Bądźmy ze sobą szczerzy, wszyscy lubimy kontrowersje. Jest w nich coś takiego, że niezależnie jak bardzo głupia by była to i tak zrodzi mnóstwo dyskusji. Najczęściej spory dotykają branży rozrywkowej, czyli różnych gier, filmów, książek lub muzyki, ponieważ artyści lubią przełamywać tematy tabu. Takie przekraczanie granic nieraz mocno zniesmacza, albo dostarcza niespotykanych dotąd wrażeń. Nie inaczej jest z Call of Duty. Produkcje z tej serii pojawiają się już 10 lat i pomimo statyczności w kwestii mechanik rozgrywki potrafią nas zaskoczyć, skłonić do refleksji, a także dostarczyć wielu tematów nadających się na pierwsze strony brukowców. Artykuł ten ma na celu przedstawić ciekawsze problemy oraz przewinienia, jakie marka tych szalenie popularnych strzelanek spotkała na swej drodze.
Tylko bez rosyjskiego
Zacznijmy najpierw od dania głównego, które swoim aromatem wprowadzi nieco w klimat tekstu. Dzięki niemu oczy całego świata zostały zwrócone w stronę Call of Duty i ponownie wywołały dyskusje na temat brutalności w grach wideo. Jak pamiętamy, przedpremierowy hype na Modern Warfare 2 był ogromny. Wszyscy czekali na kontynuację znakomitej „czwórki”, która wedle słów twórców miała zmieść konkurencję z ziemi. Można powiedzieć, że zrobiła to już nawet przed swoim wyjściem na światło dzienne, kiedy do sieci wyciekły nagrania z misji „No Russian”. Wcielaliśmy się w niej w szeregowego Josepha Allena, działającego pod przykrywką jako Alexei Borodin. Miał on zinfiltrować szeregi terrorysty Makarova, jednocześnie starając się o jego zaufanie. Dlatego też wraz z innymi rosyjskimi ultranacjonalistami dokonuje rzezi cywili na moskiewskim lotnisku. Całą akcję oglądamy z oczu tego protagonisty, z ciężkim karabinem maszynowym w ręku, powoli idąc przez budynek, gdzie trupy niewinnych osób usłane są na podłodze jak dywan. Również my możemy do wszystkiego strzelać, albo poprzestać na wpatrywaniu się w całe zdarzenie. Co by nie powiedzieć, ta scena robi wrażenie tak silne, że nie umknęło to czujnym mediom. W moment sieć zapełniła masa wiadomości i artykułów o negatywnych działaniach gier wideo na człowieka, a także o przesadzonej brutalności w tej branży. Samo Modern Warfare 2 przez ten jeden etap miało problemy z pojawieniem się na półkach w kilku krajach, takich jak Rosja, Japonia, Niemcy czy Australia i Nowa Zelandia. Produkcja została tam odpowiednio ocenzurowana, a sam poziom często był usuwany z niej całkowicie. Infinity Ward zyskało na tym sporo złej sławy, choć rozumiem ich intencje. Po prostu chcieli zaprezentować jak bardzo brutalna potrafi być wojna i idące za nią akty terrorystyczne. Postarali się o emocjonalne zaangażowanie widza. Skutek jaki był, wszyscy wiemy. Oberwało się grom, graczom, Call of Duty, a twórcy wyszli dzięki temu na dobre. W końcu wszyscy wiemy, że kontrowersja sprzedaje się najlepiej, bo cała akcja tylko zwiększyła rozgłos wokół tytułu.
Ciekawostka nr 1: Easter Egg – „don’t ask, don’t tell”
Infinity Ward wiele razy zarzucono, że cierpią na silną niechęć do związków homoseksualnych, co zresztą niejako potwierdza ukryty w Modern Warfare 2 easter egg. Podczas rozmowy dwóch żołnierzy pada wyrażenie „don’t ask, don’t tell”. Odnosi się ono do polityki wojsk USA, które pozwalały gejom na służenie w szeregach armii pod warunkiem, że ich orientacja pozostawała sekretem. Niestety studio do tej pory nie podało swojego oficjalnego stanowiska w tej sprawie, a dialog jak był tak pozostał.
