Cześć wszystkim. Niedawno udało mi się zakończyć przygody z Assassin’s Creed IV: Black Flag i The House In Fata Morgana. W takich chwilach zawsze zastanawiam się nad tym co dalej? Czy powinienem zająć się jakimś nowym tytułem, czy wrócić do takich, w których mam jeszcze sporo do zrobienia? Tym razem padło na to drugie. Po więcej szczegółów zapraszam do dalszej części tekstu.
Higurashi: When They Cry. Console Arcs
Wątek główny Higurashi ukończyłem już co prawda na początku stycznia, ale to wcale nie powód, by opuścić Hinamizawę na zawsze, tym bardziej, że po zmodowaniu tej japońskiej powieści wizualnej mogę jeszcze zapoznać się z dodatkowym scenariuszem, który wiedzie do alternatywnego zakończenia tej wielowątkowej historii.
Tak zwane Console Arcs nie są dostępne w żadnym oficjalnym wydaniu gry na Zachodzie. Nie było to dla mnie jednak żadnym problemem. Tytuł można bardzo łatwo spatchować na Githubie. Miesiąc mamy obecnie taki, że wszystkie opowieści z dreszczykiem są na miejscu, więc czuję się jak ryba w wodzie.
Pierwsze dodatkowe rozdziały przypominają trochę skróconą wersję historii z oryginału, jednak z tego co widziałem na ekranie wyboru poszczególnych odcinków wiem, że pojawią się bohaterowie, których nie było w pierwszych ośmiu odcinkach Higurashi i liczę, że porwą mnie, tak jak zrobiła to poprzednia obsada.
Do gustu przypadła mi także większość nowych kompozycji muzycznych przygotowanych specjalnie do dodatkowych konsolowych rozdziałów. Przez kilka ostatnich miesięcy nie miałem zbyt wiele czasu, aby wrócić do pierwszych dwóch części When They Cry. Jednak w dalszym ciągu pracuję nad maksymalną rangą w GTAIV i potrzebuję się czymś zająć przy okazji, żeby nie umrzeć z nudy, gdy to robię. Do dziesiątej rangi wciąż brakuje mi 1 500 000 $. Zajmie mi to jeszcze z miesiąc czasu. W sam raz na wgryzienie się w ponurą historię małego japońskiego miasteczka, na które spadła klątwa Oyashiro-samy.
Clannad
Jeśli Higurashi nie spełni moich oczekiwań, to mam jeszcze Clannada, którego ledwo liznąłem przez ostatnie trzy lata, kończąc wątki jeno trzech lub czterech postaci. Zanim dotrę do drugiej części tego dramatu muszę poznać losy wszystkich głównych bohaterów, których jest bodajże dziewięć, a nie jest to wcale takie łatwe w grze, w której wybory występują niemal w każdej scenie i mogą sprowadzić gracza na manowce prawie przy każdej sposobności. Ostatnio, gdy grałem w ten tytuł chciałem bliżej poznać historię przeuroczej Fuko, która pragnie wystrugać drewniane gwiazdy dla całej szkoły, ale jak to zwykle w Clannadzie bywa, gdzieś podjąłem niewłaściwą decyzję i nie udało mi się dokończyć jej ściezki fabularnej. Co robiłem wcześniej nie tak? Nie mam pojęcia. Tym razem postanowiłem robić jej psikusy za każdym razem, gdy się rozmarzy, licząc, że efekt będzie zgoła inny niż poprzednio.
Clannad to symulator randkowy, wymieszany z gatunkiem zwanym okruchami życia. Za historię jednak odpowiadają mistrzowie wyciskaczy łez ze studia Key, więc przeczuwam, że bez ciężarówki chusteczek się nie obejdzie.
Halo: The Master Chief Collection
Nieraz na łamach W co gracie w weekend? pisałem już o składance Halo. Tym razem wróciłem doń za sprawą kolegi, z którym nieraz graliśmy wcześniej w Gears of War 4. Spytałem się go co chce w ogóle robić w tej serii, po czym wspólnie ustaliliśmy, że przelecimy wszystkie kampanie po kolei. Nie ma znaczenia, czy ukończę kolejną grę z tej serii piąty, szósty, czy siódmy raz. Halo zawsze smakuje lepiej w towarzystwie.
Zaczęliśmy oczywiście od Reach, stopniowo przechodząc planszę po planszy. W międzyczasie dołączyli się do nas inni miłośnicy sztandarowej pozycji ze stajni Microsoftu, więc przy okazji pobiliśmy kilka wyników w poszczególnych lokacjach, zrobiliśmy jedną czasówkę i znaleźliśmy nawet kilka czaszek, które oryginalnie służyły jako modyfikatory wyniku. W Halo TMCC gracz dostaje za ich znalezienie osiągnięcia.
Z początku szło nam to ślamazarnie, ale gdy się rozpędziliśmy i skończyliśmy Reacha, to wsiąknęliśmy później tak bardzo w Halo 3, że skończyliśmy przy okazji niemal całą kampanię. Czas szybko leci, gdy się dobrze bawisz.
Powoli zbliżam się do trzystu zdobytych osiągnięć n siedemset w tym cyklu, więc wrócę do przygód Master Chiefa jeszcze nieraz, a gdy czas pozwoli, to wspomnę też i od czasu do czasu o swoich postępach.
Rok się powoli kończy, a liczba gier do ogrania nigdy nie maleje. Niektóre z nich porywają do takiego stopnia, że nie mam nawet czasu, żeby wspomnieć o nich w kilku słowach. Czego również i Wam życzę. Najlepsze tytuły to takie, które pochłaniają nas bez reszty.
Do następnego razu. Pozdrawiam wszystkich zakręconych graczy, dla których gry są pasją.