tytuł. Żonglowanie obowiązkami wynikającym z naszego nowego zawodu i jednoczesne staranie się budowania przyjaźni z mieszkańcami jest bardziej skomplikowane niż najtrudniejsze zagadki w grach logicznych. Wspomnieć należy także o ciągłym wsparciu twórcy gry. Stardew Valley rozwija się wraz z biegiem czasu. Dodatkowo jest to produkcja przy której można zginać na długie godziny. Później nasza lepsza połówka pyta się co robiliśmy. Możemy śmiało i z dumą powiedzieć, że karmiliśmy kurczaka.
Najlepsza gra, w którą nie zagrałem (wtedy kiedy chciałem)
Let it Die - najnowsza produkcja studia Grasshopper Manufacture, to tytuł Free to Play. Zazwyczaj oznacza to szmelc robiony na kolanie w celu zarobienia kasy. Let it Die jest jednak tytułem, który spokojnie wpisuje się w ramy AAA.
Rozczarowanie roku - Teenage Mutant Ninja Turtles
Po naprawdę solidnym Transformers Devastation gracze mieli prawo oczekiwać od Platinum Games kolejnej dobrej produkcji bazującej na kultowej marce z lat 80. Niestety Wojownicze Żółwie Ninja zawodzą pod każdym względem. Bardzo kiepski system walki, połączony z monotonnym wykonywaniem tych samych zadań i zaledwie 4 godzinami rozgrywki. Pomijam już fakt, że kiedyś po grach Platinum Games można było spodziewać się gameplayu z najwyższej półki. Teenage Mutant Ninja Turtles to produkt wypluty na rynek tylko po to by zarobić kilka groszy na nostalgii i naiwnych rodzicach kupujących grę „powiązaną” z tegorocznym filmem.
1. Doom
To był ciekawy rok, pełen wielu dobrych gier, ale jednocześnie pozbawiony też tego jednoznacznie najlepszego, hitu nad hitami. Niewielu mogło przewidzieć, że w tej sytuacji pierwszy może być np. reboot kultowego Dooma. Id Software zrobiło wszystko jak należy i zaserwowało graczom efektowną, dobrze prezentującą się i co najważniejsze miodną strzelankę. Mnie osobiście podoba się ona tym bardziej, że ma solidny, dobrze przemyślany tryb dla pojedynczego gracza, który nie jest tylko dodatkiem dla multi, jak w wielu współczesnych FPS-ach.
2. Uncharted 4
Naughty Dog od lat nie schodzi poniżej pewnego, bardzo wysokiego poziomu. Uncharted 4 od początku zapowiadało się na przepiękne, iście filmowe, dobrze napisane zwieńczenie historii Nathana Drake’a i wygórowanych oczekiwań graczy nie zawiodło. Ulepszona mechanika zabawy, z soczystymi wymianami ognia, których wartość doceniam jeszcze bardziej po Red Dead Redemption, znakomite projekty poziomów i genialne animacje. To mistrzostwo świata i dobry powód, by sprawić sobie PS4.
3. PES 2017
Długo czekałem na właściwy moment, by wrócić do hitu Konami. Po latach spędzonych w Master League w edycjach na PSX-a i PS2 potem musiałem opuścić obóz japońskiej serii i przenieść się do świata dużo lepszej FIFY. W końcu jednak Konami dostarczyło – serwując PES-a godnego dawnych części i samej nazwy. Miodnego, trudnego, niepowtarzalnego i wciągającego na długie godziny. Demo mnie kupiło, pełna wersja w sobie rozkochała. Witaj w domu, stary przyjacielu!
4. Overwatch
Nie jestem fanem sieciowych strzelanek i w ogóle multiplayera innego niż kanapowy. Co tutaj robi więc Overwatch? Sam się zastanawiam. Produkcja Blizzarda ma w sobie to coś, co sprawia, że chce się toczyć kolejne potyczki, szkolić umiejętności i pobijać własne rekordy. Może to ta rysunkowa oprawa audiowizualna? Może trzymająca niezły poziom społeczność? Ciekawi bohaterowie? Tak czy siak, dla mnie Overwatch to jedna z lepszych gier tego roku, w którą mam ochotę cały czas grać.
