Deadpool to jeden z najbardziej oryginalnych tworów Marvela, jaki zdołał przeniknąć do popkulturowej świadomości - głównie za sprawą internetowych memów, w których zresztą laicy często mylą go ze Spider-Manem. Kim tak naprawdę jest „Merc with a Mouth”, wyszczekany najemnik, który od ponad dwudziestu lat gości na kartach komiksów, zaliczył imponującą liczbę występów gościnnych w filmach i grach, doczekał się własnej gry komputerowej, a już za kilka dni wystąpi w swoim własnym filmie?
Cóż, łatwiej byłoby odpowiedzieć, kim nie jest.
Geneza
W porównaniu z większością ikonicznych superbohaterów, Deadpool to młodzik nie mający jeszcze nawet ćwierćwiecza na karku. Zadebiutował jako złoczyńca w komiksie New Mutant #98 wydanym w lutym 1991 roku. Jego ojcami są rysownik Rob Liefeld oraz scenarzysta Fabian Nicieza, którzy po debiucie uczynili z niego regularnego przeciwnika dla mutantów w serii X-Force. Kiedy Liefeld pokazał Niciezie szkice swojego nowego bohatera razem z adnotacją, że jest to „zabójca z nadludzką zwinnością”, ten drugi skwitował to krótkim komentarzem, że „to Deathstroke z Teen Titans” (komiksowej serii o młodzieżowej grupie superbohaterów wydawanej przez konkurencyjne wydawnictwo DC). Nicieza postanowił z tego zrobić zresztą wewnętrzny żart, dając Deadpoolowi tożsamość Wade’a Wilsona, budzącą skojarzenia z prawdziwym imieniem i nazwiskiem Deathstroke’a, Slade’em Wilsonem.
Przez pierwsze lata Deadpool regularnie pojawiał się jako przeciwnik dla bohaterów, goszcząc między innymi w Daredevilu czy Avengers. Swojej pierwszej, własnej miniserii doczekał się w 1993 roku, zaś w 1997 – serii regularnej, która na dobre rozkręciła popularność tej postaci. W tych właśnie zeszytach Deadpool zaczął też być tym, czym jest teraz – antybohaterską parodią superbohaterskiego świata. Jak twierdził Joe Kelly, pierwszy scenarzysta Deadpool vol. 1:
„W Deadpoolu mogliśmy robić co chcieliśmy, ponieważ wszyscy spodziewali się, że seria może zostać anulowana w każdej chwili. Z tego powodu, nikt się niczym nie przejmował. A nam uchodziło to na sucho”. |
Volume 1 doczekał się w sumie 69 zeszytów i rozpropagował postać Wade’a Wilsona, sprawiając, że na stałe zagościł w kalendarzu wydawniczym Marvela, momentami liczbą wychodzących równocześnie serii konkurując z takimi ulubieńcami wydawnictwa jak Wolverine czy Spider-Man.
Bardziej genezowa geneza
Jeśli chodzi o komiksową historię Wade’a, to wartym odnotowania faktem jest to, że nie jest on mutantem jak chociażby X-Men. Całe szczenięce lata i kawałek dorosłego życia spędził jako zwyczajny człowiek. Mimo dość trudnego dzieciństwa, wyszedł na ludzi, skończył studia i ożenił się. Razem ze swoją małżonką Mercedes zamieszkał w górach, daleko od cywilizacji. Pewnej zimy para wyłowiła z rzeki półżywego mężczyznę, któremu postanowili pomóc. Jak się okazało, nieznajomy był najemnym mordercą o pseudonimie T-Ray, któremu nie udało się wykonać zlecenia. Za udzieloną pomoc odwdzięczył się zabijając Mercedes i ciężko raniąc Wilsona. Wade postanowił sam zostać najemnikiem, licząc na to, że w ten sposób kiedyś trafi na mordercę swojej żony i zemści się (do których spotkań, jak można się domyślić, doszło więcej niż tylko raz).
