Wszedłem ostatnio na swojego bloga i zauważyłem, że sporo tu krytykuję, a wręcz hejcę. Moje nastawienie do wielu zjawisk w branży jest zdecydowanie zbyt negatywne. Wiadomo, że wytykać palcem jest najłatwiej, co zresztą udowadniam w większej ilości swoich wypocin o gamingu. Czyta je coraz więcej osób, bo z dnia na dzień graczy przybywa. Codziennie ktoś ściągnie sobie Angry Birds czy League of Legends, albo kupi za grosze jakiś tytuł na steamowej wyprzedaży. Patrząc na te idące wzwyż statystyki, uśmiecham się. Głupio cieszę się, że gry stały się tak bardzo popularne. Dlatego postanowiłem napisać o tym luźny wywód.
Ciężko nie mówić o tej gałęzi rozgrywki jak o drobnostce. W końcu swoją wartością przebija ona kinematografię, książki, muzykę czy inne metody dostarczania nam zabawy. Dawniej taki stan rzeczy był jedynie wizją jakiegoś szaleńca, dziś zaś jest rzeczywistością. Dla przeciwników gier wideo szczególnie straszną. Świat wirtualny oraz jego interaktywność pochłania już wszystkich. Ciężko znaleźć człowieka, który nigdy nie miał styczności z jakąś produkcją, albo jej nie kupił. Najpewniej jest to któraś z odsłon serii GTA, FIFA, Call of Duty, albo Gran Turismo, ale nadal statystyki nie kłamią! Dobra połowa pozostanie już tylko na tym, reszta zaś zagłębi się troszkę dalej. Jak dla mnie, to super sprawa! Rynek wreszcie zaczyna się rozrastać, a zjawisko „bycia graczem” ulega pewnej dewaluacji. Łatwiej jest wyjść teraz na ulicę czy na podwórko i oprócz obgadywania sąsiada, narzekania na nauczycielkę, krytykowania polityków, wymieniania się technologicznymi nowinkami, porozmawiać troszkę o tym w co się ostatnio grało. Jak o czymkolwiek innym, na co przychodzi nam codziennie marnotrawić tak wiele cennego czasu. W dodatku znajomi nie spojrzą na mnie jak na nerda, jak to utrwaliło się w świadomości społeczeństwa. W końcu z graniem też mają jakąś styczność. Interaktywna rozrywka już od jakiegoś czasu przestała być niszą jaką zapamiętałem. Dawniej brali w niej udział tylko nieliczni, dziś są to praktycznie wszyscy. Łatwiej jest znaleźć towarzyszów do wspólnego ukończenia kampanii kooperacyjnej, albo gromienia zastępu „noobków” w trybie multiplayer Call of Duty. Małe domówki przy DJ Hero, Guitar Hero, albo wspólne piwkowanie przy FIFuni, to coś z czym spotykam się coraz częściej. Wbrew pozorom gry nie zrobią z nas nietowarzyskich bydlaków, a wręcz przeciwnie. Mogą pomóc przy zawieraniu nowych znajomości, utrwalaniu tych starych, albo robić za tło do rozmów na „bardziej poważne” tematy.
