Dragon Ball Z - Najlepsze anime forever! - RazielGP - 26 stycznia 2012

Dragon Ball Z - Najlepsze anime forever!

Czas na zapowiedzianą drugą część cyklu poświęconemu anime w uniwersum Dragon Ball. Tym razem omówię następną serię, zatytułowaną literką „Z”. Już w poprzednim artykule pisałem o tym, że to właśnie ta odsłona jest moją ulubioną. Główną przyczyną jest tu nastawienie na niezwykle efektowne walki oraz niemniej ważne przemiany naszych bohaterów jak i wrogów, co dodatkowo potęguje emocje. Nie zabraknie także krótkiego podsumowania „Kai”, będącego odświeżoną i mocno okrojoną wersją „Zetki”.

O czym opowiada historia przedstawiona w tym anime? Przede wszystkim jest to kontynuacja pierwszego Dragon Balla. Po serialowych pięciu latach okazuje się, że Goku ma syna o imieniu Gohan. Takie imię nosił też przybrany dziadek naszego głównego bohatera. Od jego złego brata, Raditza dowiadujemy się również skąd pochodzi nasz protagonista, do jakiej rasy przynależy oraz jaki był jego pierwotny cel po wylądowaniu na Ziemi. To dopiero początek wspaniałej przygody, jaką zaserwował nam Akira Toriyama. Z każdym sezonem jest coraz ciekawiej, walki nabierają tempa, a przemiany powodują dreszcze na naszej skórze. Nigdy nie zapomnę wspaniałego klimatu, muzyczki, błyskawic podczas pierwszej przemiany Goku w Super Saiyanina. Zresztą sami zobaczcie jak prezentowała się wspomniana przeze mnie scena. Jest moc!

Oczywiście nie zabrakło błędów logicznych i śmiesznych sytuacji, takich jak chociażby dialog Goku z East Kaioshin, w którym ten drugi mówi że Freezer był słaby i mógłby go zniszczyć jedną ręką… Pojawia się pytanie, dlaczego tolerował jego brutalne występki? Oczywiście East Kaioshin przychodzi do „Wojowników Z” z prośbą o pomoc w sprawie Buu, mimo iż sam nie udzielił jej naszym bohaterom w walce z Freezerem czy Cellem… Podobnych sytuacji jest tu pełno. Kolejną wadą są przeciągające się w nieskończoność walki. Oczywiście, świetnie się je ogląda, ale jeśli po kilkunastu odcinkach nadal trwa pojedynek pomiędzy dwoma najsilniejszymi postaciami, to jest to już bardzo nużące. Pamiętam sytuację, w której Freezer mówi w którymś momencie, że planeta Namek wybuchnie w ciągu pięciu minut. Oczywiście wspomniany czas ciągnie się przez dobre parę odcinków, trwających po około 20 minut. To jest dopiero zakrzywienie czasoprzestrzeni.

Nie zabrakło tu także filerów, czyli sytuacji z anime, o których nie było nawet mowy w mandze. Na szczęście takie etapy jak robienie prawa jazdy przez Goku i Piccolo dostarczają nam dużej dawki humoru i nie nudzą. W całej serii przeszkadzał mi w sumie filer dotyczący Garlica Juniora, który ciągnął się i zanudzał przez kilka odcinków. Do reszty nie mam zastrzeżeń. Szkoda mi tylko tego, że wznowione turnieje Tenkaichi Budokai zostały tu potraktowane po macoszemu. Cieszą za to liczne nawiązania do pierwowzoru, w postaci wspomnień, jak i ten sam, a może nawet nieco bardziej podkręcony humor. Oprócz starych klimatów, odczuwa się też nowe, zazwyczaj lepsze, spowodowane zmianami tematyki tego serialu. „Zetka” w sposób bardzo dobry, kontynuuje losy „jedynki”. Nie mam co do tego wątpliwości.

