Krzysztof Zalewski w moich recenzjach na Gameplayu pojawił się trzykrotnie, przy okazji premiery każdej z jego dorosłych płyt (bo tę "po-idolową" sprzed lat pomijam). Dzisiaj na rynku pojawia się album numer 4 (albo 5, zależy jak liczymy), z którym zapoznałem się wielokrotnie i z uwagą, dzięki przedpremierowe uprzejmości Kayaxu. Zabawa to nowy-stary Zalewski, logiczne rozwinięcie tego, co prezentował na Zeligu i Złocie, przyprószone odrobiną modnego retro, bardzo taneczne i znowu udane. Taki mainstream to ja lubię!
Ten album wydaje się konsekwencją tego, jak brzmi singiel Męskiego Grania z 2018 roku - fantastyczny utwór Początek. Może Zalewski był głównym motorem napędowy tamtej kompzycji? Dużo basu, mocny rytm, trochę klawiszy, kilka dźwiękowych niespodzianek - oto cała Zabawa. Tytułowy utwór rozpoczyna płytę i z miejsca dostajemy jeden z najlepszych numerów Zalewskiego w ogóle. Klawisze, gitara basowa, oszczędne używana gitara elektryczna, fajna melodia i fajny tekst oraz - o ja cię! - krzyk na koniec jakby wyrwany z jakiegoś cięższego albumu. Zabawa dobrze nastawia do dalszej zabawy, zdecydowanie tak.
Potem dostajemy singlową Annuszkę, dobrze bujający numer, który przypieczętował moje zainteresowanie tym albumem. Taneczny utwór Tylko nocą to dobry pierwszy smaczek, ale dopiero posmarowana estetyką lat 80-tych kompozycja numer 2 na płycie sprawiła, że na cały album zacząłem niecierpliwie czekać. W kolejnym utworze Zalewski chyba próbuje symulować trochę Niemena, z którym ostatni miał tak dużo do czynienia - Dystans to kolejny utwór prowadzony przez gitarę basową, elektryk trochę pobrzękuje w tle, a tu i tam wyskakują instrumenty smyczkowe. Smaczne!
Jest na Zabawie trochę niespodzianek i odskoczni od "zalewskiego" standardu. Taki Oddech to utwór niemalże raperski, a fantastyczny Szpieg brzmi tak, jakby brzmieć mógł jakiś dobry, klasyczny kryminał noir. Jest zadzior, jest mrok, są dęciaki i jest tekst, który do mnie trafia. Chcę tego samego, co podmiot liryczny! Ale generalnie - poza nudnawą (choć ładną) balladą Wszystko będzie dobrze, cała płyta trzyma wysoki poziom. Ja po prostu lubię, jak w utworach jest jakaś energia. Tej najwięcej znajdziecie w Lustrach - tu w końcu przewodzi fajny gitarowy riff i dzieje się magia rocka. A prawdziwe emocje pojawiły się w ślicznym, rozbudowanym finałowym utworze pisanym do syna - jeśli macie w domu małe dziecko, możecie się wzruszyć. Być może ja się wzruszyłem.
42 minuty trwa ta Zabawa, a Zalewski po raz kolejny udowadnia, że ma jeszcze sporo do powiedzenia, zarówno w warstwie tekstowej, jak i muzycznej. Spólny to album, który dobrze brzmi i w porządnych słuchawkach i na średniej jakości głośnikach. A jeśli mógłbym mieć jedno życzenie, Krzysztofie, to proszę, byś nie zapominał o rocku i nadal okazjonalnie grał głośno i "z nerwem". Dziękuję.