Przeładowuję! #25 - Konferencje E3 okiem Friendly Fire - Xbox One. - Robson - 10 czerwca 2013

Przeładowuję! #25 - Konferencje E3 okiem Friendly Fire - Xbox One.

Największa growa impreza roku, party na którym zawsze chciałem być, a pewnie nigdy nie będę, epicka biba dla absolutnie wszystkich entuzjastów gier komputerowych na świecie – E3 trwa w najlepsze a jego dzień „0” swój start ma już za sobą. Zupełnie jak i w przypadku PlayStation Meeting w Nowym Jorku i Xbox Reveal prosto z Redmond, dzięki magicznej mocy streamowania wideło na kilka godzin przeniosłem się do Los Angeles, by wreszcie zobaczyć w co pogramy na temacie numer jeden tegorocznych targów – konsolach następnej generacji. Co więc słychać w wielkim świecie?

Z całej serii pokazów zaplanowanych na 10 czerwca przed szereg wyskoczył hejtowany i wyśmiewany od momentu swojego Xbox Reveal Microsoft, co w zasadzie bardzo mnie ucieszyło. Zastanawiałem się cóż grubego, prócz znanego już całemu światu „tiwi, sports i goł hołm” Xbox One kryje w swoich rękawach. Mówiąc krótko i na temat, oczekiwałem gier. I skłamałbym mówiąc, że ich nie dostałem.


Nejkeddu Snejku didn’t keep us waitin’.

OMFG, toż to sam Biggu Bossu! Ale co on robi na konferencji Microsoftu? Gdy już zaczynałem wierzyć, że Sony przejęło imprezę swojego największego rywala, ogarnąłem sytuację i delikatnie pacnąłem się w czoło. Stare i polskie ludowe porzekadło, głoszące iż „hajs się musi zgadzać”, znów udowodniło swoją ponadczasowość - Kojima radośnie kontynuuje motyw multiplatformowości swojego ukochanego dzieciątka i z nową odsłoną również wbija się na świeżego Xklocka. Sam pokaz Metal Gear Solid V: Phantom Pain podsumowałbym tylko krótkim „WOW!” – zawierając w nim absolutnie obłędną oprawę graficzną, otwarty świat gry, cykl dnia i nocy, szereg dostępnych środków lokomocji (od konia po dwuślady), dającego radę Kiefera Shutherlanda jak i standardowy zestaw bossów i postaci pobocznych w stylu Hideo Kojima Presents.

Od tego momentu potrzeba było już niestety całkiem sporo czasu, bym ponownie rozpoczął swój ukochany odruch tupania nóżkami w podnieceniu. Chociaż miało być tylko i wyłącznie o grach, Microsoft zdążył pokazać nowy model Xboksa 360 (mniejszy, cichszy, wyglądem przypominający Xboksa One i dostępny w sprzedaży w USA od dnia konferencji) jak i opowiedzieć o przechodzącym na nową konsolę koncie Gold i jego mutacji w playstation’owego Plusa (dwie gry co miesiąc, na start stareńki jak świat Assassin’s Creed 2 i Halo 3). Następującą w chwilę później zapowiedź konsolowego World of Tanks zapamiętałem głównie za sprawą zabawnego pod względem aparycji jak i sposobu wypowiedzi i gestykulacji pana Victora, opowiadającego o skrojonym pod pada sterowaniu i rozdawaniu gry za friko dla wszystkich, „złotych” użytkowników usługi Live. Grubo, tej.

Ryse: Son of QTE.

Po nieco wyrwanym z kontekstu trailerze gry Max: The Curse of Brotherhood i nowej, całkiem klimatycznej pokazówce z Dark Souls II, nadszedł czas na coś o wiele ciekawszego. Ryse: Son of Rome, chociaż z lotu przyrównany do radosnych perypetii łysego Spartiaty z przeciwnego obozu, bardziej przypominał mi rzymski odpowiednik Call of Duty, swoją widowiskowością i brutalnością walk niewiele ustępujący najgrubszym akcjom z tasiemca Activision. Śliczna grafika i równie piękne animacje twarzy tego „launch exclusive’a” trzymały mnie na krawędzi fotela do momentu, gdy moim oczom ukazał się system walki, jak żywcem wyjęty z dowolnej części Assassin’s Creeda i opatrzony tonami quick time eventów. Paruj tarczą, wciśnij B by wejść w QTE, X, potem Y, wygrałeś – powtórzyć. Jak już wspomniałem wcześniej, całość prezentowała się naprawdę obłędnie, ale czy same starcia z czasem nie staną się monotonną klepaniną przycisków, dowiemy się chyba dopiero przy okazji premiery gry. Aha – produkcja wyleci do nas z rąk chopów Cryteka, którzy „zawsze chcieli zrobić taką grę”. A to ci dopiero.