Oprócz starych znajomych, pojawiają się także i nowi, tacy jak Vegeta czy C18. Każda saga ma swoje zalety i wady, z przewagą tych pierwszych. Mimo to, ostatnia choć nadal dobra, stała się dla mnie zbyt dziecinna. Gdy oglądałem sezony z Buu, nie wiedząc jak będzie on wyglądał i słuchając dialogów przerażonych bogów, mówiących o tym potworze, miałem inne wyobrażenia na temat jego wyglądu czy zachowania. Gdy go w końcu poznałem, poczułem pewien niesmak. Sądziłem że to jakiś żart. Freezer czy jeszcze lepiej, Cell sprawiali wrażenie twardzieli, a Buu? Szkoda gadać. Może tylko jego jedna z wielu form prezentowała się nieźle, to wszystko. Ponadto nie podoba mi się skala mocy jaką tu zaprezentowano. Otóż potężni niegdyś przeciwnicy jakimi byli Freezer i Cell, w sadze Buu okazują się cieniasami. Oczywiście ten problem nie dotyczy tylko ich, ale i większej ilości występujących tu postaci na przestrzeni lat.

Niemniej jednak walki są miodne, choć w kluczowych etapach wyraźnie przedłużane. Jak to się mówi, nie ma róży bez kolców. Ogólnie, Dragon Ball Z wspominam bardzo przyjemnie i żałuję, iż nie ma sensownej kontynuacji, bo o "GT" szkoda gadać. Oczywiście nie omieszkam omówić ostatnią serię w trzeciej, ostatniej części tego cyklu, ale uprzedzam - będę narzekał.

Jeśli chodzi o filmy kinowe jak i te krótsze. Większość z nich nie dorasta do pięt anime, szczególnie że toczy się tam alternatywna historia, w której w połączeniu z wydarzeniami z serialu powoduje falę paradoksów. Wyjątkami są w pełni przemyślane filmy takie jak "Bardock - the father of Goku" czy mój ulubiony "The History of Trunks". Reszta jest zbytnio przekombinowana i w ostateczności niepotrzebna, choć niektóre z nich miło sie ogląda.

Dość niedawno twórca postanowił odświeżyć i wyraźnie skrócić bijącą ogromną popularnością "Zetkę". Zmieniono także soundtrack oraz na nowo nagrano dubbing. O ile jakość dubbingu nie pozostawia niczego do życzenia, wszakże głosy podkładają ci sami aktorzy, co w połączeniu ze znacznie nowszą technologią, wyszło anime na plus. Ogromne zastrzeżenia mam za to do muzyki, która wyraźnie tu nie pasuje. Często i gęsto nie budzi należytych emocji, niszcząc odbiór tego serialu sprzed lat. Owszem, zdarzają się niekiedy niezłe kawałki, ale i tak nie dorównują one swoim oryginałom. Szkoda także, że remake kończy się po sadze Cella, co wywołuje więcej smutku niż radości z oczywistych przyczyn. Niemniej jednak, jeśli ktoś chce w skrócie odświeżyć sobie najistotniejsze odcinki, może się śmiało skusić. Ci co nie oglądali nigdy pierwotnych serii, lepiej niech odstawią na bok Kai, ponieważ nie zrozumia wówczas fenomenu tej przełomowej w swoich czasach kreskówki.

Mimo, iż Dragon Ball Z ma parę istotnych wad, trzeba mu przyznać, że zapada w pamięci jak mało które anime. Cieszy humorem, poprawiającą się z każdym sezonem "kreską", epickimi pojedynkami czy wspaniałym uniwersum. Oczywiście postaci same w sobie są wyśmienite od stron wizualnych jak i wewnętrznych. Klimat wylewa się z ekranu telewizora, zaś muzyka pieści nasze chłonne uszy.

RazielGP
26 stycznia 2012 - 11:39

Lubisz, bądź lubiłeś Dragon Ball Z?

Tak 92,8 %

Nie 2,1 %

Nie oglądałem 5,1 %