W 1856 roku dziewczyna spotyka w lesie kościotrupa. Jest smutny i zagubiony, ale ponoć nie martwy. 160 lat później koleżanki postanawiają założyć kapelę punkową. Historie te łączy więcej, niż możnaby przypuszczać.
Borja González tworzy w pięknym, oryginalnym stylu. Jego opowieść snuje się niespiesznie. Jakby bardziej dla samego snucia i konkretnych scen, niż przekazu. Dwie historie dzieją się równolegle, a wnikliwa lektura pozwala odkryć, że coś je łączy. Nocny las, czerwony motyl czy lodziarnia otwarta całą dobę tworzą efektowną, subtelnie mroczną scenerię, w której przyjemnie się zanurzyć.
Szczegółowe tła kontrastują z prostymi, pozbawionymi twarzy postaciami. Kompozycje domyka czarująca paleta barw. Pierwsze skojarzenia przywodzą na myśl Hellboy'a, jednak bliższy rzut oka uświadamia, że podobieństwo jest pozorne. Wynika raczej z bliźniaczej tematyki i wykorzystania dużej ilości czerni, niż faktycznego pokrewieństwa stylów.
Fabuła wydała mi się nieco miałka. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że z tej konwencji, historii i bohaterek można było wycisnąć nieco więcej. Tomik stanowi sympatyczne doznanie estetyczne, przyjemną podróż do magicznego świata. Zapytany, co się w jej trakcie działo, odpowiedziałbym tak, jak zwykle odpowiada się na pytanie o ostatni sen.
Mimo eleganckiego wydania, pięknych ilustracji i efektownego settingu "The Black Holes" pozostaje dla mnie tylko estetyczną ciekawostką. Historia ma w sobie pewien zamysł, jednak nawet po jego rozgryzieniu uważam go za zbyt słaby, by miał się szansę obronić bez oprawy. Szkoda, bo gdyby opowieść sprostała poziomowi obrazów możnaby mówić o małym arcydziele.
Józek Śliwiński
Więcej komiksów na Instagramie: komiksowy_pamietnik
Format: 166x238 mm
Liczba stron: 120
Oprawa: twarda
Polski wydawca: Non Stop Comics
Data wydania polskiego: kwiecień 2020
Data oryginalnego wydania: styczeń 2019