Podlegający pod Activision developerzy nie wyciągnęli konsekwencji i postanowili znowu wywołać spór wśród ludzi. Wszystko to po niecałych dwóch latach, przy okazji wydania Modern Warfare 3. Infinity Ward zechciało przypomnieć raz jeszcze o tym, jak bardzo podczas wojny cierpi ludność cywilna. Tym razem nie trzeba było pociągać za spust, ani patrzeć jak tysiące żyć znika na naszych oczach. Za serce miała nas złapać scena, pokazująca pewną rodzinkę spędzającą wakacje w Londynie. Jest mała dziewczynka, jej matka i ojciec, którzy chadzają po ulicach stolicy Anglii pełni radości. Jednak ni stąd ni zowąd podjeżdża ciężarówka. Samochód eksploduje i okazuje się, że wiózł ze sobą bombę chemiczną. Gaz rozpływa się po otoczeniu w zastraszającym tempie. Cała familia ginie na miejscu. Sam fragment kampanii nie wywołał aż takich kontrowersji, jak zrobiło to „No Russian”. Nie wyrył w elektronicznej historii tak samo potężnego piętna, co udało się poprzedniczce. Czemu? Głównie dlatego, że poziom interakcji w niej był zmniejszony do minimum. Nie mogliśmy nikogo zabić, do nikogo nie strzelaliśmy, tylko obserwowaliśmy zdarzenie. Twórcy chcieli na siłę i dosyć tanio wyłudzić od nas współczucie. Zbytnio im się to nie udało, także nie dostali zbyt dużych batów od otoczenia.
O Trzech takich, co spotkało się w sądzie
Firma Activision jako wydawca od dawna była postrzegana jako ten „Bad Guy” całej branży. Jej wizerunek znacząco ucierpiał po incydencie, mającym miejsce w 2010 roku. Wówczas Bobby Kotick postanowił zwolnić Vince’a Zampella oraz Jasona Westa, czyli dwie największe szychy studia Infinity Ward, a także ojców marki Call of Duty. Zarzucono im złamanie kontraktu oraz niesubordynację. Wymienieni dwaj panowie nie pozostali wobec całej sprawy obojętni i odpowiedzieli. Oskarżyli spółkę o niespełnianie warunków umowy oraz o niewypłacenie wynagrodzenia za sukces Modern Warfare 2. Oni sami prędko opuścili szeregi IW, a wraz z nimi kilku innych pracowników, którzy później pomogli przy tworzeniu Respawn Entertainment, podległego pod Electronic Arts studia. Cała sytuacja oczywiście skończyła się w sądzie, gdzie obie strony zażądały od siebie kolosalnych kwot odszkodowania. Rozprawy trwały kilka miesięcy, ale ostatecznie wszystko skończyło się ugodą obu stron. Niestety, niesmak pozostał do dziś. Widać przez to jak bardzo nastawioną na zysk firmą jest Activision i jaka negatywna atmosfera panuje u producentów pod nią podległych. Pozbycie się tych dwóch dżentelmenów odbiło się na jakości Modern Warfare 3, które pod tym względem odstawało od innych części. Całe szczęście ich potencjał nie marnuje się pod skrzydłami Elektroników, gdzie obecnie zajmują się tworzeniem Titanfall. Gry mającej szansę odmienić wizerunek sieciowych shooterów.
Ciekawostka nr 2: Koreańska propaganda
Korea Północna użyła fragmentów wyciętych z gry Modern Warfare 3 przy okazji jednego ze swoich propagandowych filmików. Przedstawiały one bombowy atak na Nowy Jork. Sam materiał wyciekł na kilka dni przed testami nuklearnymi komunistycznej części Korei. Sami sprawdźcie i oceńcie. Trzeba przyznać, że wygląda to co najmniej zabawnie.
