Cześć. Tydzień ułożył mi się tak, że w zasadzie mój weekend zaczyna się już dzisiaj, a skoro napisałem już tekst na ten tydzień, to pomyślałem, że go opublikuję, a nie schowam do szafy. Z jednym wyjątkiem gram w produkcje, o których mogliście przeczytać już na łamach niniejszego cyklu. Ciekawskich zapraszam do dalszej części tekstu.
Gears 5 – Blademaster Lv19
W Gearsy 5 gram już niemal tysiąc godzin, a dalej mam wrażenie, że to nie jest wystarczająco długo. W przypadku Piątki nie mogę pochwalić się jakimś spektakularnym sukcesem. Powoli zbliżam się do dwudziestego poziomu Blademastera, a więc klasy postaci stworzonej do walki wręcz. Z pozoru może ona wydawać się bardzo słaba, bo nie nadaje się do walki z latającymi celami, które są po prostu zbyt daleko, aby sięgnąć je atakiem specjalnym. Jednak, gdy odpalamy zdolność tej postaci, to jesteśmy w stanie rozprawić się w pojedynkę nawet z najpotężniejszymi bossami, dodatkowo zadając jeszcze obrażenia pobliskim celom. Bardzo dużym plusem tej klasy postaci jest także to, że każdy atak wręcz, którym uśmiercamy dowolnego adwersarza całkowicie przywraca nam nasze utracone zdrowie. Podczas Ucieczek przydatna jest także zdolność bierna, dzięki której każdy przeciwnik wyeliminowany poprzez egzekucję zostawia po sobie skrzynkę z amunicją. w najbliższych dniach na pewno dokończę tą klasę. Będzie to moja jedenasta wymaksowana klasa postaci z dwudziestu możliwych. Wtedy też zastanowię się nad tym, którym specjalistą zajmę się w dalszej kolejności.
Halo: The Master Chief Collection – Spartan Ops i Master Chief Saga Playlist
W HTMCC pogrywam od czasu do czasu w tryb Spartan Ops w Halo 4. Składa sie on z dziesięciu odcinków, po kilka rozdziałów każdy. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie jeden malutki szczegół. Map w tym trybie jest bodajże mniej niż dziesięć, a misji do rozegrania coś koło pięćdziesięciu, co prowadzi do tego, że na każdej z tych map rozegramy przynajmniej kilka misji. Bez względu jednak na to, co jest naszym celem nadrzędnym, wszystko i tak sprowadza się do strzelania do wrogów. Bardzo szybko to nuży. Nie zawsze też mam okazję grać codziennie ze znajomymi. Do Halo ciągnie mnie jednak jak wilka do lasu, więc postanowiłem zająć się playlistą Master Chief Saga, co jest równoznaczne z ukończeniem wszystkich odsłon sztandarowej marki Microsoftu po kolei. Zaczynamy oczywiście od Combat Evolved, a nie od Reach, bo jak sama nazwa wskazuje ta playlista dotyczy głównego bohatera tej kosmicznej serii fps.
Gears 3 - 25 onyksów do końca
Miałem nie pisać nic o trzeciej odsłonie Gears of War. Cóż jednak mogę poradzić na to, że ten tytuł wciągnął mnie jak bagno i walczę w nim o pozostałe onyksowe medale jak w transie. W dalszym ciągu zajmuję się trybem Pojmania Dowódcy. Onyks za złapanie określonej liczby wrogich dowódców zdobyłem już jakiś czas temu. dosłownie kilka dni temu wpadł mi kolejny, tym razem za zdobycie 300 razy wstęgi nietykalnego dowódcy. Obecnie skupiam się przede wszystkim na onyksie za 6000 zabójstw Miażdżycielem. Zostało mi ich już mniej niż 500. Gdy tylko zdobędę ten medal, zamienię podstawową strzelbę na Obrzyna.
Oprócz tego walczę o medal za ratowanie schwytanego dowódcy z mojej drużyny. Robię to w ten sposób, że biegam za liderem naszej ekipy niczym jego cień i gdy tylko zostaje schwytany, to rzucam w jego okolicę granat dymny, aby go wyzwolić lub podbiegam do wroga, strzelam wtedy raz lub dwa razy ze strzelby, i to w zasadzie wystarcza, aby go uwolnić. Gdy nie mam szczęścia, to robię tak raptem kilka razy w meczu. Czasem jednak szczęście mi sprzyja i kończę męcz z kilkunastoma wyswobodzeniami. Musze tak jeszcze zrobić trzysta razy. Później zostanie mi wygrać jeszcze 150 rund jako dowódca, po czym zmodyfikuję długość meczów w tym trybie z pięciorundowych do jednorundowych, aby zwiększyć w ten sposób liczbę rozegranych meczów.