Plany Wade’a pogmatwały się, kiedy zdiagnozowano u niego raka. Nie mając już nic do stracenia, zgodził się, by wojskowy program Weapon X (odpowiedzialny między innymi za stworzenie takich maszyn do zabijania jak Wolverine czy Sabretooth) przeprowadził na nim eksperymentalną operację, która uczyni go znacznie silniejszym i wyleczy z choroby. Eksperyment nie do końca się udał – wprawdzie Wade zyskał czynnik regeneracyjny i stał się silniejszy, ale jednocześnie całe jego ciało zostało oszpecone. W dość wybuchowym stylu opuścił Weapon X i rozpoczął karierę jako najemnik do wynajęcia, znany tak z wybitnych umiejętności, jak i z tego, że ma konkretnie nierówno pod sufitem. Przynajmniej tak wygląda najpopularniejsza wersja jego genezy, bo, jak to w komiksach bywa, kolejni scenarzyści dorzucali swoich cegiełek do historii Wade’a i od czasu do czasu dokonywali szokujących zmian w jego przeszłości, mieszając do tego stopnia, że na chwilę obecną nie ma jednej, kanonicznej wersji, nie wiadomo nawet, czy rzeczywiście Wade Wilson to jego prawdziwe imię i nazwisko.
Jak dotąd w Polsce nie zostały wydane żadne komiksy z pyskatym najemnikiem. Dotychczas jeśli ktoś chciał bliżej zapoznać się z jego przygodami, musiał skorzystać z angielskojęzycznych wydań, spośród których szczególnie polecam poniższe tytuły: Deadpool vol.1 #65-69 – finałowa historia pierwszej serii regularnej o Wilsonie Agent X – kontynuacja wątków z powyższej historii Cable and Deadpool - sparowanie pyskatego najemnika z będącym esencją „ekstremalnych” lat 90-tych bohaterem dało wybuchową mieszankę Messiah War – crossover będący środkową częścią trylogii o Mesjaszu Mutantów sam w sobie zbiera mieszane opinie, ale ma zaskakująco dobrze pisanego Deadpoola Uncanny X-Force – znacznie poważniejszy komiks, w którym Deadpool jest częścią tajnego oddziału X-Men wykonującego zadania zbyt „brudne” dla regularnych mutantów
Na szczęście, już niedługo sytuacja ulegnie zmianie i na polskim rynku ukażą się aż dwa polskojęzyczne komiksy poświęcone Deadpoolowi. Pierwszy ukaże się w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela jako tom 86 tejże serii. Będzie to Wojna Wade'a Wilsona i jej cena, podobnie jak wszystkich tomików kolekcji, wyniesie niecałe czterdzieści złotych. Kolejny tytuł o tej barwnej postaci na rynek wprowadzi wydawnictwo Egmont - za Deadpool: Martwi Prezydenci zapłacimy również czterdzieści złotych. |
W późniejszych przygodach najemnik regularnie stawał naprzeciwko licznym superbohaterom, czasem również u ich boku walczył ze złem. Przez jakiś czas był samozwańczym członkiem X-Men, doczekał się własnego korpusu Deadpooli, zaprzyjaźnił się z Cable’em i Taskmasterem, może też pochwalić się dość zażyłymi stosunkami ze Śmiercią, co najpewniej spędza sen z powiek Thanosowi, który od dziesięcioleci również podkochuje się w tym abstrakcie.
A czwarta ściana runie
Tym, co przyczyniło się do popularności komiksów o Deadpoolu, jest zwariowany, groteskowy klimat i humor. Choć Wade jest częścią tego samego świata co Spider-Man, Avengers czy X-Men, jego komiksy pełne są absurdów, czarnego humoru i wydarzeń przedstawianych w krzywym zwierciadle. Wyszczekany najemnik niczego i nikogo nie traktuje poważnie, ze względu na swój czynnik regeneracyjny i świra ma też dość lekkomyślne podejście do własnego życia. Mimo to nie można go nazwać postacią typowo negatywną, kieruje się swoim własnym kompasem moralnym, który od czasu do czasu nakazuje mu zrobienie właściwej rzeczy.
Najbardziej wyjątkową cechą Deadpoola jest zdolność burzenia tak zwanej czwartej ściany, czyli bariery między komiksem a prawdziwym światem. Oznacza to, że Wilson zdaje sobie sprawę z tego, że jest wymyślonym bohaterem występującym w komiksie i czasem zwraca się bezpośrednio do czytelnika, komentuje pomysły scenarzysty i rysownika bądź prowadzi dyskusje z dymkami narracyjnymi. Zdolność ta jest ekstremalnie rzadka w uniwersum Marvela i spekuluje się, że to właśnie ona jest źródłem szaleństwa Wade’a (bądź konsekwencją tegoż).