Hajs z DLC i pokrzywdzone PC
Komputery kilka lat temu były takim niechcianym dzieckiem. Sporo twórców odwracało się od nich, na rzecz przynoszących większe korzyści materialne konsol. Wiadomo, na PC skala piractwa jest największa, ze względu na większą dostępność nielegalnego oprogramowaina. Przy wydawaniu Modern Warfare 2 Infinity Ward postanowiło przenieść zasady tworzenia lobby w multiplayerze, właśnie z platform wówczas dominujących na poczciwe PieCe. Co to oznaczało? Brak serwerów dedykowanych, możliwości tworzenia modyfikacji, używania komend, a na dodatek zmniejszono liczbę graczy do 18 oraz wyłączono opcję głosowania w celu wyrzucenia jakiegoś gracza z meczu. Obawiano się (dosyć słusznie zresztą), że produkcja pod względem technicznym będzie niegrywalna. Natychmiastowo twórcy zebrali od graczy mnóstwo negatywnych komentarzy na różnych forach czy choćby pod petycją, która ostatecznie zebrała ponad 200 tysięcy głosów. Nie zmieniło to jednak wykonania Modern Warfare 2, a do odzewu zastosowano się w nieznacznym stopniu w przyszłych odsłonach. Całą sytuację skrzętnie wykorzystała konkurencja w postaci Battlefielda, który do dziś oferuje dedykowane serwery i realistyczne doświadczenia z wykorzystaniem świetnej oprawy graficznej. Call of Duty jako seria po prostu wypięła się na PC.
Ciekawostka nr 3: O napisie na mapie Favela
Drugiego października 2012 roku za pomocą materiału wideo muzułmanie zwrócili Infinity Ward uwagę na napis „Allah jest piękny i kocha wszystko, co piękne”, który znajdował się nad toaletą. Niby nic takiego, ale w islamie nie wolno wypowiadać się na temat religii w WC. Zmusiło to firmę do usunięcia mapy na kilka tygodni z rotacji do momentu usunięcia z niej odpowiedniej tekstury. Favela ostatecznie wróciła 23 października 2012 roku na serwery.
Sporną kwestią pozostają również DLC do kolejnych części shooterów, wydawanych przez Activision. Głównie stanowią je kolejne paczki map do trybu wieloosobowego lub też trybu Zombies. Ich jakość wykonania pozostawia sporo do życzenia, co zresztą potwierdza mała ilość bawiących się na nich graczy. Do tego cena, jaką żądają za nie twórcy to kpina. Praktycznie wszystkie dodatki są warte 50zł, a nie oferują zawartości adekwatnej do wydawanych pieniędzy. Lepszą opcją jest już kupienie kilku innych gier na promocji, aniżeli dodania paru marnych plansz do kolekcji. Ba! Co śmieszniejsze w Black Ops II za faktyczne pieniądze można nabyć kilka skórek do broni, co również wydaje mi się żartem. Zresztą nie tylko ja tak uważam. Szkoda tylko, że liczba tego sprzedanego badziewia mówi inaczej.
Na tym koniec? Nie sądzę
Call of Duty to seria, mająca na swoim koncie wiele potknięć i to nie byle jakich. Niektóre z nich przyniosły pozytywne skutki, choć ucierpiał na tym wizerunek samej marki jak i wydawcy. Przez 10 lat nazbierało się tego wszystkiego całkiem sporo. Od wybijania cywili na lotnisku, przez sprawy sądowe, aż po słabej jakości konwersje na niektóre platformy. Nie zmienia to jednak faktu, iż te shootery tak bardzo krytykowane przez sporą liczbę graczy, dają nam naprawdę kupę porządnej zabawy. Z jednej strony w postaci hollywoodzkich kampanii, z drugiej oferując szybki, dostarczający sporo adrenaliny multiplayer. Kolejne części rozchodzą się przecież jak ciepłe bułeczki. Powiedzmy to sobie wprost, kontrowersyjne czy nie… Call of Duty zostanie z nami jeszcze na długo.
Zachęcam do odwiedzania mojego fanpage na facebooku oraz ćwierkacza. Znajdziecie tam sporo różnych przemyśleń, głupot i dowiecie się co słychać u Rasgula. Pozdrawiam!