Brutalne, szalenie efektowne dobicie bliskiego zgonu przeciwnika. Losowe, bądź aktywowane specjalną sekwencją. Dostarczają mnóstwa satysfakcji stanowiąc przy tym mini-nagrodę za zwycięską potyczkę. Finishery są nam doskonale znane przede wszystkim z serii Mortal Kombat. Nie o tych ciosach kończących będę jednak mówił. Pominę również pochodne „Silent Kille” i „Quick Time Eventy” (QTE). Na czym więc się skupię? Głównie na erpegach oczywiście!
Wszystko zaczęło się od przygody z pierwszym Wiedźminem. Gram, gram, walczę, walczę, jeden, drugi pada. Przychodzi kolej na trzeciego, a tu nagle program odbiera mi interaktywność, biorąc aranżację sceny w swoje ręce. Zgłupiałem. Obejrzałem animację wykończenia bandziora przez Geralta z otwartymi ustami. Solidne obalenie gnoja na glebę i zdecydowane poderżnięcie gardła szybkim cięciem. Orgazmus Rex. To czymś takim będę raczony podczas walki? Ja pierdziele, to pocinam dalej!
Potem pojawił się Dragon Age. To co wyprawiał ciężko zbrojny dual-wielderowiec w towarzystwie kilku oponentów można określić mianem krwawej poezji. Od zamachu dwoma mieczami naraz, przez ścięcie głowy, po niezapomniane dobicie smoka. Pure fun. Potem nadszedł Wiedźmin 2, który do aranżacji Finisherów dodał dynamiczną kamerę, podkręcając tym samym efektywność samej sytuacji. Po raz kolejny – miód.
Według mnie cała magia tkwi w losowości. Nie wiemy kiedy, nie wiemy gdzie i jak. Nasza czujność zostaje uśpiona, co potęguje efekt zachwytu, gdy nagle bajeczny Finisher nam wejdzie. W tych kategoriach nie można niestety rozpatrywać tzw. Quick Kill’i, albowiem z reguły aktywowane są one odpowiednim klawiszem/przyciskiem. Nigdy nie zapomnę jaką frajdę zafundował mi Punisher i cały wachlarz nieprawdopodobnie brutalnych „szybkich zabójstw”, które oferował. Miotacz ognia lub granat do gęby, tasak w czachę, strzelba w bebechy. Na tym gruncie miażdżył również Manhunt czy Deus Ex: Human Revolution i Skyrim, jeśli o najcieplejsze bułeczki chodzi. Cieszy mnie to, że mógłbym tak wymieniać długo.
Prosty myk, a jaki skuteczny. Genialny pomysł na urozmaicenie zabawy, mechanizm wręcz przepyszny, bezpośrednio wpływający na grywalność danego tytułu. Czuje się moc oręża, walki przestają być drewniane, nudne, monotonne, a przez wspomnianą losowość do każdej bitki podchodzimy z nadzieję uzyskania zajebistego Finishera. Jest napięcie, są emocje. Strasznie lubię tą pierdołę i liczę, że będzie ona stałym elementem we wszystkich następnych grach fabularnych.
P.S. Jeśli podoba Ci się moja działalność, subskrybuj mój kanał na serwisie YouTube (Światy Urojone) oraz "Polub" ROJA klikając na łapę po prawej stronie pod moim avatarem. Z góry Ci za to dziękuje. Doceniam i pozdrawiam. ROJO
Rojopojntofwiu:
#47 Mimicry, Agon, Ilinx, Alea…. what?