W chwili gdy recenzuję drugim tom Pana Lodowego Ogrodu, mam za sobą trzy części cyklu stworzonego przez Jarosława Grzędowicza. Aktualnie zajmuję się czwartą i ostatnią przygodą, w której ważą się losy Vuko Drakkainena oraz Filara syna Oszczepnika, następcy Tygrysiego Tronu. Wówczas dopiero po jej ukończeniu ocenię pozostałe tomy. Następnie podsumuję je oraz wyrażę ogólną opinię na temat całej sagi.
Pan Lodowego Ogrodu przez autora uważany jest za fantasy z elementami science fiction. Tyle, że w kontynuacji owych elementów praktycznie brakuje. Nawet Cyfral odmieniono nie do poznania i wtajemniczone osoby doskonale wiedzą o co mi w tej kwestii chodzi. Mimo tych odstępstw fani pierwowzoru poczują się w sequelu niczym ryba w wodzie. Także i tu pisarz postawił na charyzmatyczne monologi bohaterów, czy w mniejszej ilości na intrygujące dialogi. Również pod względem fabularnym jest tutaj podobnie, zaś w przypadku zakończenia w pewnym momencie możemy doznać uczucia deja vu. A to akurat w moim mniemaniu wypadło raczej na minus, niż na plus.
W poprzedniej części Vuko poznawał planetę Midgaard, w której postęp zatrzymał się na etapie ziemskiego średniowiecza. Jest to oczywiście uzasadnione fabularnie oraz związane z pieśniami bogów. Tutaj zaś nasz zwiadowca ma konkretny cel i przy pomocy Grunaldiego i spółki planuje wcielić go w życie. W ten oto sposób zamierza uratować ludność przed złymi rządami van Dykena, by następnie przywrócić naruszony przez jego ziomków ład. Analogicznie tego samego pragnie drugi bohater, czyli Filar. Tyle, że jego przygoda wiążę się z pewnym przeznaczeniem, o którym dowiemy się dopiero w części następnej. Tutaj pozostaje nam jedynie zarys tego, co przewidzieli uczeni króla przed obaleniem jego rządów.
Niemniej jednak sama wędrówka okazuje się przyjemną lekturą, tyle że sprawia wrażenie nadto rozwlekłej. Podobnie zresztą jest w przypadku Drakkainena. Akcja z początku wlecze się niemiłosiernie, czego w pierwszym tomie nie byłem w stanie dostrzec, bo prawdopodobnie ten problem nie istniał tam w ogóle. Szczególnie dobijały mnie monotonne i zbyt szczegółowe opisy lokacji, czy też innych rzeczy. Zdarzało się wówczas, że kilkukrotnie traciłem wątek i musiałem czytać niektóre zdania od nowa.
Na szczęście im dalej, tym lepiej. Powieść nabiera tempa oraz właściwy kierunek, lecz do poziomu jedynki zabrakło paru rzeczy. Między innymi zwięzłości, tajemniczej atmosfery oraz intensywnych zmagań naszych bohaterów. Miejscami odnosiłem wrażenie, jakby autor wykorzystał większość znakomitych pomysłów na cykl w pierwszym tomie i nie wiedział do końca w jaki sposób poprowadzić dalszą historię. Jednakże gdy przebrnąłem przez mało interesujące początki, wsiąkłem w wykreowane przez neigo uniwersum jak woda w gąbkę. A to z kolei musi oznaczać, że powieść ta przypadła mi do gustu.
Generalnie, jeśli miałbym podsumować drugi tom Pana Lodowego Ogrodu, to oceniłbym go jako godną kontynuację pierwszego. Posiada on kilka wad i może z początku czytelnika odrzucić, ale później nadrabia to klimatem podróży oraz poznawaniem nowych postaci, czy też ras. Z początku czułem pewien niesmak, ponieważ nie mogłem przekonać się do bojowych zmian zwiadowcy, ale z czasem pogodziłem się z nimi i nawet je polubiłem. W przypadku Filara odetchnąłem z ulgą, gdy ten opuścił Czerwoną Wieżę. Wówczas dopiero wtedy rozpoczęła się prawdziwa walka o przetrwanie. Pamiętam również, że o ile zakończenie dotyczące Vuko o dziwo niezbyt mnie poruszyło (poza frustracją), o tyle dalszych losów Filara byłem niezmiernie ciekaw.
Autor: Jarosław Grzędowicz
Tytuł: Pan Lodowego Ogrodu, TOM II
Premiera: 2007
Kategoria: fantasy / science fiction
Ilość stron: 656
Polub, zaćwierkaj lub wykop Raziela oraz jego wpisy, jeśli przypadły ci do gustu. Z góry dziękuję za klik.