Cześć. Mam nadzieję, że gry Wam dopisują. U mnie weekend krótszy niż zazwyczaj, bo czeka mnie dzisiaj wyjazd do stolicy na szkolenie, a grać mi się chce strasznie. Po zdobyciu upragnionego calaka w Gears of War 3 nie wiem w co ręce włożyć. Skaczę sobie po grach i pewnie za jakiś czas wspomnę o kilku z nich na łamach niniejszego cyklu. Na razie skupię się jednak na Monster Hunter World oraz na jego rozszerzeniu fabularnym zatytułowanym Iceborne.
Moja przygoda z serią Moster Hunter sięga jeszcze czasów PSP, bo właśnie tam debiutował cykl Capcomu. Jeden analog dostępny w pierwszych odsłonach przygód o nieustraszonych łowcach potworów na pierwszej przenośnej konsoli Sony oraz multiplayer tylko w formie ad-hoc nie pomagały jednak w takiej grze, o jakiej marzyłem. Obrót kamerą przy takiej konfiguracji przycisków nie należał do najprzyjemniejszych. Gra z innymi graczami z całego świata była niemożliwa bez przerobienia konsoli i zainstalowania specjalnego oprogramowania.
Dlatego cieszy mnie to, że świat gier wideo poszedł o wiele dalej od tamtej pory. Dziś zabawa z innymi graczami w Monster Hunterze jest wręcz banalnie prosta. Wystarczy po uruchomieniu gry dołączyć do sesji sieciowej lub do znajomych i gra gitara.
Jest to tytuł przeznaczony do zabawy z innymi ludźmi i w ten sposób należy doń podchodzić. Bardzo się cieszę, że mogę w końcu pograć weń z innymi łowcami. Nawet jeśli w pojedynkę jest ciężko ubić konkretnego potwora, to jakiś pomocnik, którego wezwaliśmy do pomocy flarą alarmową może mieć jakiegoś asa w rękawie, który przechyli szalę potyczki na naszą korzyść. W ten sam sposób my także możemy być wsparciem dla innych śmiałków.
W ten właśnie sposób spędziłem ponad czterdzieści godzin z wątkiem głównym Monster Huner World. Gracze z całego świata pomogli mi co niemiara. Gdy się jednak okazało, że ta strategia będzie niewystarczająca na potwory z dodatku Iceborne, wróciłem na stare śmieci, aby ulepszyć swoje wyposażenie.
Te wszystkie wizyty w gorących źródłach z moim koleżkotem tak bardzo mnie wyluzowały, że odpalam teraz ten tytuł głównie po to, aby zaliczyć jakąś misję opcjonalną, jakieś śledztwo lub wyzwanie na arenie, jak chociażby te ostatnie, w którym wcieliłem się w Ryu i walczyłem z kolejnym przerośniętym bydlakiem w rytm muzyki ze Street Fightera. Monster Hunter World ma takie smaczki. Są one jednak bardzo dobrze poukrywane i na pewno nie znajdzie ich ktoś, kto chce przelecieć jak najszybciej przez scenariusz, który ma nawet ręce i nogi, coś, o czym można było pomarzyć przy pierwszych odsłonach serii, gdzie po wprowadzeniu do gry czekał nas żmudny proces ulepszania wszystkiego i odblokowywania kolejnych rang, dających dostęp do coraz trudniejszych zadań.
W World prób wejścia dla nowicjuszy jest zdecydowanie niższy i dopiero jeśli zapragniemy zdobyć wszystkie korony za każdego potwora w tej japońskiej produkcji, to czeka nas wiele włosów wyrwanych z głowy i nieprzespanych nocy.
W przypadku gdy jakiś potwór jest za silny, warto też odwiedzić kantynę i dobrze się najeść, lub dobrze zaopatrzyć przed wyruszeniem do walki z kolejnym celem.
Same potwory są niemal jak żywe. Mają swoje zwyczaje, zachowania i ataki, którymi posługują się tylko one, począwszy od szarż, aż po plucie unieruchamiającą mazią. Część lata, zieje ogniem, chowa się w śniegu i poluje na nas niczym rekin, a pozostałe potrafią nas otruć, czy strzelić w nas laserem lub wiązką wody. Możemy na nie wskoczyć za pomocą specjalnego pazura chwytnego, pamiętać jednak należy, że każdy z nich ma inny słaby punkt. Warto wykorzystać te informacje, abyśmy później nie żałowali.
Jeśli chcemy lepiej poznać świat gry, to World to nie tylko walka. Podczas ekspedycji nie goni nas czas i zawsze można udać się w nieznane, żeby zgłębić jego tajemnice, albo zwyczajnie złowić jakąś rybę.
Pomocne w poszukiwaniu potworów jest tropienie ich po śladach, które zostawiają. To kolejna przydatna informacvja, o której zawsze należy pamiętać.
Coś czuję, że spędzę jeszcze trochę czasu z tym tytułem, bo jeden weekend to zdecydowanie zbyt mało, aby poznać jego wszystkie sekrety. Dam Wam oczywiście znać o postępach, ale to już przy okazji jednego z kolejnych odcinków W co gracie w weekend? Do następnego razu.