Dzisiaj na warsztacie tomy szósty i siódmy Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. Miało być o czterech kolejnych tomach, ale puszczanie tekstu o szóstym tomie, kiedy w kioskach hulać już będzie dziesiąty, troszkę mijałoby się z celem, dlatego zdecydowałem się na modyfikację cyklu. Żeby wynagrodzić mniejszą ilość treści w każdym wpisie, dopóki starczy mi pomysłów, oprócz opisów samych albumów, dorzucać będę trochę zawartości dodatkowej. Na początek o bonusach dodawanych do prenumeraty.
Tom 6: Uncanny X-Men – Mroczna Phoenix.
“Dark Phoenix Saga” to absolutna klasyka - jedna z najważniejszych. Przez wielu uważana jest zresztą za najważniejszą historię, jaka powstała pod szyldem Domu Pomysłów. Doczekała się luźnej adaptacji w świecącym lata temu tryumfy, także na ekranach polskich telewizorów, animowanym serialu o X-Men. Była też podstawą wątków wykorzystanych w filmowej trylogii o mutantach. „Władza deprawuje. A władza absolutna deprawuje absolutnie”. Słowa wypowiedziane na łamach komiksu oddają dość mocno jego treść. Jean Grey, opanowana przez potężny byt zwany Feniksem, dający jej praktycznie boskie moce, nie jest w stanie zapanować nad nowozdobytą potęgą i zamienia się w szerzącą zniszczenie istotę - tytułową Mroczną Phoenix. Pozostali X-Men starają się powstrzymać zagrożenie oraz ocalić swoją przyjaciółkę. W tle zaś mamy debiut Kitty Pryde, Emmy Frost oraz paru innych znanych postaci, walkę ze złoczyńcami oraz, a w zasadzie przede wszystkim, rozterki bohaterów. Oczywiście wszystko podano w stylu charakterystycznym dla starszych historii – nieco infantylnym, przepełnionym dymkami narracyjnymi i łopatologicznym tłumaczeniem wydarzeń. Jak już kiedyś wspominałem, nie jestem fanem takiego prowadzenia fabuły. Zdecydowanie wolę od klasyków dzisiejsze komiksy i historię o Mrocznej Phoenix również uważam za tytuł, który mocno się zestarzał i stracił z dawnej atrakcyjności. Kawał historii komiksu, ale jako lektura sam w sobie średnio atrakcyjny. Jeśli chodzi o dodatki, to skromnie, ale biorąc pod uwagę sporą objętość samego komiksu, nie jest to duży minus. Strona mówiąca o wydarzeniach poprzedzających opisywaną w albumie historię, galeria bohaterów przedstawiająca pierwsze dwa składy X-Men i przemycająca kilka ciekawostek oraz trzy strony o twórcach i tym, jak kształtowało się zakończenie Dark Phoenix Saga.
Ciekawostka: Kilka miesięcy temu Avalon, największy polski serwis poświęcony komiksom Marvela, przygotował plebiscyt mający wyłonić najlepsze, zdaniem polskich fanów, historie wydane w komiksach Domu Pomysłów. Mroczna Phoenix zmiażdżyła konkurencję.
Czy warto? Jako komiks sam w sobie – niekoniecznie. Ale jako legenda gatunku i ważny krok milowy dla komiksu superbohaterskiego – można się skusić.
Tom 7: Hulk – Niemy Krzyk
A do tego numeru podchodziłem ze sporą ciekawością. Bo niby old school, niby na tle innych albumów kolekcji praktycznie szerzej nieznany, ale… scenarzysta. Peter David. Pośród cyklu wydawniczego „od letniego eventu do letniego eventu”, z których każdy kolejny gorszy od poprzedniego, zmian scenarzystów, spadków poziomów serii, jednego można było być pewnym – że pisana od wielu lat przez Petera Davida seria X-Factor wiernie trzyma wysoki poziom i każdy numer zapewnia kupę śmiechu, akcji, świetnie nakreślonych relacji między dysfunkcyjnym zespołem, a kiedy trzeba to i dramaturgii, i powagi. I w Hulku na szczęście widać mistrzowską rękę PADa, chociaż nie jest to tak wysoki poziom jak w jego dzisiejszych scenariuszach. Motywem przewodnim albumu jest walka między różnymi osobowościami tytułowego bohatera – jego ludzkiego alter ego (genialnego naukowca), bezrozumnej zielonej bestii oraz szarym Hulkiem (cynicznym i lubiącym rzucać przy każdej okazji dowcipnymi uwagami). Muszę przyznać, że nie ma tu naleciałości starszych komiksów – dialogi brzmią nienajgorzej, dymki narracyjne stosowane są z umiarem, a same postacie przedstawiono w miarę naturalnie. Ale nie ma też czegoś, co by specjalnie wyróżniało tę historię – czyta się ją bezboleśnie, ciekawie rozbudowuje ona postać Hulka, ale na dłużej w pamięć nie zapada. Jeśli chodzi o dodatki, to otrzymaliśmy standardowo stronę wyjaśniającą, kto, jak i dlaczego, historię debiutu zielonego olbrzyma w komiksach, artykuły o scenarzyści i rysowniku oraz galerię różnych wcieleń Hulka.
Czy warto? Solidne czytadło, ale nic więcej. Raczej tylko dla fanów sałaty.
Bonusy do prenumeraty
Decydując się na prenumeratę, bonusowo otrzymujemy w sumie trzy dodatki. Pierwszym jest kubek. No, „podoba mi się ten kubek. Naprawdę ładny kubek”. Serio, nie bardzo jest co więcej o nim pisać. Dobrze wykonany, nie przecieka. Kawa w nim smakuje jak kawa.
Kolejna jest torba. Trochę przymaława, co jeszcze idzie przeżyć, za to pasek jest zdecydowanie za krótki i jeden jedyny raz, kiedy zdecydowałem się wybrać z nią na uczelnię, był dość męczący. Nie me gusta.
Ostatni dodatek to dvd z filmem Incredible Hulk. Zdecydowanie wolę tę interpretację Sałaty od wersji Anga Lee, która próbowała być czymś poważniejszym niż festiwal miażdżenia i wyszło z tego nudne, przegadane i przekombinowane kino. Tutaj wrócono do korzeni. Głębi nie stwierdzono, za to dużo efektowności i Hulka smashującego puny humans. Przyjemne kino rozrywkowe.
A już za miesiąc, numer ósmy i dziewiąty, w których znajdziemy świetną historię o Thorze pióra Straczynskiego oraz komiks, który przywrócił blask linii komiksów o Mścicielach – Upadek Avengers.
Za korektę moich tekstów odpowiada Polski Geek, zachęcam do odwiedzenia jego bloga. Jeśli spodobał Ci się mój wpis, byłoby miło, gdybyś zalajkował moją stronę na FaceBooku.