Killer Instinct.

W mordę zapodał mi też początkowo krótki trailer, a później już pełnoprawny gameplay z – o Boże, dlaczego – całkowitego exclusive’a Xboksa One, a więc Killer Instinct. Hype i radość publiczności znajdującej się na widowni podczas konferencji musiał przelać się również prosto na moją maluczką personę, bo banan samoczynnie namalował mi się na twarzy. Gra wygląda cudownie i nic dziwnego, że wieść powrotu tej kultowej w niektórych kręgach marki wywołał taki entuzjazm.

Sunset Overdrive…

…czyli prawdopodobna odpowiedź na to, dlaczego Fuse nie wygląda i działa, jak działać w dniu swej premiery powinien? Kolorowy i krzykliwy tytuł Insomniaków zapowiada się intrygująco, wyglądając niczym jeszcze bardziej pokręcone Team Fortress w otwartym świecie (a przynajmniej na ogromniastych, wielopiętrowych arenach), dorzucając parkur i codziennie zmieniające się środowisko gry, stale rozwijane nie tylko przez deweloperów, ale i również samych graczy. Nowe gry, nowe wyzwania – codziennie.


Forza Motorsport 5.

I to nie sama, bo we współpracy z samym McLaranem, na potężnym ekranie hali pojawiła się w towarzystwie jak najbardziej namacalnego P1. Wszystko to, co od Forzy oczekujemy i po Forzie raczej się spodziewamy (nieziemska oprawia audiowizualna, pieczołowicie wykonane modele aut, autentyczne tory i w pełni symulacyjny „feel”) wsparte zostało silnie akcentowanym Drivatarem – wirtualnym odpowiednikiem nas samych, rejestrującym nasz styl jazdy i zarabiającym dla nas kasiorę i doświadczenie nawet, gdy smacznie sobie śpimy. Co więcej, drivatary innych graczy spotkamy i u siebie, albowiem auta konkurencji nie mają być już sterowane przez AI – ich zachowanie na drodze oparte zostanie na stylach innych posiadaczy piątej odsłony Forzy. Najs.

Quantum Break.

Intrygującej gry z niesławnego Reveal nie mogło tutaj zabraknąć. Co prawda razem z niemożliwym do ogarnięcia pod względem oprawy graficznej fragmentem gameplay’u dostaliśmy jedynie garść informacji, ale to wystarczyło, by złapać moją atencję. Główny bohater nowej produkcji ojców Alana Wake’a to „ofiara” tajemniczego eksperymentu, dającego mu kontrolę nad czasem. Ponadto, Quantum Break zamazywać ma granice pomiędzy grą a serialem telewizyjnym. Cokolwiek to znaczy.

Project Spark.

Fascynujący, ale i również całkiem ryzykowny projekt, który zdaje się być bardziej dopakowaną wersją LittleBigPlanet, z ładniejszą grafiką i w całości oparty o możliwości Kinecta 2.0. Całe to tworzenie światów i scenariuszy za pomocą głosu i ruchów dłoni naprawdę wygląda na fajną zabawę, pytanie tylko – na jak długo. Z tego co pokazano nam na konferencji, na stworzonych mapach szybko powstać może przemocarny bajzel, który powstrzymać możemy równie przemocarnymi mocami i gadżetami. Na chwilę obecną wyzwania w tym nie widzę za grosz, chociaż potencjał jest naprawdę wielki i trzymam kciuki, by ta osobliwa piaskownica utrzymała gracza przy sobie dłużej, niż tylko na kilka niezobowiązujących rozgrywek.

Porozmawiajmy o Xboksie, bo dawno nic nie mówiliśmy o Xboksie.

