Największa growa impreza roku, party na którym zawsze chciałem być, a pewnie nigdy nie będę, epicka biba dla absolutnie wszystkich entuzjastów gier komputerowych na świecie – E3 trwa w najlepsze a jego dzień „0” jest już za nami. Zupełnie jak i w przypadku PlayStation Meeting w Nowym Jorku i Xbox Reveal prosto z Redmond, dzięki magicznej mocy streamowania wideło na kilka godzin przeniosłem się do Los Angeles, by wreszcie zobaczyć w co pogramy na temacie numer jeden tegorocznych targów – konsolach następnej generacji. Co więc słychać w wielkim świecie, a konkretniej na kończącej nocny maraton imprez prezentacji Sony?
Decydujące wyzwanie minionej nocy, związane z bezpiecznym „dotarciem” na pokazówkę ojców PS4, zamyka się zasadniczo w jednym wyrazie – wyczekać. Po wczesnej i całkiem rajcującej prezentacji gier na Xboksa One nie zdawałem sobie tak do końca sprawy, ile wysiłku przyjdzie mi włożyć w przeżycie dwóch następnych konferencji – uberbiby od EA i totalnej stypy Ubisoftu. O dwóch powyższych nie będę się tutaj wielce rozpisywał, bo temat gier sportowych, na których nie znam się za grosz sprawnie ogarnął już Rasgul, a ubisoftową nudę i desperakie akty rozkręcenia imprezy pani prowadzącej wyczytać można z tekstu Czarnego Wilka. Dwie konferencje stanowiące swoisty buffer pomiędzy moim daniem głównym, a więc „w co zagramy na nowego Xboksa” vs „i dlaczego Sony i tak będzie lepsze” (fanbojska natura, wybaczcie), to koniec końców miniatura wykładu, jak prezentacje i wielkie gale powinno się prowadzić (patrz: EA), oraz czego powinno się unikać za wszelką cenę, jeśli wyrazem bliskoznacznym twojego występu nie ma być „żenada” (spoglądamy na Ubisoft). Pomimo faktu, że nowe gry od „najgorszej firmy Stanów Zjednoczonych” nie bardzo mnie interesowały, ich „pięć minut” na scenie zobaczyłem z przyjemnością – jako fan Raymana i Splinter Cella zaś na własnych kościach czułem, jak hype spływa po moim ciele i ostatecznie ucieka z organizmu jemu tylko znaną drogą. Sytuację uratował dla mnie kończący prezentację Tom Clancy’s The Division (jaram się mode on), po zawodzie związanym z gameplay’em obiecującego The Crew i obcykanym już na wszystkie strony trailerem Watch Dogs jako jedyny budując moje zainteresowanie co do nowych gier Ubisoftu. Cóż począć – francuzi nie postawili na mocne, next-genowe uderzenie, zbyt długo wodząc nas za nochal prezentacjami gier, które dobrze już znamy i które w konfrontacji z nadchodzącymi hitami wyglądają po prostu blado.
Ale, ale – ten wpis miał być o Sony. Wysiedziałem, zobaczyłem i prawie przy tym umarłem (głównie ze zmęczenia), ale coś tam w oko i w ucho wpaść mi zdążyło. Co konkretnie?
Wygląd, a w zasadzie – Wygląd.
Moja wyobraźnia najwidoczniej lubi płatać mi figle, bo krótko po niewyraźnej zajawce aparycji nowego PlayStation wyobraziłem sobie mały i delikatny kwadrat o zaokrąglonych kątach, cieszący oko potencjalnego posiadacza swoją skromnością ale i również specyficznym stylem, opartym na minimalizmie i ukrytej drapieżności. Dostałem… no cóż. Pierwsza myśl kręciła się wokół określenia „Xbox One w kursywie”, bo właśnie takie wrażenie wytargałem po wstępnych oględzinach sprzętu od frontu jak i zerkając na jego boki. Koniec końców sam PlayStation 4 prezentuje się nieco lepiej, jednak ewidentnie cierpię jeszcze na efekt przehajpowania i zbyt wygórowanych oczekiwań. Podoba mi się fuzja ukochanego piano black z nie pozostawiającym na sobie tłustych paluchów matem wersji Slim, podoba mi się przedzielająca je dioda, jak i delikatne ścięcie całej konstrukcji. Z podobnym entuzjazmem nie mogę już niestety podejść do pada, którego kształt ostatecznie opisać muszę jako fuzję bumerangu z bananem. Cóż począć, wszystkiego mieć nie można.
