Moje gry roku 2011: Sprawa Radiant Historia - Pita - 21 stycznia 2012

Moje gry roku 2011: Sprawa Radiant Historia

Kolejna z moich gier roku. Jedyna z NDSa. Zapomniana perełka, o której byłem przekonany, że osłodzi mi śmierć konsolki Nintendo. Ta nie dość, że nie umiera to wraz z Radiant Historia przykuła mnie do dwóch ekranów na długie godziny. Radiant Historia nie jest jednym z najlepszych RPGów na NDSa. Ona jest tym najlepszym.

O ile wszystkie przenośne RPGi, które zmasakrowały mnie w tym roku są w istocie konwersjami lub wznowieniami gier sprzed lat, to Radiant Historia jest całkowicie nowym produktem. Bardzo dobrym produktem – ponieważ przywodzi na myśl gry takie jak Chrono Trigger i Chrono Cross. Z pozoru klasyczny jRPG to jedna z najciekawszych gier w bibliotece NDSa oraz prawdziwa kopalnia świetnych pomysłów… którą zapomniano.

Fabuła Radiant Historia to sprytne połączenie opowieści drogi, political-ficiton a la Matsuno oraz podróży w czasie i przestrzeni rodem z serii Chrono. Doskonałe wrażenie robi także system walki w turach, ale ze sporą dynamiką oraz ustawieniem w rzędach co pozwala nam spychać wrogów i planować mocno naprzód. Nawet grafika – a ja nie lubię NDSowej grafiki – jest ładna, dwuwymiarowa, staranna. I jeszcze dochodzi piękna muzyka.

Zła recenzja, dobra gra

W recenzji na niezgranych pisałem: „Opowieść Stockego, który staje się świadkiem własnej śmierci, po to, żeby nie tylko jej przeciwdziałać, lecz stać się zarazem panem i narzędziem czasu oraz przestrzeni ponownie pokazuje jak wiele jeszcze w kwestii dobrych historii w grach wideo zostało do powiedzenia. (…)

RPGowanie na NDSie może wydawać się syte, ale gier na miarę dzieł z PSXa i SNESa jest niestety niewiele. Atlus, jednocząc siły z uciekinierami ze Square-Enix udowadnia, że to nie sprzęt, ale wyobraźnia ogranicza twórców gier. Fabuła pełna intryg, żywe, dobrze rozpisane dialogi, zawadiacka drużyna, dynamiczny system walki i dwie równoległe ścieżki czasowe to najwyraźniej bułka z masłem dla twórców Radiant Historia. Ta gra naprawdę przywraca wiarę w przenośne konsolki. Bo po prostu onieśmiela fakt, że w Radiant Historia wszystko… zagrało.

Nowy tytuł od Atlusa jest tym, czego NDSowi brakowało – doskonałym, czystym jRPG, bez ograniczającej go licencji. Innymi słowy, jest to tytuł dla osób, których nie bawiły ani dungeon crawlery, ani tRPGi, ani tym bardziej miałkie remake’i i konwersje. Może nie wpisuje się w ścisły kanon gatunku, lecz bez wątpienia jest jedną z najlepszych gier na dwuekranowe Nintendo. A tak na zakończenie – ta gra pozostawia po sobie naprawdę wiele ciepłych wspomnień. To takie proste, prawda?”

Z perspektywy czasu pozostaje mi tylko jedno – podtrzymać swoje zdanie (i stwierdzić, że moja recenzja nie była najlepiej napisanym tekstem na świecie). Powtórzę jednak parę rzeczy – ta gra nie jest ani przestarzała, ani ograniczona żadną licencją. To nie dungeon crawler czy grind fest. To nie RPG akcji. To wykorzystanie klasycznej formuły japońskiego light RPG w nowoczesnych szatach i dzisiejszą mechaniką. Kolejny dowód na to, że ten gatunek ewoluuje, nawet jeżeli „specjaliści” twierdzą inaczej.

To także najlepszy RPG na NDSa i godny konkurent dla żelaznych klasyków-konwersji jak Front Mission, Chrono Trigger oraz Dragon Questy. A gdy mowa o nowościach to na konsolce Nintendo zagrozić jej może dla mnie jedynie Strange Journey, Etrian Odyssey III, Shiren oraz Dark Spire. Czyli dungeon crawlery.

Wielkie porównanie

Skoro już jesteśmy przy Dragon Quest – porównajmy te tytuły. Bo w tym roku na NDSa również pojawił się przedstawiciel tej serii. I to wcale nie byle jaki.

Szósty Dragon Quest przez wielu było porównywany do Final Fantasy VI oraz Chrono Triggera jeszcze za czasów SNESa. Dużo w tym prawdy, bo to również klasycznie poprowadzony japoński jRPG, z pięknymi sprite’ami. Wersja na NDSa to bardziej remake, niż konwersja, do tego straszy mnie losowymi walkami, ale dla rozbudowanego systemu oraz ciekawej historii warto to przeboleć!

Nie chcę kłamać. Nie będę kłamać. Ta gra w czasach SNESa zapewne robiła równie dobre wrażenie co Final Fantasy VI oraz Chrono Trigger. Ale Dragon Quest oraz Final Fantasy zestarzały się – losowe walki, typowe historie, typowy system walki to masa zabawy, lecz również przestarzała mechanika, która słabo sprawdza się w walce z czasem.

Radiant bije takie gry fabułą.

Bije je wykonaniem.

Niszczy je poziomem rozbudowania.

I onieśmiela zawartością.

Dragon Quest jest tym czym dokładnie miał być – tworem przeszłości. Tytułem, który zapoczątkował wiele rozwiązań i zawsze będzie kojarzony z całym gatunkiem oraz szanowany. Zasadniczo o wielu częściach DQ oraz FF nie wypada wręcz źle mówić. Niestety to również z takimi grami kojarzy się głównie japońskie RPG, nie zważając na wielkie dzieła tego gatunku. Na gry takie jak Radiant Historia, które godnie korzystają z dorobku przodków, jednak nie kopiują ich. One wciąż się rozwijają ;)

Zła konsola, złe miejsce

Największym problemem z Radiant Historia jest moim zdaniem konsola, na której się pojawił – NDS. Gra jest trudno dostępna i droga, skierowana do audytorium, które w dużej mierze ją spiraciło. Ale nade wszystko jest to jeden z tych tytułów, któremu naprawdę bardzo pasowałaby duża konsola!

Mam świadomość, że zapewne wtedy mógłby ponieść ogromną porażkę, ale jeżeli mowa o klasycznych, nowoczesnych jRPGach to Radiant Historia, Xenoblade oraz Legend of Heroes są najlepszymi na tej generacji. I wszystkie trzy pojawiły się na spychanych w nisze konsolach. Na konsolach, które „przecież nie mają poważnych, dużych gier”. Tylko giereczki jakieś tam ;) Szkoda.

O Radiant i pisałem i mówiłem sporo w tym roku. To moje czwarte miejsce 2011 – po Trails in the Sky, Dark Souls oraz mojej Grze Roku (wiem, że wiecie co to za gra, ale nie będę sobie sam psuł niespodzianki). Świetne połączenie na złą konsolkę.

Nowe kontra stare – Radiant Historia nigdy nie osiągnie kultowego statusu Dragon Quest VI. I chociaż obie mnie bawiły to jedną z moich gier roku na tej liście pozostaje jedynie dzieło Atlusa.


Twitter Pikselowego Potwora

Facebook Pikselowego Potwora

Recenzja Radiant Historia od Diligent Monstera

Pita
21 stycznia 2012 - 13:20