5. Stardew Valley
Lata temu bawiłem się znakomicie przy Harvest Moon. Stardew Valley ożywił dawne wspomnienia i sprawił, że znowu poszło się zatracić w czynnościach tak prozaicznych, jak podlewanie roślinek i pielenie grządek. Zadanie to ułatwiła chwytająca za serce oprawa i mnóstwo, po prostu mnóstwo, rzeczy do zrobienia. I pomyśleć, że tak wspaniały tytuł stworzył jeden człowiek. Chapeau bas, Ericu Barone!.
Rozczarowanie roku: Tyranny
Miałem wielkie oczekiwania, rozbudzone jeszcze przez świetny początek, z ciekawym modelem tworzenia postaci i wgniatającym w fotel pierwszym aktem. Potem jednak było już tylko gorzej – dostałem niedokończony i robiący wrażenie wydanego pospiesznie średniaka. Tyranny broni się fabułą – świeże podejście do tematu i wykreowany świat robią swoje. Niestety zawodzi w wielu innych kluczowych dla RPG-a elementach. Zabija rutyną, zmuszając do zwiedzania zadziwiająco małych miejsc i potyczkowania się z wciąż tymi samymi przeciwnikami. Nawet na hardzie całość nie sprawia kłopotów – część umiejętności zespołowych jest zdecydowanie przesadzona (absurdalne leczenie Eb), do tego nie ma potrzeby używania przedmiotów. Podobnie jak w Pillars of Eternity – początek to walka o przetrwanie i mikrozarządzanie postaciami, a później już tylko jazda z górki. Immersję psuje kulawa SI kompanów, którzy blokują się na ścianach i przeciwnikach, a nawet nie potrafią przejść przez drzwi. Zawodzi też sfera audio – żeby w 2016 roku zabrakło nagranych wszystkich dialogów dla najważniejszych postaci z gry? Budżetu wystarczyło zaledwie na fragmenty? Na pewno od Tyranny można było oczekiwać dużo więcej.
1. Uncharted 4
Gry z tej serii zawsze porywały mnie swoim wykonaniem wizualnym oraz historią. Jednak w czwartej i ostatniej odsłonie poszukiwacza skarbów. Już sam trailer zachwycił mnie tak, że Kres złodzieja trafił na szczyt mojej listy gier do sprawdzenia w tym roku. Gdy wreszcie nadarzyła się okazja by znów pokierować losami Nathana Drake’a, dałem się wciągnąć po całości. Dlaczego ta pozycja powinna nosić miano gry roku? Powiedziałbym, że Sony wielokrotnie udowodniło, iż potrafi robić projekty, które są niemal arcydziełami pod wieloma względami i tym razem nie zawiedli. Na mojej liście wygrali historią, klimatem i grą, gdzie moim zdaniem poziom rozgrywki podnieśli na jeszcze wyższy poziom niż poprzednio, a to sprawia, że ciężko będzie znaleźć grę godną następcy Drake’a.
2. Assassin’s Creed: The Ezio Collection
Co prawda premiery przygód członka zakonu zabójców z Florencji już dawno miały miejsce, lecz zrozumcie fana... musiałem o tym napisać! Wiem, że znajdzie się kilka osób, które stwierdzą, że przygody Ezio można by napisać niżej, ale dla mnie było to miłe zaskoczenie i chętnie znów odwiedzę świat konfliktu z Templariuszami. Co prawda nie jest to remaster idealny, ale jeśli mogę przeżyć jeszcze raz zakochanie się w serii, to ja jestem za! Stąd ta gra jest notowana tak wysoko.
3. Battlefield 1
Dla wielu ta gra była pewnie bardzo wyczekiwaną, lecz nie w moim wypadku. Było to podpięte raczej pod określenie „meh”. Jednak trzeba przyznać, że historię miało wciągającą i przyjemnie grało się trochę innych czasach niż w wypadku obecnego Call of Duty, które wydaje się zaliczać ogólny spadek formy.
