Mini-recenzja gry Tom Clancy's Splinter Cell: Blacklist - Rybka lubi pływać - Rasgul - 9 września 2013

Mini-recenzja gry Tom Clancy's Splinter Cell: Blacklist - Rybka lubi pływać

Rasgul ocenia: Tom Clancy's Splinter Cell: Blacklist
80

Wszyscy znamy historię marki Splinter Cell. Sam Fisher na początek załatwiał wszystko po cichu, w czarnym jak smoła kombinezonie. Potem był łysym, podwójnym agentem, a następnie państwo szybko go wykiwało, przy okazji, kiedy porwano jego córkę. Raz przekradał się za oponentami, a innym razem był gotowy brutalnie obić komuś twarz o kant pisuaru, tylko po to by wyłudzić informacje. Nasz protagonista miał różne wzloty i upadki, udawało mu się zdobyć różne rzesze fanów, ale jego skuteczność zawsze pozostawała ta sama. Ubisoft kombinował z formą całego cyklu i myślę, że znaleźli idealny środek.

Czarna Lista to pomost pomiędzy starymi odsłonami serii, a nieco świeższym poglądem na nią, który sprosta próbie dzisiejszych czasów oraz dzisiejszych graczy. Każdy odnajdzie tutaj swój styl. Jedni bezszelestnie przemkną koło straży, drudzy po cichu ją całą zaszlachtują, a reszta po prostu wyważy drzwi i zrobi sobie typowego shootera. Niby to, co ma się podobać wszystkim, zwykle nie trafia do masy, ale nowy Sam dziwnym trafem jest wyjątkiem od tej reguły. Gra przez swój system punktów, będących jednocześnie walutą, wynagradza ciche przechodzenie etapów. Przez co tak jakby czujemy wewnętrzną potrzebę postawienia sobie wyzwania i podchodzenia do niego w inny sposób. Lokacje są zaprojektowane w taki sposób, żeby zwolennik każdego ze styli, czerpał z niego pełne korzyści. Podoba mi się takie rozwiązanie. Do tego samego celu można podejść za każdym razem nieco inaczej. Etapy niby są zamknięte, ale dają nam ten smak nieliniowości.

Rozgrywka oraz sterowanie są niezwykle płynnymi, a zarazem intuicyjnymi elementami. Poprzednie Splinter Celle wydawały się w niektórych momentach sztywne, ale myślę, iż jest to już kwestia upływu lat i postępu technologicznego. Nasz bohater naprawdę potrafi poruszać się niczym pantera i pomimo podeszłego wieku, bez problemu wejdzie na większość parapetów (nawet potrafi na nich wisieć godzinami). Poza tym, myślę, że cały schemat zabawy jest podobny do tego, czym raczy nas od dawna seria. Tu się poskradamy, tam postrzelamy, tu znów użyjemy jakichś gadżetów i jakby nie patrzeć, to właśnie tego powrotu do korzeni brakowało. Powrotu, który jednocześnie godzi stare z nowym. Conviction pozostawiło tutaj sporo elementów, ale wreszcie zostały one lepiej wykorzystane. A jeśli ktoś uzna Mark & Execute za zbytnie ułatwienie, to uruchamiając wyższe stopnie trudności, można pozbyć się tego ustrojstwa.

Sam to sobie pozwiedza świata sam...

Fabuła trzyma poziom, ale to już po prostu marka samego Toma Clancy’ego. Opowieść nie zawsze jest całkowicie spójna, ale trzyma napięcie i potrafi zmotywować do dalszej zabawy. Idealnie bowiem wpasowuje się w stereotypowe historie z filmów akcji, z tajnymi, rządowymi organizacjami oraz ratowaniem świata przed terrorystami. Nic nie chwyta za serce, nie zmusza do głębokich przemyśleń, ale jest to taka prosta, satysfakcjonująca przejażdżka na rollercoasterze.

Kolejną, dość ciekawą nowością jest pozbycie się standardowego menu wyboru misji itp. przy pomocy Paladyna. Naszą mobilną bazę wypadową możemy ulepszać, tak samo jak ekwipunek. Znajdziemy tu też wszystkie postacie, pomagające nam przy operacji. Niestety nie należą do tych dobrze napisanych, bawi jedynie technik – Charlie, a poza tym nie znajdziemy nic ciekawego. Sam Paladyn jako interfejs nie spisuje się super, całe szczęście większość opcji mam pod klawiszem Esc. Inaczej doszukiwanie się niektórych rzeczy byłoby zwykłym masochizmem.

A Paladyn level 5 wali z macki...

Grafika nie powala i utwierdza w fakcie, iż przydałyby się wreszcie nowe konsole z bardziej wydajną technologią. Tekstury nie należą do najpiękniejszych, a niektóre animacje są strasznie pokraczne. Reszta spisuje się świetnie, a w szczególności cienie, w których dane nam się będzie chować. Ścieżka audio jakoś specjalnie mnie nie powaliła, rzekłbym nawet, że jest przeciętna. Słyszałem lepsze nutki w tej serii. Negatywnego odczucia w kwestii dźwięku dodaje też nowy aktor, podkładający głos Samowi Fisherowi. Brzmi on praktycznie cały czas tak samo, sztucznie, nie okazuje zbytnio emocji, choć nie powiem, iż nie brzmi nieco badass. Wolałbym go usłyszeć w innej roli, bo razem z nim, zmienia się zupełnie wirtualna postać. To nie ten sam dżentelmen, którego znaliśmy przez wiele lat. A Szkoda.   

Nowy Splinter Cell o podtytule Blacklist spisał się naprawdę bardzo dobrze. Bawiłem się przy nim przednie i zostałem całkowicie przez niego pochłonięty. Ubisoft udało się wynaleźć idealne połączenie starych odsłon, z tymi współczesnymi. I casuale, i starzy wyjadacze znajdą tu coś dla siebie. Czarnej Liście brakuje tylko kilku szlifów i stałaby się jedną z najlepszych części serii. Mam nadzieję, że następne przygody Sama Fishera lub kogoś innego, zostaną jeszcze lepiej przygotowane i być może wreszcie jakością uda się przebić Teorię Chaosu. Jeżeli dość już macie bezmyślnego parcia przed siebie w liniowych strzelankach, to chyba znalazłem dla Was grę, która pozwoli od nich odpocząć. Blacklist naprawdę warto dać szansę.

PS Nie udało mi się przetestować trybów online, ale sądzę, że zostały wykonane na poziomie. :)


Zachęcam do odwiedzania mojego fanpage na facebooku oraz ćwierkacza. Znajdziecie tam sporo różnych przemyśleń, głupot i dowiecie się co słychać u Rasgula. Pozdrawiam!

Rasgul
9 września 2013 - 23:47