Olać Życie, Dissujemy Mikromiętkich.
Kolejny, lecz na szczęście już ostatni zawód minionej nocy związany jest z brakiem jakichkolwiek grubszych wieści na temat produkcji na ostatnią kieszonsolkę Sony. Co prawda była zapowiedź 85 gier jeszcze w tym roku, obok Killzone’a Mercenary i Tearaway pojawi się pierwszy i drugi Kratos w HD, dwie części Finala X w tej samej rozdzielczości jak i całkiem klawe Dead Nation i artystyczny Flower, jednak sam spodziewałem się większego nacisku na promocję Vity.
Cała para prezentacji poleciała w pompowanie wizerunku PS4, na którego to (razem z PS3) dumnie kroczy zapowiedziane 400 produkcji. PS Plus kontynuuje swoją ofensywę na nowym terytorium, w momencie startu konsoli obdarzając swoich abonamentów dostępem do DriveClub: PS Plus Edition. Motyw obrzucania nas nową szpilą każdego miesiąca również nie zginie – na PS4 będzie to jedna produkcja miesięcznie. W przypadku konsoli Sony zapominamy również o przykrej konieczności logowania się raz na 24 godziny w sieciowej infrastrukturze sprzętu, nie martwiąc się również wymianą czy dzieleniem się zakupionej produkcji z naszymi ziomkami. Xboksowe Fatality wykonuje wieść o cenie konsoli – 399 dolców w kraju Wujka Sama i 399 euro w Europie.
Gry, gry, jeszcze więcej gier.
Pomijając obecność indyków, które Sony w dalszym ciągu wspiera i z czego osobiście bardzo się cieszę (naprawdę lubię te ptaszyska), resztę pokazówki PS4 zapamiętałem z kilku mocnych, bardzo bezpiecznych hitów. Chyba największy „safety mode on” niesie ze sobą towarzyszący premierze konsoli launch Killzone: Shadow Fall, malujący się (ponownie) jako szalenie dobrze wyglądający shooter, nie próbujący nawet ruszyć najdrobniejszych fundamentów gatunku w którąkolwiek stronę. Jeśli miałbym się po cichu zwierzyć, moje serce skradzione zostało jednak przez inFAMOUS Second Son – pokazujący o wiele więcej niż jego poprzednia wersja trailer z lotu rozbudził we mnie sympatię do głównego bohatera i potwierdził, że cudna animacja twarzy postaci stanie się chyba standardem nadchodzącej generacji. Był jeszcze DriveClub i Knack dla najmłodszych i ich rodziców, również kroczący ramię w ramię ze swoją platformą w dniu jej premiery, oraz cała sterta trailerów i zapowiedzi gier na wciąż trwającą wartę, czyli PlayStation 3 - The Last of Us, Beyond: Two Souls, Gran Turismo 6, Final Fantasy XV czy Batman: Arkham Origins. Grzechem byłoby nie wspomnieć tutaj również o intrygującym The Order: 1886 - nowej, rajcującej produkcji rodziców Kratosa, przypominającej mi nieco genialne Dishonored. No i o Watch_Dogs. I o Elder Scrolls Online. Powolnym Destiny i crashującym Assassinie.
Premiera, która równa jest dla USA jak i całej Europy, w połączeniu z mniejszą o stówę ceną, kompletnym brakiem DRM’ów i akceptacją rynku gier używanych, backup’em w postaci indyków i rozrostem usługi Plus śmiało nakazuje wytypowanie zwycięzcy nadchodzącej generacji konsol – przynajmniej w Polsce. Co prawda brak funkcji sieciowych bez abonamentu Plus troszkę boli (żegnajcie streamy z Gaikai, żegnaj multiplayerze, żegnaj Remote Play przy użyciu Vity), jednak przy obecnej atrakcyjności tej taryfy i korzyści, jakie ta za sobą niesie, chętniej wyłożę swoje pieniądze właśnie na nią, niż utrzymujący jedynie serwery Microsoftu abonament Gold.
PlayStation 4 – przybywaj, bo czekam!
Zapraszamy na oficjalny fan-page Friendly Fire – z prędkością karabinu maszynowego wyrzucający najświeższe informacje o nowych recenzjach i felietonach!