4. Tom Clancy's The Division
Gra, która ukradła mnie od pierwszych informacji. Najbardziej wciągnął mnie motyw ukrytych "śpiących" agentów, którzy aktywowani są do akcji w wypadku kataklizmu i upadku ludzkości. Tak samo było w wypadku materiałów na temat histori agentów The Division, które były filmikami z prawdziwymi aktorami. Niezmiernie cieszyłem się, że mogłem eksplorować zniszczony Nowy Jork. I przyznam się, że męczyłem wbicie ostatniego poziomu by mieć jak najwięcej zabawy. Najważniejszym elementem tej produkcji był dopracowany system strzelania oraz osłon, który sprawiał, że cała rozgrywka była płynna. Właśnie za to, i za fakt otaczającego zniszczenia, pokochałem tę grę.
Najlepsza gra, w którą nie zagrałem: Aragami
Kompletnym przypadkiem jest to, że Czarny Wilk ma na miejscu trzecim ten sam tytuł. To była jedna z niewielu gier o których chciałem wiedzieć, jak najmniej by jeszcze lepiej się bawić. Osobiście nie mogę nazwać się osobą lubiącą gry, gdzie skradanie to najważniejszy element. W wypadku tej produkcji najbardziej zaintrygowany jestem jej oprawą graficzną, więc jak tylko będzie możliwość to z przyjemnością do tego usiądę.
1. Forza Horizon 3
Praktycznie perfekcyjny pakiet, przenoszący klimat z odcinków specjalnych Top Gear na ekran komputera. Zadowalający zestaw samochodów z każdej klasy, piękne plenery i ogromna dowolnosc w tym jak jechać i dokąd jechać - gra, której najmniej brakowało do doskonałosci w tym roku.
2. The Division
Pomimo swoich wad, nic innego nie wciągnęło mnie na tak dużą ilosć godzin w tym roku. Niesamowita mapa Nowego Jorku, przy której Los Santos z GTA jest jak sieć autostrad z wymuszonymi budynkami dookoła, niezwykły klimat wymarłego miasta i satysfakcjonujący model strzelania. Jesli dodać do tego tryb Przetrwanie z karuzelą emocji i napięcia, niewidzialną granicę pomiędzy coopem, PvP, singlem i najlepsze AI, jakie pojawiło się w grach, to wychodzi chyba jedyny, prawdziwy next-genowy tytuł do tej pory.
3. Battlefield 1
Niezbyt odkrywczy, ale dzięki Frostbite'owi pole bitwy nigdy nie wyglądało tak realistycznie, brudno i krwawo, Poza tym plus, za powrót do historycznych konfliktów.
4. Uncharted 4
Swietny film przygdowy, zapakowany w trochę mniej swietną grę, ale i tak bardzo udaną. Choć przejscie zajmuje wiele godzin, to i tak chce się wszystko zaliczyć za jednym podejsciem - własnie jak film.
5. Inside
Małe zaskoczenie roku. Wieloznaczna fabuła do własnej interpretacji, podana w wyszukany, minimalistyczny sposób, nie wymagający niczego więcej.
1. DOOM
W 2016 roku wyszło mnóstwo świetnych gier, w które jednak często nie miałem okazji zagrać, a jedynie przejechałem po nich powierzchownie. Nowy DOOM zapowiadał się z początku na średniaka, bardziej niż na godny "restart marki". Jednakże to właśnie ten tytuł, spośród masy innych, przyciągnął mnie najdłużej przed monitor, a także zapadł mi najmilej w pamięci. Gry wideo zapomniały o tym, że poza opowiadaniem historii czy wywoływaniem w nas skrajnych emocji, u podstaw powinny dostarczać masę nieskrępowanej frajdy. DOOM i jego przyjęcie, są idealnym przykładem na to, że takich tytułów brakuje na rynku. To produkcja, w której wszystko zbudowane zostało wokół fenomenalnej, brutalnej, ale jakże satysfakcjonującej rozgrywki, oblanej staroszkolnym sosem. W tym roku po raz pierwszy, właśnie przy okazji DOOM-a, zdarzyło mi się po prostu dobrze bawić przy grze wideo. Niszczenie hord demonów w rytmach cudownego soundtracku, stanowiącego mieszankę heavy metalu z elektroniką, było dla mnie niezapomnianym, choć lekko odmóżdżającym doświadczeniem. Pomimo swoich wad, jak dla mnie, DOOM zdecydowanie zasłużył na tytuł gry roku.