Prezentację gier brutalnie przerwała kolejna garstka informacji o samej konsoli, co niezbyt mi się spodobało (naprawdę nie dało się tego lepiej zorganizować?). Xbox One, na podobieństwo swojego next-genowego rywala, pozwoli nam na tworzenie własnych zapisów z rozgrywki, a sam proces zdaje się dawać o wiele większe możliwości i być bardziej intuicyjny niż ten zaprezentowany przy okazji PlayStation Meeting. Opowiedziano nam również o współpracy z serwisem Twitch.tv i pomachano na do widzenia Microsoft Points. Na ich miejsce wskoczyć ma waluta kraju, w którym Box ma zostać odpalony. To nie koniec – konto Gold jednego użytkownika rozporządzimy pomiędzy wszystkimi kontami zapisanymi w pamięci konsoli. To się nazywa good news combo!


Dead Rising 3.

Seria, której zdecydowanie nie udało się wygrać mojego serca za sprawą dwóch obecnych części, ma więcej niż sporo szansy na dokonanie tego historycznego aktu przy pomocy nadchodzącej odsłony. Dead Rising 3 wygląda jak killer, i to killer którego chcę mieć już teraz. Mocarna oprawa audiowizualna, otwarty świat, istne wywrotki zombiaków i brak słabego pseudo humoru znanego z dotychczasowego dorobku serii? Jak dla mnie - bomba. Trzymam kciuki, by wyłączność dla Xboksa One nie była permanentna, bo będę miał problem.

Wiechu Czy.

Polski akcent, którego pominąć nie wolno. Przedstawiciel CD Projekt RED wbił na scenę, powiedział, że chłopaki z polski rządzą i zdradził parę sekretów na temat nowej części Wiedźmina. Dziki Gon użyje podpiętego Kinecta do aktywacji znaków za pomocą głosu i zostanie zintegrowany z smartphone’owym SmartGlassem. Zapisu z rozgrywki brak, ale jest spoko trailer wygenerowany na silniku gry.

Battlefield 4.

Przyznam się z ręką na sercu – z całej prezentacji najbardziej urzekł mnie moment, w którym gra (a może sama konsola?) odmówiła posłuszeństwa i ku uciesze znajdujących się na pokazie buraków nie miała najmniejszego zamiaru się uruchomić. Cała reszta to już znany dzisiaj z wielu współczesno wojennych shooterów ciąg oskryptowanych, nie do końca rajcujących mnie akcji. Nie przekreślam, lecz nie wynoszę na piedestał.

Halo 5.

Zrzynka z wielokrotnie nagradzanej Podróży? Nowe IP? Świeży trailer Destiny? Nie, to tylko odziany w szmaty, wędrujący przez ogromną pustynię i mierzący się przenikliwym spojrzeniem z jeszcze większym robotem Master Chief. Jak to czasami niewiele potrzeba, bym znów poczuł narastający we mnie hype. Taki ze mnie mały, nieznośny fanboy.

TitanFall.

W życiu bym nie pomyślał, że „kolejny shooter z mechami”, i to pomimo faktu zrodzenia przez tuzów, którzy dali nam Modern Warfare, zrobi na mnie takie wrażenie. Debiutancki tytuł równie nowego Respawn Entertainment zarysował mi się na smakowite połączenie Call of Duty i kochanego przeze mnie Brinka, w którym ktoś jeszcze bardziej podpompował parkour’owe umiejętności prowadzonej postaci i dorzucił jedne z fajniejszych, kroczących maszyn bojowych, jakie widziałem w życiu. Po obejrzeniu zapisu z rozgrywki delikatnie fabularyzowanego starcia multiplayer, w TitaFall chciałem zagrać już – tu i teraz. I tak to właśnie powinno działać.

Chociaż początkowo konferencję Xboksa One chciałem podsumować stwierdzeniem „za dużo zajawek, za mało gameplay’u”, takie tytuły jak Dead Rising 3, Phantom Pain czy Titanfall właśnie, zmusiły mnie do skasowania tego krzywdzącego stwierdzenia. Co prawda 499 "ojro", jakie Microsoft ma zamiar zakrzyknąć sobie za swoją nową zabawkę w listopadzie tego roku w dalszym ciągu zmusza mnie do solidnego drapania się po głowie, wrażenia z ich konferencji na E3 to już zupełnie inna bajka, niż zestaw odczuć po chudym i raczej tragicznym Reveal. Sony, twój ruch.

Zapraszamy na oficjalny fan-page Friendly Fire – z prędkością karabinu maszynowego wyrzucający najświeższe informacje o nowych recenzjach i felietonach!

Robson
10 czerwca 2013 - 22:30