Popularność ciągnie oczywiście za sobą pewne konsekwencje. Te dobre, te złe, te neutralne. Ciężko nie zauważyć, że gry ostatnio stały się strasznie przystępne. Dobrze przeczytaliście nie łatwe, tylko przystępne. Masa banalnych porad, tutoriale, sterowanie ograniczające się do trzech przycisków – to wszystko przystosowane zostało pod osobników, którzy takiego pada trzymają w dłoniach po raz pierwszy. Nie zmieni to faktu, iż będą bawili się przy takim Uncharted jak podczas kinowego seansu z Indiana Jonesem. Jest w tym coś pięknego, choć jak wszyscy wiemy piękno to rzecz niezwykle subiektywna. Stąd biorą się narzekania starych wyjadaczy na obecny stan rynku. Upłynnienie rozgrywki i zwiększenie nieprzerwanej frajdy z przechodzenia etapów, traktują jako wrzód na tyłku. Napis „Game Over” to dla nich rzecz normalna. Jednak nie każdy początkujący lubi już na samym początku przegrywać. Nie chcą czuć się zagubieni, dlatego potrzebna im pomoc w postaci rączek twórców i powolnego prowadzenia ich przez wyzwania. Poprzednie generacje konsol kojarzą mi się z brakiem intuicyjności oraz dostępności zarazem. Do niektórych klasyków ciężko się teraz przestawić ze względu na ich ociężałe sterowanie. PS3 i Xbox 360 udostępniły gaming na szerszą skalę tak, żeby typowy Kowalski siadając przed ekran nie czuł się jak idiota, a jak człowiek od którego zależą losy świata. Po to w końcu odrywamy się od rzeczywistości, co nie?
Podejrzewam, że to właśnie teraz na Xbox One, a także PS4 przyjdzie pora na eksperymenty oraz zmianę dotychczas znanych schematów. Kombinowanie z tą samą formą. Liniowe poziomy zaczną być bardziej otwarte, a nowe silniki graficzne stworzą jeszcze bardziej wciągające światy. Teraz, kiedy rynek śmierdzi stagnacją, przyjdzie pora na innowację. I tu pokazuje się powoli pozytywna strona popularności interaktywnej rozrywki. Ponieważ staje się ona z dnia na dzień coraz więcej warta, to zacznie przyciągać do siebie coraz więcej ludzi. Konsumentów jak i twórców. Wytworzy się większa ilość nisz i ciężko będzie mówić o powtarzalności. Jesteśmy już tego obecnie świadkami. Przybywa nam cały czas małych ekip indie developerów, którzy czekają tylko, żeby puścić w obieg ich ciekawe pomysły. Codziennie wiele nowych twarzy pojawia się w branży, często przyciągniętych zarobkiem. Wypuszczają jednak różniące się od standardów produkcje i chwała im za to! Giganci z nimi też w końcu muszą się liczyć, bo pomimo małej skali to nadal jest to jakaś konkurencja.
Gry jako konkurencję traktują również media. W sumie to nawet nie wiedzieć czemu. Branie udziału w wirtualnej przemocy według nich, tworzy morderców, złodziei, anarchistów i ludzi nieszanujących prawa. Jakby nie było o czym informować, tylko oczerniać niektóre subkultury, a przy tym ukrywać fakt, iż przecież nie we wszystkich tytułach leje się gęsto posoka. Ba! Można nawet rozwinąć zdolność logicznego myślenia! Dowodzi to tylko tego, że interaktywna rozrywka odnosi sukces, pomimo swej młodości. Chociaż jest więcej warta niż inne metody rozrywki, to raczej stanowi dla nich odskocznię oraz ich fuzję, aniżeli zamiennik. Inni powinni tylko poklaskać, pogratulować, życzyć powodzenia, a nie krytykować ze słabą bazą argumentów u podstaw.
Popularność tej branży to rzecz niezaprzeczalna, do której trzeba się przyzwyczaić, ponieważ ona jeszcze długo nie przeminie. Wraz z postępem technologii będzie się ulepszać. Ja się z tego powodu tylko cieszę, bo przyjdzie mi na tym korzystać. Wam jako graczom również. Być może półka AAA jeszcze będzie się kłaniać casualom, ale i na niej przyjdzie czas na eksperymenty czy ewolucje. Cieszmy się zatem, że gry oficjalnie weszły do mainstreamu! Tylko bawcie się przy nich z umiarem! Żebyście nie skończyli jak legendarna grupa, przedstawiana na reportażach kilku stacji telewizyjnych!
Zachęcam do odwiedzania mojego fanpage na facebooku oraz ćwierkacza. Znajdziecie tam sporo różnych przemyśleń, głupot i dowiecie się co słychać u Rasgula. Pozdrawiam!