2. Dark Souls III
2016 to przede wszystkim rok FPS-ów. Godnych reprezentantów innych gatunków pojawiło się niewiele, zwłaszcza w kategorii RPG, albo action-RPG (przynajmniej dla mnie). Całe szczęście ogromną część tej luki wypełniło mi Dark Souls III, które stanowi idealne pożegnanie z jednym z moich ulubionych uniwersów. Oczywiście From Software żegna się z fanami z odpowiednią dla siebie klasą. Usprawniono nieco rozgrywkę, która teraz jest bardziej dynamiczna i czuć w niej ten dobry pierwiastek szybkich potyczek z Bloodborne. Wysłuchano też uwag graczy w stosunku do poprzedniczki, stąd bossowie są bardziej zróżnicowani i zapadający w pamięć. Poza tym cała gra to w większości stare, dobre Dark Souls, co samo w sobie jest dla mnie gwarancją na to, żeby umieścić tę produkcję wśród najlepszych gier 2016 roku.
3. Titanfall 2
Titanfall był naprawdę świetną grą, która łączyła świat Call of Duty z dynamiką multiplayerów rodem z Quake'a czy Unreal Tournament, ale też dodawał do tej formuły coś od siebie, czyli Tytanów i system poruszania się w stylu parkour. Jak dla mnie to jedna wielka mieszanka wybuchowa. Gdy dowiedziałem się, że sequel jest usprawnieniem tej formuły, rzuciłem się na niego jak wygłodniały pies na mięso. Nie zawiodłem się i przy Titanfall 2 bawiłem się jeszcze lepiej niż przy pierwowzorze. Lepiej się tu biega, strzela, Tytani są bardziej zróżnicowani, a system rozwoju postaci ciekawszy. Następce zachowano zatem w klasycznej koncepcji "bigger, better, more badass", co zdecydowanie cieszy. Jedyne, co mnie niezwykle boli to fakt, że tytuł ten sprzedał się stosunkowo słabo, nawet przy drastycznych obniżkach cen. Electronic Arts wrzuciło Titanfall 2 między premiery Battlefield 1 oraz Call of Duty: Infinite Warfare, które dzieliły jedynie niecałe dwa tygodnie. Dlatego też pewnie "dwójka" przejdzie bez echa. A szkoda...
4. SUPERHOT
W miejscu zamiast SUPERHOT miał być Darkest Dungeon. Jednakże po krótszym przemyśleniu sprawy i po przypomnieniu sobie, że SUPERHOT to w końcu "najlepsza gra i mam ją polecać wszystkim znajomym" (ci co grali, wiedzą :)), to wybór padł na polską produkcję. Jej jedyna wada? Stosunkowo krótka kampania i niewiele różnorodnej zawartości dodatkowej. Poza tym produkcja ta jest istnym majstersztykiem i rzekłbym, że bardzo innowacyjnym podejściem do formuły FPS-ów. Czas rusza się wtedy, gdy sam się ruszam. To świetny pomysł, a jego wykonanie zasługuje na jeszcze większą pochwałę. SUPERHOT sprawił mi masę nieskrępowanej frajdy, podobnie zresztą jak nowy DOOM, stąd też pojawił się w moich typach "Best of 2016".
5. Overwatch
Z początku byłem bardzo sceptycznie nastawiony do Overwatcha. Nie spodobał mi się fakt, że Blizzard wystartował nową markę z niewielką ilością początkowej zawartości. Jednak gdy po kilku miesiącach powróciłem do gry, sporo braków uzupełniono. Konsekwencje? Ciężko było mi się odciągnąć od Overwatch przez jakiś czas. Produkcja ta jest uniwersalna, ma wciągający, dynamiczny gameplay z masą głębi, a wszystko to zaserwowane zostało w bardzo przystępnej oraz miłej dla oka stylistyce. Mecze nie trwają też zbyt długo i w znacznej części przypadków są szalenie satysfakcjonujące. Czy w tym roku wyszedł równie dobry tytuł multiplayerowy? Oprócz Titanfall 2, raczej nie.