Splinter Cell: Pandora Tomorrow - Remaster skradankowego klasyka w HD, zupełnie za darmo
Nawet nie chcę myśleć o tym, jak długo marzyłem o tym, żeby zagrać w kontynuację Splinter Cell. Od premiery tej produkcji minęły prawie dwie dekady, a dopiero teraz udało mi się nabyć drugą część przygód Sama Fishera. Naładowany pozytywną energią po ukończeniu kapitalnych Kronik Riddicka na tapetę poszedł więc kolejny Xboxowy klasyk, tym razem od Ubisoftu.
W dobie klonów Assassin's Creed, którymi jesteśmy dziś bombardowani z każdej niemal strony, począwszy od gier francuskiego studia, poprzez niemal każdą większą premierę Sony, a nawet gry Nintendo i Microsoftu, liniowa skradanka, w której musimy ukrywać się w cieniu jest jak powiew świeżości. Dla miłośników szpiegowskich książek sensacyjnych napisanych przez Toma Clancy'ego i talentu aktorskiego Micheala Ironside'a, którego takie dinozaury jak ja znają przede wszystkim z Pamięci Absolutnej i Żołnierzy Kosmosu jest to pozycja wręcz obowiązkowa.
Odpaliłem ją na Xboxie, żeby porównać ten tytuł z innymi produktami dostępnymi na pierwszej konsoli amerykańskiego giganta. Wypadło ono okazale. Postanowiłem jednak ogrywać go na XOne, bo po ściągnięciu obrazu płyty na dysk przynajmniej nie porysuję krążka z grą.
Fabuła w grze rozpoczyna się od ataku terrorystycznego na ambasadę amerykańską. Sam w ogóle nie zostałby pewnie przydzielony do tej misji, gdyby nie to, ze jednym z zakładników został pracownik agencji, dla której protagonista wykonuje misje. Nie będę tutaj rozpisywał się nad pierwszą misją szkoleniową. Prawdziwa zabawa zaczyna się po niej.
Mocno jednak zdziwił mnie fakt, ze ten tytuł nie odpala sie w natywnej rozdzielczości. To w zasadzie remaster HD Pandora's Tomorrow, który możemy ograć całkowicie za darmo, co w dobie ponownych wydań klasyków za pełną cenę jest wręcz czymś niespotykanym.
Aż trudno uwierzyć, że Ubisoft produkował kiedyś gry wideo, które nie byłyby kopią sprawdzonych i dobrze sprzedających się schematów. Nawet ich bohaterowie mieli kiedyś charyzmę. Dziś są to często bezjajeczne awatary, których imion nikt nie potrafi zapamiętać.
Air - W drodze do odpowiedzialności
Do Air podchodziłem z początku jak do jeża. Średnio trafiał do mnie protagonista będący lalkarzem-włóczęgą, który stara się przeżyć każdy kolejny dzień, dając swoje przedstawienia, ale powoli, krok po kroku dociera do mnie, że nie jest to po prostu kolejny symulator randkowy jakich wiele. To bardziej opowieść o poszukiwaniu odpowiedzialności. Wiadomo, że każdy z nas ma jakieś hobby, ale żeby mieć co do garnka włożyć, należy pracować, i to właśnie do pracy zachęca głównego bohatera matka Misuzu. Zabiera mu jego lalkę, kupuje mu nową lalkę leniwca z rozciąganymi nogami i dumnie obwieszcza, że jeśli chce odzyskać swojego wiernego towarzysza, to musi jej najpierw słono zapłacić. Chłopakowi ten pomysł wcale się nie podoba, ale i tak oferuje swoją pomoc okolicznym mieszkańcom w transporcie złomu, którego nie potrzebują. W międzyczasie bohater spotyka też koleżankę Misuzu ze szkoły, której towarzyszy nieznośna Michiru i historia zaczyna nabierać rumieńców.
Kanon - Nostalgiczna, zimowa podróż
Jeszcze niedawno mogliśmy podziwiać śnieg (i narzekać na chłód), więc postanowiłem wrócić do powieści wizualnej stworzonej przez Key, gdyż nadaje się ona idealnie na zimne zimowe wieczory. Śniegu już co prawda nie ma, ale poczucie nostalgii towarzyszy chyba niejednemu graczowi, dlatego tez mam zamiar dalej kontynuować historię chłopaka, który po siedmiu latach wraca w znajome strony.
Gdy w tamtym roku odpaliłem Kanon pierwszy raz, chciałem z początku lepiej poznać Ayu lub Nayuki, a skończyło się to tym, że nie poznałem lepiej żadnej z nich, bo moje serce skradła małomówna Mai, polująca wieczorami na szkolne demony. Jak będzie tym razem jeszcze nie wiem, ale moim celem na ten rok jest ukończenie jednej z kolejnych ścieżek fabularnych w Kanonie, więc nie spocznę, póki tego nie zrobię.
Do tej pory to przede wszystkim MGS4 kojarzył mi sie z nostalgiczną podróżą do wspomnień z przeszłości. Przy tej vnce czuję sie podobnie, chociaż ten akurat tytuł opowiada o bardziej przyziemnych sprawach niż ratowanie świata przed zagładą nuklearną.
To tyle z mojej strony. Do następnego razu, drodzy gracze.