Udzielając wywiadu magazynowi Edge, dyrektor kreatywny Assassin’s Creed III, Alex Hutchinson wyrzucił z siebie bardzo odważne słowa: „Jesteśmy ostatnimi dinozaurami. (...) Takich gier powstawać będzie jednak coraz mniej, zwłaszcza, że niektóre projekty upadają w środku prac.”. W dodatku niejednokroć słyszeliśmy już o tym (ostatnio od Nvidii) , jakoby nextgeny były ostatnimi konsolami. Czyżby już za kilka lat granie zmieni się nie do poznania? A przede wszystkim: czy jesteście w stanie sobie wyobrazić świat bez gier „AAA” i cloud gaming jednocześnie?
Zacząć warto od tego, że jest w tym trochę prawdy. Coraz więcej mówi się o graniu w chmurze, a jedynym ograniczeniem zdają się być łącza. Tylko czy cloud gaming jest naprawdę tak wspaniałą i idylliczną technologią? Nie będę się rozpisywał o szczegółach, bo z pewnością nie raz już się z tym terminem spotkaliście, jednak komuś, kto wychował się na „tradycyjnym” graniu bardzo ciężko pogodzić się z tak drastycznymi zmianami.
Można więc powiedzieć, że – co bardzo prawdopodobne – spora (choć i tak niewiele znacząca dla rynku) rzesza graczy może „odpłynąć”, a kto nie przystosuje się do nowych zasad, ten odpada z gry. Niestety, ale stale i na każdym kroku poddajemy się jakimś zmianom i specjalnie nawet chcemy z nimi walczyć. Przykład z brzegu: Steam. Zmiany w regulaminie, jakie wprowadzono po ogłoszeniu wniosku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości spowodowały drobne oburzenia, ale i tak wszyscy grzecznie się podporządkowali. W końcu Valve to dobra firma, dbają o graczy, przy grach dłubią długo, ale jak już wyjdą, to zbierają najwyższe noty, a Steam to najwspanialsza platforma do gier ever i wara temu, kto myśli inaczej. Niestety, ale dajemy się manipulować i wpadać w marketingowe pułapki. Steam wcale niedaleko do monopolisty (konkurencja oczywiście jest, ale przypuszczam, że Gabe raczej tylko się z niej podśmiewa, niż realnie przejmuje), a by to osiągnąć, posłużono się prostą metodą. A raczej dwiema: po pierwsze, w przeciwieństwie do lat ubiegłych, większość pudełkowych gier wymaga aktywacji na Steam. Po drugie, okazyjne wyprzedaże: na Wielkanoc, letnia, jesienna i świąteczna / zimowa. Oczywiście nie zawsze są tak „gęsto upakowane”, ale przyznacie – co jakiś, niedługi czas, mamy dostęp do super okazji – któż nie skorzysta, skoro jest taniej średnio o 75% od wydań pudełkowych? I właśnie na tym polega przyzwyczajenie do Steam. Nie można zaprzeczyć, że program jest bardzo funkcjonalny i wygodny, ale przy okazji pozbyto się dwóch „frustrujących” elementów rynku: odsprzedaży i własności. To pierwsze Valve ma w zasadzie z głowy, a to drugie obeszło w prosty sposób: zmieniając regulamin. Nietrudno dojść do prostego wniosku: z „chmurą” będzie podobnie. Gracze będą musieli się dostosować. Tylko czy nie minie wówczas jakaś epoka w dziejach gier? Gry będą wtedy czymś w rodzaju kinowego seansu, za który płaci się 20 złotych i wychodzi po dwóch godzinach, a o płytach Blu-Ray czy DVD na własność będzie można pomarzyć (albo odwiedzić portal aukcyjny / giełdę komputerową ze starociami).
A co w przypadku wysokobudżetówek? Osobiście nie byłbym w stanie pogodzić się z utratą głównej „półki” gier i choć rzeczywiście fajnie jest czasem zasiąść do prostych, niewymagających tytułów, jak Limbo czy Shank, nie bardzo chce mi się wierzyć w słuszność słów Hutchinsona. Wystarczy spojrzeć jak sprzedają się flagowe serie EA, Ubisoftu czy Activision, ale nie tylko, bo to tak naprawdę jedne z największych „ryb” w branży, a tych jest znacznie, znacznie więcej. Trzeba też uświadomić sobie, że graczy wymagających gier dużych, rozbudowanych w każdym aspekcie, są całe rzesze. Dlaczego więc nagle gaming z górnej półki miałby wymrzeć?
Więc zostałyby nam tylko gry F2P z mikropłatnościami, indyki i „casuale” – jesteście za? I czy „chmura” rzeczywiście ma potencjał, w przeciwieństwie do „ograniczonych” konsol? Jako gracz-tradycjonalista nie mogę na te pytania odpowiedzieć pozytywnie, ale czekam na wasze zdanie.