1. Battlefield 1
W tym roku zabrakło jednoznacznego króla, niemniej otrzymaliśmy sporo bardzo dobrych tytułów, a czego najlepszym dowodem jest zróżnicowanie naszej listy. Z osobistych preferencji (fanfary) moim GOTY został Battlefield 1. Dlaczego? Od lat czekałem na shootera AAA w realiach historycznego konfliktu, a I wojna światowa w wydaniu DICE bardzo mi zasmakowała. Zagrało tu generalnie wszystko czego się spodziewałem, ale i nieco więcej. Multik jak zwykle okazał się wciągający, a jego skala i zróżnicowanie sprawiają, że to zabawa na bardzo wiele godzin. Z jego nowości najbardziej przypadł mi do gustu tryb Operacji, który jest strzałem w dziesiątkę, gdyż doskonale odwzorowuje on klimat Wielkiej Wojny. Największym zaskoczeniem okazał się jednak singiel, gdyż po raz pierwszy w historii serii zgrały się w nim dwa pojęcia - dojrzałe podejście i wysoka jakość, co pozwoliło mi na spędzenie kilku emocjonujących godzin. Do tego kwestia audiowizualna - najlepszy graficznie tytuł roku, z doskonałym audio.
2. Deus Ex: Mankind Divided
Kontynuacja przygód Adama Jensena niczym mnie nie zaskoczyła, ale otrzymałem dokładnie to czego chciałem. Klimat cyberpunkowej przygody urzekł mnie od pierwszej do ostatniej minuty, a dojrzałość przedstawionego świata ponownie zaczarowała. Od strony fabularnej była to co prawda jedynie bezpieczna kontynuacja, o mniejszym natężeniu wydarzeń, lecz dla mnie okazała się ona ciekawsza od Human Revolution. Wynikało to głównie z podjęcia tematu mechanicznego apartheidu, który zmuszał do przemyśleń moralnych. Od strony mechaniki nowy Deus Ex też spisał się wyśmienicie - skradanie dalej niesamowicie cieszyło, a strzelanie w końcu zostało należycie zrealizowane! I asked for this!
3. Call of Duty: Infinite Warfare
Tegoroczna odsłona serii nie odświeżyła formuły, ale jest jej bardzo dobrym reprezentantem. Realia kosmiczne w rzeczywistości okazały się zupełnie przyziemne, a gra znacznie lepszą od ubiegłorocznej odsłony. Infinity Ward zaserwowało nam wszystko czego oczekujemy po Call of Duty. Kampania ponownie cieszyła świetną reżyserią i narracją (duża w tym zasługa nowego Narrative Directora - Taylora Kurosaki, którego znamy z serii Uncharted), a do tego była przyzwoita fabularnie. W dodatku twórcy dodali też kilka nowych fitcherów, które przedłużyły czas rozgrywki. Natomiast co do multika - bawiłem się o wiele lepiej niż w Black Ops III od Treyarch, czy wcześniejszej części Infinity Ward, czyli Ghosts. Balans rozgrywki jest świetny, a tempo jak zwykle kosmiczne (czaicie ten żarcik?). Na koniec - Infinity Ward pierwszy raz dodało też tutaj własny tryb Zombie i wyszło im to bardzo dobrze. Klasyczne Call of Duty, ale w formie zwyżkowej względem ostatniej odsłony.
4. FIFA 17
W poprzednim roku odpuściłem sobie grę EA Sports i tegoroczny powrót do jej najnowszej odsłony był dla mnie prawdziwą Ziemią Obiecaną! Po pierwsze - zastosowanie silnika Frostbite pozwoliło na "uPESowienie" produkcji, przy jednoczesnym zwiększeniu realizmu! Złoty środek! Teraz wreszcie soczyste bomby z 30 metra mają prawo wpaść, bramkarze popełniają błędy, a fizyka działa jak należy. Drugi wielki plus za odważny krok z trybem fabularnym. Historia Alexa Huntera nie rzuciła mnie na kolana, ale była czymś nowym - a to najtrudniejsze do realizacji w tym gatunku. Najnowsza FIFA to najlepsza sportówka roku!