Poolkultura
Choć Deadpool cieszył się popularnością już w latach dziewięćdziesiątych, to była to sława jedynie w obrębie fandomu, przeciętny zjadacz chleba o nim nie słyszał. Sytuacja zaczęła zmieniać się w dobie popularności internetu i memów. Wade Wilson okazał się być bardzo lubianym przez użytkowników takich miejsc jak 4chan bohaterem i to w dużej mierze im zawdzięczamy fakt, że pyskaty najemnik zaczął być szerzej znany. Początkowo wielu laików myliło go ze Spider-Manem, ale odsetek takich osób systematycznie malał. Marvel oczywiście był świadomy rosnącej popularności swojego antybohatera i kuł żelazo póki gorące, zalewając rynek kolejnymi komiksami o Wilsonie. Jak to zwykle w takim wypadku bywa, ilość rzadko kiedy przekładała się na jakość, ale wśród natłoku tytułów od czasu do czasu można było znaleźć jakąś perełkę.
Wade zaliczył całą gamę gościnnych występów w innych mediach. Pojawił się w animowanej serii X-Men, gdzie jednak nie miał żadnej ważnej roli, wystąpił też w pojedynczych odcinkach Marvel Anime: X-Men, Ultimate Spider-Man oraz Marvel Disk Wars The Avengers i w kilkunastu grach komputerowych na licencji Marvela. Najbardziej niechlubne wystąpienie, o którym fani chcieliby zapomnieć, miało miejsce w fimie X-Men Geneza: Wolverine. Obraz ten sam w sobie uznawany jest za najgorszy fragment liczącej już siedem tytułów serii, ale Wade został w nim szczególnie kiepsko potraktowany. O ile grany przez Ryana Reynoldsa antybohater w pierwszych scenach, jeszcze jako człowiek, wypada nienajgorzej, tak w pewnym momencie przechodzi transformację, która daje mu cały zestaw przekombinowanych mocy i, co szczególnie boli, traci zdolność mówienia. Odbieranie uwielbianej postaci cechy, za którą wszyscy ją uwielbiają, nie mogło skończyć się dobrze. Na szczęście istnieje spora szansa, że jeszcze zobaczymy „właściwego” Deadpoola na ekranach kin. Już za kilka dni premierę mieć będzie poświęcony tej postaci film pełnometrażowy. Ponownie w rolę główną wcieli się Ryan Reynolds, sam Wade ma zaś znacznie bardziej przypominać swój komiksowy odpowiednik – zachowa między innymi swoją zdolność burzenia czwartej ściany. Data premiery została zaplanowana na dwunasty lutego 2016 roku.
Warto wspomnieć również o wydanej w 2013 roku przez Activision Blizzard grze Deadpool: The Video Game stworzonej przez znane z całkiem niezłych Transformers studio High Moon. Choć tytuł nie porywał mechanizmami rozgrywki (osobiście oceniłem grę na 5.5/10), to samą postać najemnika odwzorował świetnie, zachowując jego poczucie humoru i absurdalny klimat historii. Przez pewien okres czasu, w wyniku wygaśnięcia umów licencyjnych, tytuł był prawdziwym białym krukiem dostępnym jedynie w drugim obiegu, ale od jakiegoś czasu jest on znowu dostępny do kupienia oficjalnymi kanałami - chociażby na Steamie.
Pool-o-wizja
Wade Wilson to dzisiaj nie tylko antybohater komiksowy. To popkulturowy fenomen, który żyje już nie tylko w komiksach, ale również w innych mediach i, a może przede wszystkim, wśród internetowych społeczności. Czego jest doskonale świadomy, więc wiecie... zastanówcie się kilka razy, nim go skrytykujecie. A nóż postanowi Was odwiedzić i naprostować zdanie na jego temat.
Nie, żeby taki los spotkał mnie. Ten tekst wcale nie został napisany, by gloryfikować tę postać. Naprawdę. I nie, Wade wcale mi nie groził, że jak coś będzie nie tak, to wyrazi swoje głębokie niezadowolenie za pomocą katany i różowego uzi. Nie stoi też tuż nad moją głową. POMOCY ON MNIE AAARRRGH.