Nie znam osoby, która nie słyszałaby o Spyro. Nawet jeśli ktoś wówczas nie należał do posiadaczy odpowiedniej do uruchomienia gry platformy. Przygody małego smoka były znane każdemu tak bardzo jak dzisiejsze zmagania Nathana Drake'a we wspaniałej serii Uncharted. Dlatego też zdecydowałem przypomnieć kilku graczom omawianą markę. Wszakże niezależnie od tego, czy graliśmy u siebie, znajomych czy rodziny spędziliśmy przy tym tytule sporo godzin, a jeśli nie, to i tak wiemy o co mniej więcej w tej produkcji chodzi.
Pierwsza odsłona ukazała się w roku 1998 na konsoli Sony Playstation i z miejsca zyskała sobie sympatię graczy. Nic dziwnego, w końcu przebijała swoim rozmachem prawie wszystkich konkurentów. Mało tego! Nawet dziś przyjemnie jest odpalić jakąkolwiek z wielu powstałych części. Na przestrzeni kilkunastu lat Spyro nie stracił na grywalności. Pewnie dlatego kolejne odcinki przygód fioletowego protagonisty niewiele się od siebie różnią. Każda kolejna rozwijała pomysły poprzedniej, wprowadzała parę nowości, ale trzon zabawy pozostał bez zmian.
Za najbardziej rewolucyjną można zatem uznać trylogię The Legend of Spyro. Wszystko za sprawą trybu kooperacji. Jeśli jednak zdecydujemy się grać sami, to program i tak przydzieli nam pomocnika w postaci Cinder. Z tą jednak różnicą, że zamiast żywego gracza, pokieruje nią sztuczna inteligencja, która całkiem znośnie daje sobie radę. Mimo tego, najlepiej jest się zdecydować w tym przypadku na znajomego, ponieważ dość trudna wędrówka po baśniowych krainach staje się wtedy zdecydowanie barwniejsza.
Niestety wspomniane wyżej spin-offy nie zyskały sobie mojej sympatii z tego względu, iż nie mamy wpływu na kamerę. Jej automatyczne ustawienia przypominają mi przede wszystkim serię Devil May Cry, gdzie akurat ten element pasuje tam idealnie. Tutaj zaś wolałbym swobodę znaną mi z głównych części. W moim mniemaniu kooperacyjne perypetie fioletowego smoka nie dają tyle frajdy, co te standardowe. Co prawda można im zarzucić wtórność, ale suma sumarum wolę już to od nietrafionych, nowych pomysłów.
Nie zmienia to jednak faktu, że marka zdążyła się już mocno znudzić. W końcu ileż można grać w jedno i to samo, tylko z innym numerkiem widniejącym na pudełku, prawda? Mimo tego wspomnienia związane ze Spyro zaliczam do jednych z najmilszych jakie towarzyszyły mi w świecie elektronicznej rozrywki. W końcu należy docenić nie tylko wspaniały pomysł na grę, ale i ciekawie wykreowany świat z zamieszkałymi tu i ówdzie charaktestycznymi osobnikami.
Zadania są różnorodne, tak samo jak specjalne właściwości naszego młodego bohatera. Art design miażdży totalnie czaszkę zaskakując pięknie wykonanymi lokacjami, zaś samo sterowanie postacią nie utraciło ani krzty dawnego wigoru. To rzadkość. Spróbujcie sobie odpalić trzeciego Tomb Raidera, a następnie Spyro, to zrozumiecie o czym mowa. Do tego pierwszego tytułu trzeba się przyzwyczaić, zaś w przypadku drugiego od zaraz możemy zacząć niczym nieskrępowaną zabawę.
Polub Raziela jeśli podoba ci się niniejszy tekst. Z góry dziękuję za klik.