5. Forza Horizon 3
Produkcja praktycznie perfekcyjna w swojej kategorii, choć zupełnie nie z mojego gatunku. Model jazdy jest tu cudowny, w dodatku możemy poustawiać go sobie na tyle by rozgrywka była zarówno czystą zręcznościówką, jak i symulatorem. Za wirtualną kierownicą przemierzyłem tutaj piękną Australię w jednym z kilkuset prawdziwych samochodów, w rytm świetnej muzyki. Cud, miód, malina! Czego chcieć więcej? Gracze singlowi otrzymali mnóstwo świetnych wyścigów z opcją customizacji, a sztuczna inteligencja naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyła. W multiku spędziłem też sporo przyjemnych godzin, a ogrom możliwości uważam za spory plus. Wirtualna Australia to miejsce idealne dla fanów motoryzacji!
Największe rozczarowanie roku: Mafia III
Najnowsza odsłona serii nie jest grą tragiczną - to niezła produkcja. Tyle że to o wiele za mało by unieść ciężar tak legendarnej marki. Po pierwsze - potencjał fabularny został tu niesamowicie zmarnowany, gdyż tylko prolog i końcówka historii była bogata narracyjnie. Cała reszta gry opierała się na nudnej iteracji i przejmowaniu dzielnic, co potrafiło zanudzić po paru godzinach. Do tego warstwa techniczna była bardzo słaba - zabawne lustra zapamiętam na zawsze. Jestem jednak pewien, że po solidnych przecenach warto się Mafią III zainteresować z trzech powodów: klimatu lat 60-tych oraz modelu jazdy i strzelania. Miało być moje osobiste GOTY, a dostałem FLOPa.
1. Wiedźmin 3: Krew i wino
Idealne rozszerzenie do jednej z najlepszych gier ostatnich lat. Teoretycznie za dodatki tego typu wyróżnień nie powinno się dawać (wszak nie są to samodzielne produkcje), ale Krew i wino jest tak bogatym, przemyślanym i satysfakcjonującym kawałkiem gry, że się złamałem. Te niemal 30 godzin spędzonych z Geraltem i Regisem zapewniło mi najwięcej radości w tym roku.
2. Inside
Cudowna wizualnie, zmuszająca do przemyśleń, piekielnie grywalna i odpowiednio krótka (długa?) platformówka. Gry są sztuką? Oj, są. Jedyną wadą jest to, że autorzy zbyt wysoko wycenili swoje dzieło i nawet po obniżkach wydaje się za drogie, jak na czterogodzinną podróż.
3. Deus Ex: Mankind Divided
Cierpiąca na zbyt dobrą część pierwszą kontynuacja, której futurystyczny świat i kilka dróg rozwiązania każdego problemu sprawiły, że potencjalny DX3 zamykający historię Adama Jensena będzie jedną z najbardziej oczekiwanych przeze mnie gier. No i ten doskonały soundtrack...
4. Firewatch
Gra o gadaniu, niczym hipsterski film? Rewelacyjny styl graficzny? Świetnie przedstawiona, niebanalna historia? Tak, tak i jeszcze raz tak. Gdyby nie Inside, to właśnie Firewatch byłoby najlepszą niezależną grą tego roku.
5. Homeworld: Deserts of Kharak
Ogromny sentyment do marki Homeworld spowodował, że pustynne wcielenie kosmicznej strategii bardzo przypadło mi do gustu jako świetna odtrutka na różnego rodzaju sandboksy, erpegi i strzelaniny. Wygląda, brzmi i "czuje" jak porządny prequel jednego z najlepszych RTSów w historii.
Rozczarowanie: kondycja pecetowych wersji i zawiedzione obietnice
Temat nie jest nowy, ale w tym roku chyba najwięcej razy słyszałem o słabej optymalizacji, przesadzonych wymaganiach sprzętowych, kłamliwych zwiastunach, graficznym downgrade'dzie. Bywa i tak, że nawet konsolowcy muszą się łapać za głowę i liczyć klatki na sekundę. Lenistwo deweloperów? Bat wydawcy? Konspiracja? Nie wiem, ale nie podoba mi się, że trzeba wydać na kartę graficzną 2 razy więcej niż 5 lat temu, by względnie swobodnie grać we wszystko tak, jak bogowie gamingu przykazali.
Tak wyglądał rok 2016 według nas, tych podpisanych powyżej. Gdybyśmy chcieli się pokusić o sumowanie nieistniejących punktów, wyszłoby, że trzy najlepsze gry tego roku to: Uncharted 4, Doom i Battlefield 1. Mamy rację?